Przynętowy zawrót głowy - w poszukiwaniu ideału
Piotr Zygmunt (barrakuda81)
2016-02-03
Święty Graal spinningisty : przynęta idealna - czy istnieje? Niby każdy doświadczony wędkarz ma świadomość ,że jest to mit jak potwór z Loch Ness , Yeti czy Saskwatch... a jednak łapczywie "połykamy" te wszystkie nowinki którymi tak obficie "obdarowują" nas producenci. To nieomylny znak że zabawa w pogoń za legendą jest wpisana w naszą naturę. Nowe konstrukcje, super wibracje, grzechotki, unikatowe odcienie, wszelkie "smrodki" - na rynku są tysiące przynęt oszałamiających często bardziej nas niż ryby... Skuteczność ich weryfikuje ostatecznie każdy z nas na swoich łowiskach. Część tych eksperymentów trafia do śmieci ale trafiają się prawdziwe perełki, które stają się absolutnym "must have" w naszych pudełkach. Każdy wędkarz ma swoje preferencje. Jeden woli błystki inny zaś ulega "silikonowemu" szaleństwu. Ktoś genialnie prezentuje wobler i wygarnia na niego ryby z każdej wody a ktoś inny łowi wyłącznie na koguty... Totalnym nieporozumieniem byłoby wskazywanie na jakiś konkretny rodzaj wabika i przypisywanie mu cudownych właściwości. Osobiście w kwestii doboru przynęt jestem bardzo elastyczny. Wszystko zależy od czasu, miejsca, pory roku, rodzaju łowiska i aktywności ryb oraz... od stu tysięcy innych czynników z których chyba najważniejszym jest wiara w skuteczność tej jednej ,jedynej. Łowię zarówno woblerami jak i błystkami, próbuję swoich sił w posługiwaniu się kogutami , cykadami ale gdyby ktoś zapytał mnie o przynętę w którą wierzę najbardziej ( zwłaszcza jesienią ) bez wahania wymieniłbym gumę. Pojęcie szerokie jak horyzont na pustyni... Dlaczego guma? Możliwości prezentacji przynęty silikonowej są niemal nieograniczone. Oczywiście nie każdej i nie wszędzie. Pod uwagę biorę tylko te które zdobyły moje zaufanie. To "wielozadaniowe" i niezwykle uniwersalne imitacje rybek, robactwa i wszelkich wodnych stworzeń, które pracują nienagannie w każdej płaszczyźnie i tempie prowadzenia. Dostępne we wszelkich możliwych kombinacjach kolorystycznych pozwalają na dopasowanie się do rybiego widzimisię. Pięknie zasuwają w opadzie na ciężkiej główce jak również nadziane na wolny od obciążenia hak offsetowy. Poruszając się uwodzicielsko w toni kuszą naturalnym ruchem podejrzliwe okonie czy odpasione letnie szczupaki zalegające w kępach zielska... W razie potrzeby uzbrajam je w klasyczną jigową główkę o słusznej masie i posyłam z misją prowokowania mętnookich ukrytych w głębokiej rzecznej rynnie. To przynęty uniwersalne do bólu i skuteczne w każdym wydaniu. Jedynym ich ograniczeniem jest inwencja twórcza wędkarza. To on jest tu mistrzem drugiego planu i reżyserem. To co zaprezentuje zostanie surowo zweryfikowane przez podwodną widownię tego spektaklu... Moje ulubione gumy nie boją się także pracy na zestawie drop shot choć teoretycznie wydawać by się mogło że nie do tego zostały stworzone. Odpowiednia prezentacja, dobór wielkości do poławianego gatunku ryby czyni z nich skuteczną broń na okonie, sandacze a także szczupaki i inne gatunki które ( przynajmniej w teorii ) na gumki łowi się rzadziej. Tak - takie gumy istnieją. Czy czyni je to przynętą idealną? Z pewnością nie! W moich oczach jednak zdecydowanie przybliża je to w stronę tej definicji... Celowo skupiłem się na przynętach silikonowych. Świeże jeszcze w pamięci wspomnienia jesieni pozwalają na ocenę na gorąco tego typu przynęt. Wiem, że wiosną i latem sięgnę po zaskakujące skutecznością obrotówki, wirujące ogonki, płytko schodzące woblery i dadzą mi one wiele frajdy z łowienia. Jednak to jesień jest dla mnie królową wszelkich pór roku a to bezapelacyjnie czas gumy. Prawdopodobnie z tego wynika mój sentyment do "gumisiów". Zresztą kto nie lubi tego sandaczowego pstryknięcia czy okoniowego skubania wyczuwanego dzięki idealnej koncentracji, plecionce i odpowiedniej wędce? Gumy mają do zaoferowania jeszcze więcej. Praca, kolor a także zapach ( raczej smród ) to ich główne atuty. Producenci obecnie fabrycznie "dosmradzają" i aromatyzują swoje wynalazki co w moim odczuciu jest dobrym pomysłem. Dziś nie ma już podziału na twistery, rippery i klasyczne kopyta. Chyba nie starczyłoby kilku godzin aby wymienić i opisać wszelkie typy i kształty przynęt miękkich. To prawdziwe szaleństwo kształtów i kolorów, totalny zawrót głowy - trudno nie zwariować! Guma z "żeberkami" czy gładka, z ogonem klasycznym czy glista a może "jaskółka"? Każdy z Was z pewnością ma te same dylematy. Jedno jest pewne - fajnie że jest w czym wybierać. Na pewno każdy ma swój numer jeden, wunderwaffe, killera na każde łowisko - gumę ( lub inną przynętę ) powalającą skutecznością. To sekrety mistrzów, które należą do prawdziwych "mistrzów sekretów":-) To wiedza najbardziej cenna bo pozyskana "w boju". Nie każdy ma ochotę się nią dzielić bo przecież miło jest być w swojej podświadomości "o krok przed" tamtym facetem na drugim brzegu. Niech się męczy - a ja łowię swoje. I o to chodzi!:-)