Pstrąg i szczupak - odwieczny dylemat.
Sławomir Szyłejko (Amitaf)
2010-04-02
Sezon pstrągowy na półmetku, chociaż tegoroczna zima nieco go skróciła i dlatego jest okazja, aby przyjrzeć się oraz zastanowić nad tym, co żyje w naszych rzeczkach pstrągowych, skąd się (czasem?) tam bierze i jakie niespodzianki mogą spotkać tych, co w nich pływa i tych, co na nie polują. Wliczając w to wędkarzy.
Jako, że ten szlachetny gatunek ryby, jakim jest niewątpliwie pstrąg potokowy (Salmo trutta fario) ma wielu wrogów (głównie człowiek) zdarza się również wróg naturalny, żyjący jak On w tym samym środowisku. Do najgroźniejszych i chyba bezwzględnych należy wydra, która to w niewielkich rzeczkach i ciurkach tzw. pstrągowych potrafi zrobić prawdziwe spustoszenie (niektórzy wędkarze-kłusole właśnie wydrę podają, jako głównego winowajcę pustych łowisk – ostatnio na fali jest Kormoran…) Ja chcę jednak zwrócić uwagę na innego, naturalnego wroga i konkurenta danego łowiska – szczupaka.
Spotykałem i spotykam się nadal z opinią kolegów wędkarzy, że szczupak w rzekach na nizinach tzw. górskich-pstrągowych (i tu bardzo nie lubię tego określenia, a wręcz działa na mnie jak płachta na Byka) jest „chwastem”. Uff, kto tak myśli i postępuje (moim zdaniem) nie powinien mienić się wędkarzem. I długo by tłumaczyć takiemu, co jest oczywiste, że nie ma ryb „chwastów”, że każda spełnia pożyteczną rolę w naturalnym łańcuchu pokarmowym innych zwierząt. Jednak jemu przeszkadza, bo utnie przy braniu lub holu najlepszą obrotówkę czy woblera. A cóż to jest te parę groszy za przynętę przy całkowitym braku rybostanu, gdy taki pseudo-wędkarz miast wypuścić niemiarowego (takie głównie są w tych małych rzeczkach) zostawia go na brzegu lub zabiera do domu „dla kota”, jak mówią ci, co niszczą jazgarza (też uważanego za „chwast”), okonia, płoć itp. zabierając je w ogromnych ilościach, bo akurat dobrze biorą. Ale wracam do szczupaka. W rzekach pstrągowych i nie tylko, spełnia on niedocenianą rolę naturalnej „śmieciarki”. Poluje głównie na ryby słabsze i chore. Często zarażone różnymi chorobami (pleśniawka), które to (choroby) naszego ukochanego pstrąga poważnie przetrzebią, co w niejednej większej rzece (Parsęta czy Słupia) jest zauważane, a skutki tych chorób są nieodwracalne. Dlatego też brak szczupaka w każdym akwenie powoduje, że ryby chorują, karłowacieją itd.
Pstrąg da sobie radę ze szczupakiem. Jest szybszy i w większości przypadków jest w stanie umknąć spod „dzioba” szczupaka. Sam takiego złowiłem w małej rzeczce. Najpierw usłyszałem głośny plusk (atak) jakieś 100m ode mnie. Po jakimś czasie, gdy dotarłem w to miejsce rzuciłem w rynnę i po trzeciej próbie nastąpił atak. Lekkie zacięcie krótki hol i Pstrąg na wierzchu z ranami po ataku drapieżnika. Oczywiście wrócił do wody. Po przejściu następnych stu, może więcej metrów i obławianiu każdego metra wody – atak na obrotówkę. Sytuacja z holem się powtarza, tyle, że na kotwiczce wisi Szczupak (chyba sprawca ran Pstrąga, bo Wydry tam nie widziałem nigdy – też wraca do wody. Jednak, aby, z jakichś przyczyn naszego ukochanego pstrąga nie zabrakło należy mu pomóc w rozmnażaniu. Chociażby w tak naturalny sposób, jak nie zabieranie Go z łowiska, czyli fota, buziak i do wody w dobrej kondycji. Szczupaka też! Jest to najprostszy sposób, dostępny dla każdego z nas wędkarzy, aby przyczynić się do przedłużenia gatunku oraz czerpania przyjemności z wędkowania.
Oczywiście można jeszcze przyczynić się do zwiększenia populacji, poprzez sztuczny wylęg i zarybianie. Jednak nie każdy może (choćby chciał) w tym uczestniczyć. A to ze względu na brak w swoim rejonie wylęgarni (w żadnym wypadku nie można zarybiać akwenu narybkiem z niewiadomego pochodzenia – duże prawdopodobieństwo przeniesienia chorób - i bez zezwolenia Ichtiologa oraz właściciela czy dzierżawcy wód) oraz osób, które przeprowadzą to we właściwy sposób bez szkody dla środowiska i samego narybku.
Sam kilkakrotnie uczestniczyłem w zarybianiu pstrągiem potokowym, na zaproszenie mojego kolegi po kiju, z mojego koła wędkarskiego (doświadczonego pstrągarza i społecznika, bo tylko tacy mają charyzmę i zapał, aby innych tym zarażać). Oczywiście materiał był z legalnego źródła (wylęgarnia Goleniów), wpuszczany do cieków z najwyższą starannością. Muszę przyznać, że jest to duże przeżycie, jak się widzi narybek ok. 5cm, który w całości np. 2000tyś szt. asymiluje się w nowym środowisku wodnym. Oczywiście liczę przy tym, że za kilka lat spotkam się z nimi w innej scenerii.
Pewnie większość o tym wszystkim wie, co opisałem, ale mam nadzieję, że nie znudziłem Was tą publikacją, a zachęciłem do jeszcze większego dbania o nasze naturalne-wędkarskie środowisko i zaszczepiania tego innym, nie koniecznie pstrągarzom, bo jest jeszcze na to czas.
Z wędkarskim pozdrowieniem – Wodom Cześć