Zaloguj się do konta

Pstrągowanie – jak zacząć? Cz.II Wybór łowiska oraz zasady zachowania nad nim

Oświadczam, że:

Autor, (Amitaf) piszący ten artykuł zdaje sobie sprawę z konsekwencji (pozytywnych także) swej decyzji w postaci przedstawienia własnej, subiektywnej wersji zachowań na łowisku pstrągowym, jak i innych z tym związanych faktów i mitów oraz doświadczeń nabytych od moich kolegów nauczycieli, jak i w konsekwencji własnych po kilkunastu latach uganiania się za tymi „chorymi” rybami w kropki przez ZARAŻONEGO wędkarza, który najczęściej chadza własnymi ścieżkami.

Po tym oświadczeniu napisanym jednym wielokrotnie złożonym zdaniem, pora na przedstawienie dalszych konsekwencji wciągania się w te arkana wędkarstwa, które nieco odbiegają od „stacjonarnych” metod spinningu. Prawdą jest, że łowienie ryb szlachetnych okryte jest mgiełką tajemnicy. Tajemnicy, którą stworzyli nie tylko sami wędkarze, ale także przepisy (odrębne zezwolenie), okresy ochronne, wymiary ryb oraz limity dobowe połowu. Jeszcze do niedawna, a pierwsze kroki wędkarskie stawiałem mając cztery lata (mam 50), dla mnie była to „egzotyka” wędkarstwa. W samej rzeczy tak było, gdyż Pstrągi pływały daleko od mojego miejsca zamieszkania, a sam ich połów wydawał mi się, że jest zarezerwowany tylko dla tych, co mieszkają w Górach i stosują metodę „na muchę”. Gdzie Rzym gdzie Krym? - jak mówi przysłowie. Nie mając środka lokomocji (dzisiaj to nie problem) oraz zestawu muchowego nawet przez myśl mi nie przeszło, aby można było wsiąść do pociągu czy PKS-u i jechać kilkaset kilometrów na rzeczkę górską-pstrągową na nizinie. Czym innym jest znajomość samych łowisk (czyt. rzeczek pstrągowych), a czym innym tego, że w okolicy naszego zamieszkania jest (są?) rzeka, w której pływają pstrągi potokowe lub inne z gatunku Salmonidae. Ja zostałem sprowadzony na ziemię przez moich kolegów z pracy (art. pt. Pstrągowanie – jak zacząć? Cz. I „Moje początki”) i okazało się, ze można Pstrągi łowić na spinning, niekoniecznie w górach i niekoniecznie na muchę. Można także z powodzeniem na obrotówkę lub woblera i na rzekach nizinnych o charakterze górskim. Tak też nasłuchałem się opowieści, nakręciłem wędkarską adrenaliną i… zacząłem jeździć. A co za tym idzie poznawać łowiska, ich charakter, najlepsze odcinki, metody podchodzenia Pstrąga, jego miejscówki itp. itd. Jednak jak to bywa życie weryfikuje różne zachowania i utarte stereotypy. Muszę w tym miejscu dodać, że bez wcześniejszych wspólnych wypraw z doświadczonymi kolegami samemu zajęłoby mi poznawanie terenu „lata świetlne”. Lecz po czasie i pewnych przemyśleniach oraz innych okolicznościach, o których pisał nie będę, na pierwszą solową (znając teren) wyprawę wybrałem się niezbyt chętnie, lecz nastawiony bojowo. Od tej pierwszej, samotnej wyprawy zupełnie zmieniło się moje spojrzenie na połów Pstrąga i wszystkie zachowania nad łowiskiem w poszukiwaniu właściwej miejscówki gdzie może stać Pstrąg. Oczywiście ramy samej metody czy zachowań pozostały niezmienione, lecz każdy z nas wypracowuje sobie własną, zdawałoby się lepszą.

