Przygoda z brzaną - zdjęcia, foto - 1 zdjęć
Ta historia przypomniała mi najsmutniejszy okres mego życia, czyli śmierć mego ojca. Był dla mnie wszystkim, w każdej dziedzinie. Poza miłością do wędkarstwa, do przyrody nauczył mnie kochać literaturę. Czytał na głos wiersze Asnyka, Tuwima, Kasprowicza. Dyskutował ze mną ( by nie powiedzieć, że mnie po prostu odpytywał ) z Prusa, Orzeszkowej, Żeromskiego. Walczyłem z tym, buntowałem się. Chciałem iść na dwór do chłopaków, ale najpierw musiałem zadeklamować np. Staffa :
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny…
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny…
Dżdżu krople spadają i tłuką w me okno..
Jęk szklany ? Płacz szklany ?
A szyby w mgle mokną…
I światła szarego blask sączy się senny
O szyby deszcz dzwoni,..deszcz dzwoni jesienny..
Okazało się w Liceum że ta literacka wiedza przyswajana w „mękach” była moim wielkim atutem i o mały włos nie wylądowałbym na egzaminach na Miodowej 23 ( ale zabrakło mi odwagi ).
Byłem w III klasie jak ojciec „odszedł”... Matka łodzie sprzedała, wędki, Syrenkę i warsztat krawiecki. Zamieniła to wszystko na wkłady w Spółdzielni Mieszkaniowej dla mnie i siostry. Miałem o to do niej straszny żal. Po latach pierwszy raz przeprosiłem mamę i przyznałem jej rację. Mam teraz gdzie mieszkać…
Przyznam szczerze, że nie umiałem łowić z brzegu. Ciągłe zaczepianie i rwanie zestawów o gałęzie drzew. Na łódce tego nie było. No i łowienie na „małej Łynie”, czyli szybkiej, płytkiej , po prostu w Krainie Brzany. Ale ciągnęło mnie straszliwie nad wodę. Niby czwarta klasa, matura za pasem a ja myślę o tym, by posiedzieć nad wodą. I nie chodzi o ryby. Spokój, kontemplacja, oderwanie się od codzienności i nerwowej coraz bardziej atmosfery. A może szukałem tam…
Zdałem maturę przyzwoicie. Ale piątki z WOS-u nie dostałem. I przyznam się, że spodziewałem się tego, czyli zemsty dyrektora. Za to na egzaminach na AWF-ie w Warszawie z WOS-u dostałem 5 i maksymalnie 20 pkt.
Czekając na wyniki egzaminów i po wycieczce z kolegami na trasie NRD i Czechy wracam nad rzekę. Trudno mi się do niej przyzwyczaić. Ledwie obrócisz głowę a już widzisz drugi brzeg. Strach po ciemku zarzucać , bo trafisz w krzaki na drugim brzegu. Jak tu łowić na poważnie ?
Ale wyjścia nie mam. Albo będę wędkować, albo chodzić po knajpach z kolegami. Nie mogą tego pojąć, że zamiast balować to ja na ryby idę . W zasadzie nic nie wiem o rybach żyjących w tej Łynie. No tyle co z książek.
I w końcu trafiłem na fachowca. Okazał się nim konkubent jednej z uczennic ojca. I to całkiem przypadkowo. Łaziłem z wędką wzdłuż brzegu i trafiłem na niego. Na pana Krzysia. Poznał mnie, zagadał i zaprosił na piwko. Normalny człowiek omijałby go z daleka, bowiem pan Krzysio bywał nieogolony, niedomyty, w poszarpanym ubraniu i śmierdział „dzikunami” na kilometr. Za to wiedzę o rybach miał ogromną. Pan Krzysio przychodził nad rzekę z wiaderkiem po marmoladzie, w którym miał białe robaki. Ale ile ! Ze dwa litry za każdym razem. Sypał garściami te robale do wody. A po chwili łowił na przepływankę. Ryby wariowały. Klenie, jazie, jelce, płocie, leszcze a nawet brzany i świnki. No szaleństwo po prostu. Zacinał co piąte branie, ale z kilka kilogramów nałowił zawsze. Trudno było przy nim wysiedzieć ze względu na smród wydobywający się z wiaderka, ale siedziałem i patrzyłem na ten spektakl jak urzeczony…Takiej ilości brań w życiu nie widziałem. Pan Krzysio powiedział, że tu jest dołek i te robaki tam się zatrzymują. No i ryby tam zaglądają zawsze...
