Przynęty różnych kolorów
Adam Konopnicki (adam-konopnicki)
2013-04-03
Jak można zauważyć firmy wędkarskie coraz to bardziej prześcigają się w uskutecznianiu swoich przynęt, doskonaleniu ich pod każdym względem. Na rynku można spotkać różnorodne przynęty imitujące dosłownie każdy pokarm ryby.
Ile tego wszystkiego jest : jerki, rippery, poppery, smużaki, twistery, żółte, czerwone, kawa z mlekiem, białe,gumowe, drewniane, blaszane, plastikowe. Pogubić się można ! Wydajemy w sklepach wędkarskich setki złotych, coraz to nowe wabiki zapychają nasze przynęty, a pudełka zapychają nasze wędkarskie torby i kamizelki. Jest szał !
Zbliżamy się do swojej upragnionej wody, rozkładamy spinning, otwieramy bogate niczym Microsoft pudełka i ... ?
No właśnie. Którą przynętę wybrać. Zaczepiamy tę nową, tę droższą, tę lepszą. Zajmujemy stanowisko, rzut jeden, drugi trzeci, czwarty, piąty, dziesiąty.Wreszcie zaczynamy sobie uświadamiać, że to nie jest tak kolorowo jak prezentowały filmiki, reklamy, jak zapewniał nas swoim podpisem na pudełku człowiek cieszący się autorytetem w wędkarstwie. Dochodzimy do wniosku, iż połowa tych przynęt nie sprawdza się w danej chwili nad wodą lecz w tym mętliku jesteśmy zupełnie zagubieni. Jak nie ten killer ani ten drugi to wreszcie który ?! Nasz wzrok wodzi nadal po pudełku jednym, drugim aż gdzieś spostrzegamy starą, często przerdzewiałą Algę, Gnoma. Wyciągamy zapodziane białe kopyto, czy wystrugany przez kolegę wobler. Mówimy sobie : "Do cholery co mamy do stracenia, a nóż się coś uwiesi jak dawniej." Wypalamy papierosa, zmieniamy miejscówkę, rzucamy znużeni brakiem brań wabik do wody, ściągamy go powoli czy jak kto woli podszarpujemy go, podbijamy. Rzut pierwszy, drugi trzeci i ?
... Jest ! Siedzi ! Chyba szczupak ? Niedowierzajac wyciągamy zapiętego szczupaka któremu bez wahania spodobała się nasza blacha która kosztowała 5 zł a nie 35 zł. Jest radość ! Zmieniamy miejsce, przynęte i okazuje sie, że na zapomnianą i nie modyfikowaną przez renomowane firmy gumę zawiesił się kolejny szczupak bądź przyzwoitych rozmiarów okoń.
Nieźle brzmi nie ? Szczęka opada, a wiara w mega skuteczne, niezawodne killery choć na chwilę gaśnie. Zastanawiamy się po co nam ten cały majdan, jak prosta, oklepana, wszystkim znana przynęta przyniosła zadowalający efekt.
Czy nikt z nas nie miał takiej sytuacji ? Czy nie raz się zdarzyło, że podczas połowów, gdy nawet najdroższe, najbardziej wyszukane woblery, czy wręcz idealnie dopracowane gumy zawodziły a "wędkarski honor" ratował nam stary, zapomniany kawał złomu czy gumy w pudełku ? Nauczyło mnie to jednego. Oczywiście szanuje te wszystkie wynalazki, wiem, że każda przynęta znajdzie swoje miejsce i czas ale wiem też, że im mniej wydziwiam nad wodą tym lepsze mam efekty ;)
Pozdrawiam