Pstrągowa inicjacja
Andrzej Paczesny (2780plox)
2010-04-13
Odezwało się dwóch czy trzech kolegów. Wymiana zdań z Grzegorzem (portalowy Wobler 76) zaowocowała umówieniem wyjazdu na pierwsze w moim życiu spotkanie z dzikimi pstrągami.
10 kwietnia o godzinie 6:00 spotkaliśmy się w Suchedniowie nad rzeką Kamionką. Chwilę po przywitaniu byliśmy już nad rzeką. Nie ukrywam, że miałem wątpliwości czy poradzę sobie w nowych warunkach. Moje pierwsze spostrzeżenia. Rzeka - to raczej strumień (wg mnie – nadwiślańskiego). Wyciągając przed siebie kij spinningowy prawie sięga się czubkiem do drugiego brzegu. Woda bystra, płytka, przelewająca się po kamieniach. Gdzie niegdzie trochę głębszy dołek. Głębsze rynienki raz przy jednym raz przy drugim brzegu. Czasami resztki powalonych drzew. Na zakrętach zawirowania. Pewnie dla krainy pstrąga to normalka ale ja – nizinny, nie potrafię „czytać” tej wody. Gdzie tu szukać ryby. W ogóle nie widać drobnicy. Pstrągów też nie widzę.
Kilka rad Grzegorza. Kilka odpowiedzi na moje pytania i zaczynam czuć się pewniej. Grzegorz podpowiada jak wybrać stanowisko. Jak podać i jak prowadzić woblerka. Pierwsze próby i kolejny problem. Większość rzutów trzeba wykonywać pod gałęziami drzew i prawie z reguły z pod nóg. Ta technika nie jest mi obca ale gorzej z celnością. Podpatruję Grzegorza. Rzuca na odległość ok. 10 m. Wobler za każdym razem ląduje 20-30 cm przed brzegiem lub zwalonym drzewem. U mnie – na brzegu lub daleko od zaplanowanego miejsca. Z czasem zaczyna to wyglądać lepiej.
I przyszedł wreszcie ten długo wyczekiwany moment.
Prosty odcinek rzeki. Woda płynie po czarnych kamieniach. Na wędce płytko schodzący, beżowo-piaskowy woblerek (produkcji kobikobi1). Rzut z prądem. Kilka obrotów korbką. Wobler pracuje agresywnie. W pewnej chwili czuję na kiju jakiś inny opór. Inną pracę. Coś chlapie się na końcu wędki. I wreszcie jest. Jest mój pierwszy dziki pstrąg. Raczej pstrążek. Piękne kropy. Nie był mierzony ale nie miał więcej niż 20 cm. Zanim zdążyłem się pochwalić, Grzegorz już robił zdjęcia. Po chwili, z radością zwracam rybce wolność.
Tak odbyła się moja pstrągowa inicjacja. Wędkowanie trwa dalej. Złapałem jeszcze kilka niewymiarowych pstrągów. Później wyjazd nad Belniankę. Tam prawie pusto. Dla mnie. Bo Grzegorz miał dwa pstrągi (27 i 28 cm.) Zmieniła się pogoda. Wędkowanie kończymy około godziny 18:00. Należałoby to nazwać maratonem wędkarskim. Na przysłowiowych „ostatnich nogach”, ale jakże szczęśliwy wróciłem do domu. Zauroczyło mnie otoczenie rzek. Z czasem zdałem sobie sprawę z ich uroku. Wyobrażam sobie jak pięknie będą wyglądać gdy na drzewach rozwiną się liście.
Nie powiem, że już się zakochałem w „pstrągowaniu”. Ale powiedzmy, że „zaiskrzyło”. Zaowocowało to planami na kolejne wypady w maju. Co dalej? Zobaczymy.
P.s. Grzegorz. Dziękuję Ci za poświęcony czas. Za cenne uwagi i parę zdradzonych tajemnic.