Pstrąg potokowy - Król Kropkowaniec
Andrzej Matuła (fasiu)
2009-04-28
Pstrąg potokowy ( bo o nim będzie mowa ;), od zawsze był dla mnie niekwestionowanym królem rzek, rzeczek i strumyczków. Oczywiście nie tylko w górskich wodach Go spotkamy, ale głównie w takich łowię, więc o nich będę pisał. „Poluje” na niego odkąd pamiętam i pewnie będę to robił do samego końca ... mojego lub jego. Piszę tak gdyż w „mojej” ulubionej rzeczce coraz trudniej go spotkać. Z tego co wiem (a może nie wiem) nikt jej od dawna nie zarybiał, a kłusowników i pseudo miłośników wędkarstwa (pakujących wszystko co siądzie na haku do bagażnika) przybywa. Ale nie o tym miałem pisać ...
Wspomniana rzeczka ma od 5 do 15 metrów szerokości i głębokość nie większą niż 1,5 metra, miejscami strome brzegi, przeważnie obficie porośnięte, nurt dosyć szybki, ale tak łatwo jak płytkie bystrzyny można tam też znaleźć spokojne odcinki z zakolami i wstecznymi prądami. (patrz fot. 0,00,01)
Wędki jakich używam nie przekraczają 2,7 metra, dłuższe bardzo utrudniałyby marsz wzdłuż zarośniętych brzegów, co podczas całodziennej wyprawy byłoby kłopotliwe i na pewno męczące. Niektórzy pewnie powiedzą, że za długie, ale 2,7 metra to dla mnie kompromis pomiędzy łatwością poruszania się, a dokładnością prowadzenia przynęty w pełnym zaczepów łowisku.
Ciężar wyrzutu to 5 - 20 g., uwarunkowany oczywiście ciężarem używanych przynęt. Pierwsza moja wędka miała ciężar wyrzutu w granicach 40 – 60g (3,10m długości), dostałem ją od wujka, który tematykę wędkarstwa znał tylko z moich opowiadań, a ja wtedy miałem chyba 12 lat, ale pasja była tak wielka, że potrafiłem dobrych parę godzin machać tym kijem z małą obrotówką na końcu żyłki ... zanim całkowicie opadłem z sił. To tak na poparcie tego faktu, iż ciężar wyrzutu musi być naprawdę odpowiednio dobrany.
Akcja wędki pół paraboliczna - także kompromis, pomiędzy czułością a szybkością reakcji. Był taki krótki czas, kiedy łowiłem na bardzo miękkiego kija z pełną paraboliczną akcją, ale traciłem zbyt dużo Potoków, bo szczytówka nie nadążała za ich szalonymi manewrami podczas holu.
W tym momencie najwygodniej z wszystkich posiadanych leży mi w ręce kij Mikado Silver Eagle Spin 270 L, c.w 5 - 20g.
Kwestia doboru kołowrotka jest już moim zdaniem mniej ważna ... dobry będzie każdy, który równo nawija żyłkę, którego korbka pewnie leży w dłoni (gwałtowny atak pstrąga może nam niejednokrotnie wyrwać korbkę z ręki) i ma w miarę dobry hamulec (pokrętło z tyłu, bo łatwiej go regulować podczas walki z rybą). Warto zwrócić uwagę na przełożenie, gdyż czasem na bystrych płyciznach trzeba naprawdę szybko zwijać żyłkę. W moim kręciołku mam 6,2 : 1 co jest według mnie bardzo dobrym wynikiem, nie jest on przedstawicielem żadnej konkretnej marki ... przyleciał do mnie z Anglii i działa bez zastrzeżeń – a to najważniejsze (patrz fot. 6).
Na szpulę nawijam żyłki w granicach 0,18 – 0,22 i tu już ważna jest jakość – tylko najlepsze!!! Tych cieńszych używam z reguły w lecie kiedy woda jest czysta i niska – wtedy kiedy i ja i Pstrąg doskonale widzimy wszystko co dzieje się nad i pod wodą, tych grubszych, kiedy woda jest trącona i nie zawsze jestem w stanie zobaczyć wszystkie podwodne przeszkody ... po prostu daje sobie większe szanse na uratowanie z zaczepu ulubionego woblerka czy błystki.