Po pierwsze – to samo łowisko stało się bardziej przyjazne, tzn. miałem więcej czasu na jego obławianie i więcej miejsca. Każda rynna, zwalisko wypłycenie itp. były moje. Do każdego miejsca mogłem podejść, kiedy chciałem, nie bacząc na czas i kolegę lub innego wędkarza, (co może się zawsze zdarzyć), który wejdzie na „Twój” odcinek rzeki. Jak wszystko i to ma swoje plusy i minusy, każdy oceni to po swojemu? Mnie udało się w ten (samotnie) sposób poznać czy raczej zweryfikować zaszczepione przez drugą osobę (kolegę nauczyciela) nawyki. Nie moje, a jego! Również błędy – tak to oceniam. I choć nikt nie jest wolny od błędów, to zawsze można je naprawiać. Dodam tylko, że w pierwszej samotnej wyprawie już po kilku rzutach złowiłem grubo ponad wymiar pstrąga i może to zadecydowało, że zacząłem myśleć… i coraz częściej wypuszczać się sam na łowisko. Wadą samotnika jest to, że ani tam jadąc, ani z powrotem niema, do kogo gęby otworzyć:) No i drożej. W dzisiejszych czasach paliwo dużo kosztuje, gdy ma się do pokonania odległości nawet kilkusetkilometrowe z okładem w jedna stronę. Ale to rzadko, najczęściej jest to do 260km w obie strony w moim przypadku
Po drugie - okazało się, że nie zawsze, jak mnie uczono, trzeba zachowywać się nad wodą jak duch. Mam tu na myśli okresy, w których łowimy. Inaczej zimą, kiedy jest śnieg, do tego zmarznięty, inaczej wiosną czy latem. Zatem do rzeczy.

Każdy, kto ma już doświadczenie w spinningu może spróbować sam lub w towarzystwie kolegi pstrągarza (na to powiem nieskromnie trzeba sobie zasłużyć, poprzez poważne podejście do wędkarstwa, nie mięsiarstwa, szacunku do ryb i przyrody. Mając na uwadze, że to my - intruzi - jesteśmy dla Niej, a nie Ona dla nas), wybrać się na łowisko. W towarzystwie starszego kolegi (czyt. bardziej w tym doświadczonego) jest łatwiej, bo to pokarze, podpowie, zawiezie i ogólnie poprowadzi. Ale nie zawsze jest to możliwe, czego sam doświadczyłem nie wiedząc, ze tacy ludzie są wokół mnie. Piszę, o samotnych wyprawach, dlatego, że wielu kolegów wędkarzy chętnie wybraliby się, lecz nie mają, z kim i nie wiedzą gdzie. Należy, zatem zacząć od opłacenia składki na wody tzw. Górskie, zapoznanie się z limitami połowu oraz metodami i okresami ochronnymi pstrąga na akwenie, na którym chcemy łowić. Często takie łowisko, rzeczka czy ciurek jest w naszej bezpośredniej okolicy. Jest to rzeczka, na którą chadzamy na Okonia czy klenia i jest to woda nizinna, a w innym jej odcinku (górnym, lub dolnym), z gruntu nieciekawym, niedostępnym, czyli zakrzaczonym czy bagiennym jest wodą górską z Pstrągiem. Dlatego należy poznać także literalnie rzekę, bo panują tam inne warunki połowu i zachowań. Każdy znajdzie taką informację w „Wykazie wód krainy Pstrąga i Lipienia” w Internecie, w swoim okręgu PZW. Dlatego piszę o jednej rzece, która ma dwa charaktery, ponieważ Pstrąg jest rybą terytorialną i występuje oraz przemieszcza się tylko w określonym przez siebie terenie, w którym panują warunki jemu (Pstrągowi) odpowiadające.

