Zaloguj się do konta

Przygoda na łowisku

Było to w lipcu 1998 r, dzień zapowiadał się słoneczny. Z sąsiadem Januszem postanowiliśmy wybrać się na ryby. Jak zwykle na bagażnik samochodu Fiat 126p załadowaliśmy łódkę "Stynka", zanęta domowej roboty a na przynętę kokony / przeobrażone już białe robaki /. Zawsze łowiliśmy na zbiorniku wodnym tz. dzikim - dzisiaj administrowanym przez PZW Koło miejskie w Złotoryi o nazwie Zbiornik LENA II.

Po zanęceniu stałego miejsca nastąpiły energiczne brania. Łowiliśmy wzdręgę, / najlepiej brała na te kokony /, do siatki trafiały tylko sztuki o wymiarze 30 cm i większe. Ok. godz. 9.30 postanowiliśmy wracać. Siatkę z rybami przywiązaliśmy do tylnej części łódki, / złowiliśmy ok 15 sztuk/. Kol. Janusz jako właściciel łódki zawsze był "kapitanem" - dowodzącym rejsem, ja zaś siłą napędową - wioślarzem. Dobijając do brzegu zauważyliśmy, że z wody wystaje kierownica rowerowa. Zmieniając "kurs" dopłynęliśmy w to miejsce. Okazało się, że faktycznie pomiędzy trzcinami stoi zatopiony rower.

Pierwsza myśl jaka nam przyszła do głowy, to możliwość pozostawienia roweru przez wędkarza łowiącego na lodzie, o którym zapomniał, a później po roztopach rower po prostu utonął. Zabraliśmy więc ten rower do domu. Podczas wyładunku z łodzi okazało się, że w siatce jest dziura i wszystkie ryby odpłynęły/ ale to nie strata - adrenalina przy ich holu trwała jeszcze w nas/. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po dwóch dniach zadzwonił do mnie telefon z zapytaniem o rower. Okazało się, że rower ten " ukrył w wodzie " znany z widzenia wędkarz, tłumacząc nam, że chciał go bezpiecznie przechować i zabezpieczyć przed kradzieżą w czasie gdy oddalił się na łowisko. Rower oczywiście oddaliśmy. A wzdręgi jak brały tak brały, ale do czasu, tz. gdy łowisko stało się popularne i przeszło pod PZW, zbiornik zarybiono.

Na łowisku spotyka się większe rzesze wędkarzy, każdy nęci aby złowić a ryba bierze tak jak wszędzie - czyli słabo i sporadycznie. Morał opowieści, wybraliśmy się na ryby - wróciliśmy z niczym ale przeżyliśmy wspaniałą przygodę.

Opinie (3)

użytkownik

jak widać Stasiu , nad wodą wszystko może się zdarzyć, kiedyś byliśmy z wiosny ale był jeszcze gdzie niegdzie lód z kolegami na rybach na zbiorniku Dierżno od strony północnej był jeszcze lód więc po lodzie prześliśmy na stanowisko i łowimy , po czasie przyjechał wędkarz na komarku, nie chcąc zostawiac go na brzegu postawił go na lodzie tak by mogł go widzieć od strony gdzie wędkował , wszystko było ok , ale jak w południe słoneczko przygrzało nagle usłyszeliśmy plusk to ten komarek postawiony na stopkach wpadł do wody i po komarku ani go widać nie było , a zarazem popękany lód uniemożliwił nam powrót na brzeg , dopiero po naszej prośbie jeden z wędkarzy podpłynął do nas na łodzi i przewiózł nas na brzeg tak to niestety bywa = pozdrowienia [2009-03-06 07:27]

wanrltw4

ja kiedyś byłem na karasiach i złowiłem 5 dorodnych sztuk ale kiedy poszłem się załatwić zauwarzyłem branie szybko biegłem do wędki ale ona już była w wodzie nie wiedziałem co robić więc skoczyłem do stawu złapałem wędkę i kierowałem się do brzegu i zaczołem chol wyciągłem ładnego karpia ale karasi ani siatki już nie było:( [2009-03-06 21:47]

rysiek38

chyba wiekszosc z nas gonila juz sprzet - ja nauczony doswiadczeniem zawsze luzuje hamulec i to mocno ,tylko trzeba pamietac by w chwili zaciecia przytrzymac palcem szpule [2009-03-07 22:46]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej