Przygoda z sandaczami
Marcin Kampka (Maycin92)
2012-06-27
Przygoda z Sandaczami:
Było to w dzień dziecka: 01.06.2012r. Nastał upragniony koniec okresu ochronnego sandacza więc postanowiłem wybrać się na rybki. Wziąłem spinning i w drogę. Moje łowisko to żwirownia o glinianym i piaszczystym dnie. Po złożeniu zestawu nastąpiło czesanie wody, raz w jedną stronę raz w drugą. Po pół godzinnym łowieniu nastąpiło pierwsze pstryknięcie. Już na mojej twarzy maluje się uśmiech. I po chwili ląduje sandacz, malutki ale zawsze. Już wiedziałem że trafiłem na dobre miejsce. Po chwili łowienia siedzi następny, znów malutki. Fotka i do wody. W dalszym ciągu liczę na jakiegoś potwora (co najmniej 50cm :D ). Po upłynięciu godziny zaczął obficie padać deszcz. W związku z tym że na łowisko przyjechałem motorem, postanowiłem że niema sensu uciekać przed deszczem. Więc ubrałem kurtawę i do roboty! Jakie wielkie było moje zdziwienie, kiedy w czasie deszczu sandałki brały jak szalone. Podczas ulewy ciężko było zobaczyć plecionkę więc wszystkie brania wyczuwałem z kija. Co rzut zaliczałem pstryknięcie albo sandacza. Bardzo dużo ryb mi się spięło podczas holu. Tego dnia złowiłem jeszcze 4, ale ani jednego wymiarowego, same "przedszkolaki". Więc warto poświęcić swój wolny czas na rybach, nawet wtedy, kiedy pogoda nie sprzyja.
Pozdrawiam sandaczowych maniaków!