Niejednokrotnie podczas swoich samotnych wędrówek spotkałem się z tym, iż rzeczka opisana, jako górska i tak wyglądająca była „pusta” z takich lub innych przyczyn, a leniwa nizinna oferowała Pstrąga. Pstrąg oczywiście potrzebuje warunków tlenowych, pokarmowych i środowiskowych do rozwoju i przebywania na danym akwenie, więc wody szybkiej z kaskadami wodospadami, niezbyt głębokiej, lecz dającej dobre schronienie i z różnymi przeszkodami wodnymi, o, które płynąca woda będzie się rozpryskiwać, natleniając ją. Jak już wiemy gdzie jechać i trafimy na właściwy (pstrągowy, a żaden pstrągarz nie Cyganka i prawdy nie powie) odcinek to zasadą jest, aby zachowywać się jak najciszej. Wiadomo, że nikt tam chodników nie układał i w kapciach tam nie chodzi, ale jeśli to możliwe, starajmy się być ostrożni w chodzeniu. Na brzegach, w ternach leśnych czy obrośniętych chaszczami miejscach trudno się nam, ludziom poruszać jak kot czy baletnica. Dlatego patrzmy pod nogi idąc w górę lub dół rzeki uważając, aby nie łamać gałęzi stając na nich. Wywołują ogromny hałas pękając nam pod nogami. No właśnie – są dwie „metody” szkoły chodzenia. W górę – moja i w dół – rzadko przeze mnie stosowana. W górę chodzę z moją ulubioną przynętą – obrotówką. W dół rzadko – z woblerem. Wybór zostawiam Wam.

Dodam tylko, że Pstrąg, jak byście nie patrzyli, zawsze ustawia się „pod prąd” i czeka na wszystko, co przypłynie w zasięgu jego wzroku. Podając przynętę w górę, ściągam ją „z prądem”- podaję ją przed Jego łeb. Jak przynęta spływa wygląda to naturalnie, jakby owad, który wpadł do wody spływał w dół rzeki wprost w paszczę Pstrąga. Oczywiście koledzy chodzący „w dół” trzymają się tego ściągania „pod prąd” z doskonałymi efektami. Jednym słowem, – co kto lubi i mu pasuje. Zasada jest taka, aby być cicho – w miarę możliwości. Następnie, nie dać się zauważyć. Ponieważ Pstrąg ma doskonały wzrok i widzi nas z daleka. Starajmy się, zatem nie podchodzić nad samą wodę czy wręcz do wody tylko, jak to możliwe skryć się za krzakiem czy pniem drzewa i stamtąd wykonywać rzuty. Zimą, jak są nawisy śnieżne nad brzegiem oraz oblodzenia nie podchodźmy bliżej jak 0,5-1m od krawędzi rzeki. A to z dwóch powodów. Pierwszy to bezpieczeństwo własne – w razie załamania lodu… wiadomo, co dalej. Drugi to hałas. Pstrąg „słyszy” każdy hałas na brzegu i możemy zapomnieć, o jakimkolwiek braniu. Zatem skradajmy się jak Indianie do wroga w powieściach K. Maya. I nie ma w tym nic śmiesznego, jak zimą na śniegu czy nawet latem zobaczycie jakiegoś człeka prawie leżącego na brzegu ze spinningiem w ręku, a Wy idziecie w jego kierunku, On ciska w Was błyskawice z oczu! Tutaj polecam metodę podchodzenia prostopadle do rzeki. W ogóle, jeśli to możliwe stosujmy taki styl wędkowania. Rzut obrotówką, lub puszczenie woblera, po ściągnięciu można, a nawet należy powtórzyć czynności obławiając wszystkie miejsca, w, których może czaić się Pstrąg. Latem jest, o tyle lepiej, że przyroda żyje swoim życiem, więc też hałasuje i te hałasy się nakładają, a ryby są wtedy mniej płochliwe. Następnie odchodzimy prostopadle kilka – kilkanaście metrów od rzeki w zależności od warunków brzegowych i wchodzimy ponownie nad wodę w miejscu, w którym poprzednio maksymalnie od nas znajdowała się nasz przynęta. Powtarzamy czynności. Czasem trafimy na duży głaz zanurzony w wodzie lub częściowo z niej wystający. Woda obmywając z dużą siłą taką przeszkodę tworzy za głazem zawirowania i cofki, które podmywając głazy czy inne zawady tworzą w dnie głębokie jamy i rynny, w których może, a nawet często stoi pstrąg. Podobne miejscówki tworzą powalone w poprzek rzeki drzewa. Wszystkie takie miejsca warto dobrze obłowić. Także okolice namorzyn, pod nawisami drzew (trochę to trudne, bo celność rzutu ma decydujące znaczenie, ale w miarę zdobywania doświadczenia i z tym sobie poradzimy), wszelkiego rodzaju zakola i meandry rzeki.