Postanowiłem zasadzić się na noc w tym miejscu. Czytałem o połowach brzan, że glina, pocięte rosówki, ścinki sera. Tego miałem pod dostatkiem, bo u nas była serownia. W zasadzie, to wszyscy w moim mieście łowili brzany na ser, bo mieliśmy dostęp do serowych odpadów. Łowiono brzany ogromne. 5-6 kg to nie była wielka sensacja. Wiele zrywało się, bo sprzęt po prostu nie wytrzymywał walki z takimi gigantami. Ja kupiłem sobie będąc na obozie w NRD spinning Germiny i czeski kołowrotek Roen II. Sprzęt solidny. Do tego gorzowski Stilon 0,30. Druga wędka po ojcu. Była uszkodzona i może dlatego ostała się. Ale kolega ojca naprawił mi ją i mogłem łowić. To był metalowy spinning. Nie spotkałem podobnego „kija” później. Sprzęt miałem i chęci, więc można było się zasadzić na „potwory”. Miałem jeszcze po ojcu ciężarki w kształcie połączonych podstawą dwóch trapezów, które sam odlewał. Były ciężkie i dobrze trzymały zestaw w nurcie. Ale jak za mocno wyrzuciłeś i ołów zawisł na drzewie na drugim brzegu, to trzeba było bardzo uważać przy ściąganiu. Ołów wracał jak pocisk…Tak więc zarzucanie po ciemku ciężkim zestawem w wąskiej rzeczce to nie lada sztuka.
Na miejscu byłem po 20-tej. Trochę za wcześnie, ale chciałem zapamiętać wszystko dookoła nim zapadnie ciemność. Nic nie brało. W końcu wyciągam zestawy, by zobaczyć, czy jest ser i rosówka. Sera nie było. Pewnie spadł przy zarzucaniu… Założyłem nową kostkę. Delikatny zamach a mimo to nie słyszę plusku, tylko szelest gałęzi. No ładnie…Kombinuję jak emeryt przed pierwszym, by nie oberwać ołowiem w głowę. Mało do wody nie wpadłem w tym tańcu. Ale zestaw wrócił cały. Nadal nie ma brań. Oko mi się zamyka a chłód przenika przez koszulę i nie daje zasnąć. Nie zabrałem kurtki, bo to przecież lipiec. Z dyskoteki wracałem nie raz na krótki rękaw i jakoś nie zmarzłem, to co będę kurtkę brał...
Może dlatego zdążyłem chwycić wędkę po mocnym targnięciu. Ryba pociągnęła ją z podpórki, ale zdążyłem chwycić za dolnik. Nie musiałem zacinać, po takim ataku ryba zapięła się sama. Zaczęło się szaleństwo. Hol po ciemku potężnej ryby. Jakbym samego diabła holował. Nie mogłem nawijać żyłki, bo co chwila wyrywała mi wędkę z ręki. Szczytówka prawie cały czas w dole. Co podniosę wędkę, to zaraz wraca w dół...
