Przynęta ciasto i chleb - sposób dziadka
Piotr Zygmunt (barrakuda81)
2014-07-28
Lato.Czas urlopów,wyjazdów,wypoczynku - tego prawdziwego i tego tylko "z nazwy"...Z autopsji wiem ,że czasem człowiek wolałby wrócić do szarej rzeczywistości codziennych zajęć niż relaksować się w sposób który na dłuższą metę może przyprawić o ...problemy z żołądkiem lub psychiką.Mam na myśli formy spędzania wolnego czasu traktowane przeze mnie czasem jako "konieczny obowiązek" czyli spotkania rodzinne. Przynęta ciasto i chleb - sposób dziadka
Muszę tu zastrzec ,że na podstawie obecnej wiedzy nie mam podstaw by nazywać siebie jakimś socjopatą ale przyznacie sami, że zdarza się iż utrzymywanie zażyłych relacji zwłaszcza z "dalszą familią" bywa uciążliwe...Wzajemne wizyty i rewizyty na ogół raz do roku lub jeszcze rzadziej, ciągły hałas, opowieści wędkarskie podchmielonego wuja (sam nie wiem z której strony) ,kąśliwe uwagi średnio sympatycznej cioci Krysi,czy Zosi... sam już nie wiem.Rozwrzeszczane pociechy dokazują aż miło a upał wyraźnie dokucza tylko mnie!Totalnie przejedzony przypalonymi specjałami z grilla o wątpliwej niestety wartości kulinarnej ze zwichniętą psychiką podkuliwszy ogon usiłuję zaszyć się w kącie marząc o chwili kiedy wreszcie ten koszmar dobiegnie końca...
Całe szczeście że zabrałem zimne piwo - pozwoli odzyskać równowagę i zniweluje negatywne reperkusje wywołane upałem i "intensywnym życiem rodzinnym".Nareszcie moment wytchnienia od tego zamieszania...Odprężam się i zaczynam rozmyślać jakby to było miło teraz znaleźć jakieś kameralne ,zacienione miejsce ,rozłożyć wędki ,usiąść na tyłku i spróbować coś złowić ... na spławik!Rzadko łowie inaczej niż na spinning ale kiedyś było odwrotnie.Teraz te proporcje się zmieniły ale zawsze w sezonie przynajmniej kilkanaście wypraw z odlegościówką muszę zaliczyć.
- No ,to już mam plan! - pomyślałem upatrując w tym jedynego ratunku przed postępującą "inwazyjną eskalacją zachowań społecznych" ze strony licznego obecnego tu kuzynostwa...
Następnego dnia a właściwie jeszcze w nocy byłem już gotowy.Zmontowane poprzedniego dnia dwa zestawy wylądowały w pokrowcu.Jeden miał mi dać szanse na pojedynek ze złotołuskim karasiem i linem a drugim postanowiłem poszukać mojej ulubionej wakacyjnej rybki - wzdręgi ,jakże wdźięcznie nazywanej krasnopiórą z racji przepięknych ,krwistoczerwonych płetw.
Chłodny przedświt powitał mnie nad brzegiem mojego ulubionego ,małego jeziorka.Moje łowisko to płytki (od.0,8 do 1,5 m głębokości)przesmyk między dwoma częściami jeziora obficie porośnięty grążelem ale posiadający też miejsca wolne od liści.Zawsze można było tu na cos liczyć.Miałem nadzieję że i tym razem się nie zawiodę.Rześkie powietrze w interakcji z poranną dawką kofeiny w postaci "małej czarnej" zrobiło swoje - senność zupełnie mnie opuściła.W zasadzie przyjemnością byłoby już samo podziwianie budzącej się do życia przyrody :płynącego opodal bobra , buszującego w sitowiu trzciniaka, rybitw które najwyraźniej zajęły się już poszukiwaniem śniadania...Pora wziąć z nich przykład - konkurencja nie śpi!Rozłożyłem zestawy.Mocniejszy z nich zarzuciłem tuż przy brzegu na granicy pływającej roślinności z nadzieją na przechytrzenie lina lub pięknego "japończyka" z których słynie to łowisko zaś lżejszą wędkę uzbroiłem w malutki spławik o wyporności 0,7 g montowany dwupunktowo i haczyk Owner nr 12.Żyłka główna o przekroju 0.14 mm i przypon zrobiony z "dwunastki" oraz obciążenie w postaci wielu mikrośrucinek miało dać mi szansę na oszukanie pięknej "czerwonopiórej".