Metody jakimi łowię trzeba podzielić według pór dnia:
- rano, (godz. 4 - 9)
Najlepsze rezultaty daje łowienie na odcinkach z bardzo szybkim nurtem o głębokości do 50 cm. Potencjalne stanowiska pstrągów to każdy większy kamień, który tworzy spowolnienie nurtu, ale także pogranicze ostrego nurtu i spokojniejszej wody. Do agrafki przypinam wtedy najczęściej obrotówki kiedy rzucam pod prąd lub wahadłówki kiedy rzucam z prądem lub w poprzek prądu. Jeśli chodzi o wielkość obrotówek to są one raczej duże, najczęściej rozmiar 2 – 3, wahadłówki natomiast w granicach 0 – 1(patrz fot. 1). Kolorystyka nie jest zbyt wyszukana bo ograniczam się do kolorów metalów – miedź, mosiądz, złoto, srebro. Na kotwiczkach obrotówek czasami robię chwościki z piórek, a kotwiczki wahadłówek wyposażam w czerwone lub pomarańczowe ogonki z pcv.
- południe (godz 10-14)
Ta pora to najlepszy moment na zabawę z kleniami, których w „mojej” rzece jest dosyć dużo. Idą w ruch wszelkiego typu woblerki, jigi, koguciki i inne mucho i robalo - podobne przynęty własnego pomysłu ;) (patrz fot. 2,3,4) Cała zabawa odbywa się raczej na spokojniejszych odcinkach rzeki, czasem uderzy dorodny kleń, czasem okoń, zdarzają się nawet brzany ... raz w życiu miałem okazje spotkać się z Lipieniem. Jest to też dobra pora na kiełbaskę z ogniska w ramach drugiego śniadania i chwilę odpoczynku. Ogniska rozpalajmy z głową!, żeby ktoś czasem nie pomyślał, że jesteśmy kumplami „miłośników rujnowania ekosystemów” czyli wypalaczy traw !!!
- popołudnie (godz. 15-18)
Przenoszę się na odcinki rzeki gdzie ostre nurty przechodzą w spokojne zakola z podmytymi brzegami, także spokojne prostki, ale zawsze w pobliżu bystrzyn.
Przynętami na tych odcinkach są głównie woblery, w większości są to imitacje pstrągów (patrz fot. 5) (zawsze znajdzie się większy kropek, który będzie chciał przegonić mniejszego ze swojego terytorium) i kiełbi. Zarzucam pod przeciwległy brzeg i łagodnym łukiem sprowadzam przynęty, bardzo wolno, często stawiając wobler w nurcie tak żeby sam popracował w pobliżu zatopionych konarów czy podmytego pnia.
Łowiąc w zakolach trzeba dobrze przemyśleć kwestię występowania szczupaka w danej rzece, ja mam parę takich rejonów w których można go spotkać i zawsze tam używam przyponów wolframowych, nawet za cenę zmniejszenia ilości brań – nie ma co liczyć, że uda się wyholować zębatego bez stalki ... jak to niektórzy mówią - „bo kiedyś się udało”.
- wieczór (godz. 19-21)
O tej porze bacznie obserwujmy zachowanie Potoków – często widać je i słychać.
Jeśli nie, to łowię tak jak o świcie. Jeśli natomiast żerują przy powierzchni opychając się owadami, to nasze szanse jako spiningisty na złowienie któregoś z nich bardzo spadają, ale wrażenia z obserwacji są niepowtarzalne. W takiej sytuacji staram się podać jakiś mały pływający woblerek w okolice widocznych oznak żerowania poruszając nim w sposób który można zdefiniować jako ranną trzmielo-rybkę na karuzeli J lub po prostu siadam na jakimś kamieniu i trzymając w ręce aparat fotograficzny razem z moim Królem Potokiem cieszę się zachodem słońca nad górska dziką rzeką.
Połamania kija i do zobaczenia nad wodą.
Materiał zgłoszony na konkurs wedkuje.pl - „Początek sezonu z Expertem”