Ze swojego doświadczenia wiem, że często – zwłaszcza zimą i wczesną wiosną – warto obławiać proste trzciną porośnięte brzegi rzeki. Ja je zwę Płociowymi. Są to leniwie, jak na górską rzeczkę płynące odcinki, lecz warte obłowienia. W takich miejscach Pstrąg po jesienno-zimowym tarle i braku pożywienia, będąc osłabionym przeczekuje najgorszy okres przed pojawieniem się pierwszych żab, dżdżownic, kiełży i innych smakołyków. Powiedzieć trzeba także, iż obławiamy miejsce rzeki w poprzek i wzdłuż, także pod nogami. W okresie zimowo-wiosennym obławiam wielokrotnie te miejsca, w, które latem rzucam raz, maksymalnie dwa. Ponieważ, jak pisałem wcześniej, Pstrąg jest rybą pierwszego rzutu, latem to wystarczy. Zimą trzeba wykonać wielokrotnie więcej rzutów obrotówką czy podać woblera w to samo, obiecujące rybę miejsce. Pstrąg jest o tej porze roku ospały i marnej kondycji, słabo odżywiony stąd jego mierne żerowanie. Po prostu nie chce z nami współpracować i tyle.
Opisuję tutaj miejsca rzek, na których ja poławiam, więc o brodzeniu tak naprawdę, można zapomnieć. Tym bardziej, że często ich głębokość na to nie pozwala. Wszystko z brzegu. Te wszystkie podchody wydawać by się mogło dziecinne niektórych rozśmieszą, innych zniechęcą, ale wierzcie mi są nieodzownym elementem Pstrągarza. Wymagają także niezłej kondycji. Zimą i wiosną jakoś się przeżyje, ale latem jak wszystko zarośnie, a temperatura powietrza często przekracza w takich miejscach 40ºC w cieniu i brakuje tlenu, to jest prawdziwe wyzwanie dla wędkarza. A idzie się często kilka godzin brzegiem lasami i łąkami, które nie rozpieszczają. Trzciny, pokrzywy często 3 metrowe, trawy, wszechobecne pająki, komary, ślimaki, które wciskają się wszędzie i inne robactwo, które po raz pierwszy widziałem na pstrągowaniu i nigdzie indziej nie występuje. Wiem, że to, co opisuję będzie dla jednych chlebem powszednim, dla innych (niepełną, bo inną być nie może, ale jednak) lekturą, którą warto (można) stosować, a jeszcze inni zniechęcą się po przeczytaniu, o trudach łowiska. Jeszcze inni będą pukali się w czoło (pod moim adresem) mówiąc, co On tutaj opisuje? Otóż opisuję maleńką cząstkę tego, co poznałem i stosuję, na co czekam z niecierpliwością ja i mnie podobni przez martwy sezon ochronny Pstrąga potokowego. I wierzcie mi, że czekam tak każdego roku i z każdym nowym sezonem jest inaczej, ładniej, lepiej. Taki ZARAŻONY KROPKAMI wędkarz właśnie w tych trudach łąkowo-leśnych odnajduje, co roku coraz to nowe doznania. Doznania zarówno estetyczne, jak i duchowe. Bo KROPEK jest tylko dodatkiem, jest wisienką na wędkarskim torcie tych trudów(?)

O sprzęcie, jaki stosuję, jaki sobie wypracowałem na łowisku oraz który stosuję latem, a jaki zimą napiszę w kolejnej części.

Cdn.

Opinie (18)

kaban

Jak dla mnie normalka (wiesz Sławku co mam na myśli) a części trzeciej jestem najbardziej ciekaw bo chce to porównać z moimi doświadczeniami. [2012-03-16 18:24]