Kilka kulek zanęty ulokowałem punktowo ,wprost na spławik cięższego zestawu , który zgodnie ze sztuką ,lekko przegruntowany oczekiwał na pierwszy kontakt z rybą.Do łowienia na lekko postanowiłem wykorzystać stary i już nieco zapomniany sposób wabienia rybek.Z racji tego że miałem zamiar łowić na pieczywo (tzw. zagniotkę) oraz ciasto z kaszy manny jako zanętę zastosowałem zwykły chleb w postaci całych kromek oraz pokrojony w bardzo drobną kostkę.Chciałem łowić "z opadu" (być może tu obrażam inteligencję wytrawnych spławikowców) czyli dawać przynęcie maksymalnie długi czas na prowokowanie ryb w toni.Kilka garści krojonego pieczywa lekko namoczonych wylądowało w bezpośrednim sąsiedztwie liści.Powoli opadając ale też unosząc się na powierzchni prowokowały wzdręgi do ataku.Od razu zauważyłem ruch!To dobry znak - teraz trzeba precyzyjnie posłać zestaw jak najbliżej liści.Zagniotka z chleba na haczyku i płynny wyrzut z boku.Bardzo miekki i paraboliczny kijek ułatwia posłanie zestawu na kilkanaście metrów.Spławiczek jeszcze nie zdążył się wyprostować a już odjechał w bok!Blyskawiczne zacięcie i pierwsza wzdręga wędruje do ręki.Jest mała ale przepiękna!
Szlachetny odcień starego złota inkrustowany krwistą czerwienią karminowych płetw - to chyba najpiękniejsza ryba karpiowata!Do wody wędrują teraz całe kromki - to nic że prąd wody może je znosić po całym łowisku.Rybki już na dobre się rozkręciły i wystarczy celować zestawem obok pływającego po powierzchni pieczywa a brania są gwałtowne i niebywale agresywne!Widać wyraźnie podskubujące chleb wzdręgi.Jego kawałki odrywają się i opadając wabią inne ryby żerujące nieco poniżej tego zamieszania.Nim rozrzedziła się nieco poranna mgła mam już na koncie kilkadziesiąt krasnopiórek.Niestety wszystkie są małe ale za to biorą agresywniej niż szczupak na żywca!Genialna zabawa!O drugiej wędce niemal zapomniałem - nic dziwnego bo ryby z dna dziś brać nie chciały.To dlatego nie przepadam za wielogodzinnymi zasiadkami i "gapieniem się" w nieruchomy spławik.Lubię jak coś się dzieje!Spławiczek po kolejnym rzucie powoli przechodzi do postawy pionowej i ...odjazd.
Zacinam i tym razem wiem że to coś na co czekałem.Delikatny zestaw na niewiele pozwala ale rybę za wszelką cenę trzeba zatrzymać aby nie weszła w liście!Udaje się to w końcu i po paru rundach na brzegu ląduje niewielki karpik.Tym razem na ciasto z kaszy manny.To wprawdzie przyłów ale przyjemny...Donęcam niewielką ilością pieczywa (nie należy przesadzać aby nie "zakwasić" wody w łowisku).Wciąż coś się dzieje.Seria krasnopiórek i znów branie inne niż wszystkie.Teraz spławik zamiast błyskawicznie zniknąć jedzie po powierzchni lekko "wystawiony".Mocny opór zwiastuje sporą rybę jednak mimo lekkiego zestawu ryba dośc szybko kapituluje.To niezły leszcz!To już zaskoczenie - latem na płyciźnie, złowiony w toni i na ciasto...Po chwili następny , nieco mniejszy!Teraz następuje krótka przerwa w braniach po czym na wędce meldują się kolejno fajny jazik (ten na chleb) oraz śliczny złoty karasek - cudeńko.Jestem tak zajęty łowieniem że nie spostrzegam nawet jak na stanowisku obok pojawiają się wędkarze.
Obserwowali moje "szaleństwa" już od dłuższego czasu.
- Panie , a na co pan łapiesz bo my tu siedzimy i nic nie ruszy? - zapytał jeden z sąsiadów.
- A na chleb, z kolacji - odpowiedziałem z usmiechem.
Facet najwyraźniej pomyślał że się z niego nabijam bo burknął coś niecenzuralnego i zamilkł z wzrokiem utkwionym w wodę.
Udało mi się tego dnia skusić jeszcze kilka krasnopiórek (wszystkie małe) i kilka około trzydziestocentymetrowych , niewymiarowych boleni (!!!) na chleb...Poprostu szok!W życiu nie przypuszczałem że rapy są jaroszami ale może to opadający biały chleb kojarzył im się z ofiarą (owadem?).Nie wiem jak to wyjaśnić...Na koniec mocniejszy zestaw pozwolił mi zmierzyć się z małym linkiem i na tym postanowiłem zakończyć tę niespodziewanie udaną przygodę.
Teraz poczułem się spełniony - upiekłem dwie pieczenie na jednym ogniu.Połowiłem do syta a teraz zmęczony zasłaniając się niewyspaniem z pewnością uniknę w domu natrętnego towarzystwa:-)Cóż ,same plusy...
Przy okazji "odświeżyłem" starą ale jarą metodę łowienia.Kiedyś była skuteczna i jak widać nic się nie zmieniło mimo cudownych "superzanęt" ,atraktorów,dipów...Czasem marketingowe bzdury robią nam wodę z mózgu.Ja cenię prostotę na rybach,bez utrudnień i udźiwnień - taki swoisty powrót do korzeni.Tak łowiło się kilkanaście lat temu z ojcem , dziadkiem - czemu więc nie teraz?Pewnie stosując ten sposób żadnych zawodów bym nie wygrał ale nie o to mi chodzi w wędkarstwie.Ja poprostu chcę się dobrze bawić!Spróbujcie ,szczerze zachęcam i ... życzę miłej zabawy z wakacyjną wzdręgą a może czymś jeszcze!