Nie wiem ile to szaleństwo trwało, ale ruszyła się i płynęła pod prąd, czyli w moim kierunku. Zacząłem w końcu nawijać żyłkę. Ryba jest przy zaroślach a ja nie widzę, co mam na wędce. Latarka wypadła mi jak schodziłem ze skarpy do rzeki. Boże, kiedy się rozjaśni… Nie wiem co robić. Nawet podbieraka nie mam. Ryba nie pluszcze się. Jest zmęczona. Postanowiłem wejść w te zielska. Wbijam wędkę w skarpę. Woda zimna, ale co tam. Taka zdobycz przede mną. Jeszcze tylko dwa metry… Woda sięga mi do ramion. Cholera, nie myślałem, że tak tu głęboko. Trafiłem w końcu na żyłkę i powoli przesuwam rękę po niej. Trafiam na pysk i wąsik… A więc to brzana. Ogromna brzana ! Nie wiem kiedy nastąpiłem na jakiś śliski kamień i straciłem równowagę… Brzana po moim dotyku „obudziła się”. Szarpnęła się kilka razy i odpłynęła z hakiem w pysku. Mnie pozostała darmowa, choć nie chciana nocna kąpiel…
Autor tekstu: Mirosław Klimczak
Roxola | |
---|---|
Początek i wspomnienia o Twoim ojcu, bardzo piękne i przejmujące. Bardzo fajnie również opisałeś przygodę z brzaną ...jak zawsze przyjemnie się czyta. Masz niezwykłą umiejętność stopniowania emocji. Zaczęłam czytać z powagą i skupieniem, natomiast przy końcu już się śmiałam. ***** (2012-05-14 13:31) | |
feroza | |
Parafrazując: "Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło." A także: "Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło," Lecz wiedział, "że we mnie skrę" roztlił... i mądrych doświadczeń darował tak dużo. Za "całokształt"- *****/to zbyt mało, "tak mało..."/ (2012-05-14 13:37) | |
Zibi60 | |
Przejąłeś geny po wspaniałym ojcu. Kapitalnie, że się z nami dzielisz tą poezją z życia wziętą. Mnie ciągle mało... 5* (2012-05-14 14:36) | |
krzychu64 | |
Popieram Zbyszka. A Ty Mirku chciałeś zaprzestać pisania. Nie spoczniemy w męczeniu Cię byś pisał kolejne blogi. (*****) Wspaniale się czyta. Szkoda, że się za młodu nie przykładałem do nauki i nie mam tak lekkiej ręki do pisania. (2012-05-14 15:10) | |
ryukon1975 | |
Pięć ***** za wspaniały opis przygody z rybą która trzymała mnie nad rzeką przez wiele dni i nocy.Jeszcze wiele razy zmarznę,nie dośpię i nie dojem na jej zew,zew brzany. (2012-05-14 18:20) | |
diminuendoXD | |
Dobrze kolego ale to jest portal o wędkowaniu a nie o problemach rodzinnych ... (2012-05-15 11:54) | |
ZanderHunter | |
Więcej,więcej Mirku takich wpisów...*****. (2012-05-16 18:35) | |
camelot | |
Czytanie Twoich opowiadań to nie tylko przyjemność - To prawdziwa uczta ! 5***** Pozdrawiam serdecznie ! (2012-05-16 22:00) | |
Tomekoo | |
Piękny wpis;) ***** (2012-05-19 11:45) | |
Arturr0 | |
Świetne opowiadanie. A i przygoda z brzaną niecodzienna ;-D. (2012-05-22 17:57) | |
piotrekelk | |
czytając miałem minę raczej poważną i zaciekawioną...ale pod koniec opowiadania...uśmiech i wyobrażenie sobie tej całej pełnej emocji sytuacji z rybą:) (2012-05-23 10:00) | |
t12tom | |
Uwielbiam te Twoje historie. Często rozpoczynam od nich dzień. Pisz chłopaku, a ja bedę się śmiał. Pozdrawiam i połamania ***** (2012-05-25 08:54) | |
sauber | |
Mirek piękne opowiadanie ***** :) (2012-05-26 10:57) | |
bednar14 | |
Tak piękne, muszę kiedyś zmierzyć się z brzaną! (2012-06-13 14:44) | |
DOMINSPIN | |
elo elo (2012-06-23 21:39) | |