Amitaf

Witaj Grzegorzu. Oczywiście, że dla Ciebie to normalka. Innych, długoletnich Wędkarzy pstrągujących Także. Jak wiesz, tekst pisany jest dla tych, co chcą spróbować się ZARAZIĆ. Pozdrawiam serdecznie. Ps. Właśnie popijam kawę i za pół godzinki wyruszam na Kropki. [2012-03-17 05:05]

jurek

Zgadzasię , niech inni wędkarze zapoznają się z tą metoda łowienia ------ pozdrawiam Sławku [2012-03-17 12:42]

swiezy

[2012-03-17 14:20]

ryba6919

Pstrag to wymagajaca ryba. A za bledy potrfi dokopac. Wiec mlodzi i starsi adepci pstragaestwa niech czytaja ten tekst. Jest w tym prawdy. Fajne sie czytalo. [2012-03-17 15:47]

swiezy

najbardziej podoba mi się cytuje,,Taki ZARAŻONY KROPKAMI wędkarz właśnie w tych trudach łąkowo-leśnych odnajduje, co roku coraz to nowe doznania. Doznania zarówno estetyczne, jak i duchowe. Bo KROPEK jest tylko dodatkiem, jest wisienką na wędkarskim torcie tych trudów(?)"Ja dziś od czwartej atakowałem moje rzeki zrobiłem 250km ryby nie widziałem ale za tydzień też atakuje .Pozdrawiam *****zostawiam [2012-03-17 16:40]

Amitaf

A ja właśnie wróciłem z wyprawy. Przejechane 160km. Jeden Pstrążek wyjęty i oddany naturze. Zdjęcia i Towarzystwo:):), jakie spotkałem opiszę o pokażę niebawem. Pozdrawiam. [2012-03-17 17:52]

SiwyDym

Witam.Dokładnie jak napisał autor tekst jest moim chlebem powszednim jesli chodzi o kropki.Tekst na 5 gwiazdek.pozdrawiam [2012-03-17 17:54]

luxxxis

Dobre Amitaf,dobry tekst.Co zaś do pstrągów to nooormalka,chleb powszedni:) Pstrągowanie zmienia sposób patrzenia na wędkarstwo,kto się zaraził ten wie o czym mówię. [2012-03-17 19:15]

kamil11269

Ładny, długi tekst [2012-03-18 11:37]

Olek 86

Piękny i bardzo pomocny tekst, a właściwie wspaniała opowieść o pstrągu, którą można by nawet wydrukować, oprawić i zrobić z niej książkę. Jako początkujący pstrągoholik, którego ten nałóg powoli zaczyna wciągać daję zasłużoną piąteczkę. [2012-03-18 15:38]

rysiosz

Wpis treściwy i bardzo ciekawy ***** Pozdrawiam [2012-03-20 12:17]

nicponios

ja sie zarazilem na końcówce ostatniego sezonu, gdy poczułem aż 6 pstragow i pstrazkow na haczyku. Teraz zaopqtrsylem sie w przynety i sam buszuje po rzeczce. Po każdym wypadzie można sie czegoś nauczyć, a na boku to sezon już otwarty ale ją zdjęcia z pstragiem jeszcze nie mam(po kilkunastu wypadach tego sezonu) NIE PODDAM SIE , bo jestem zaszczepiony od momentu gdy poczulem i widziałem kulka rybek na kiju [2012-03-20 12:25]

Pitbul

Sądząc po fotkach to na bardzo technicznych wodach łowisz. W takich warunkach (wielkość rzeczki) szanuje się każdy centymetr wody. Na moich ulubionych Bobrze i Kwisie jest szerzej ale w związku z tym i "zdeptanie wody" większe. Pozdrowienia dla wszystkich zakręconych kropkami. ***** i pozdrowienia ! [2012-03-20 20:56]

Lemurek669

wspaniały artykuł, kolega właśnie mnie namówił do spróbowania połowu pstrąga, mieszkam w rejonie który jest bogaty w rzeki i rzeczki pełne pstrągów ale nigdy nie byłem przekonany czy jakiegokolwiek złapię.. ten artykuł pewnie mi sporo pomoże ale liczę bardziej na szczęście z moimi umiejętnościami pstrągarza :) [2012-03-20 22:49]

bodekk66

mam taką rzekę pod ręką i znam jej trudny charakter, uczy pokory pan jej wody,miała lektura i czekam na cdn.. [2012-04-12 14:41]

użytkownik

5 [2013-05-10 14:24]

grisza-78

Część druga jest tak samo świetna, jak pierwsza! My ( pstrągarze ) niestety latem mamy przechlapane. W krzakach, w pokrzywach tysiące komarów żrą jak wściekłe, przebijając się przez kamizelkę i bluzę. Ale jest w nas chyba jakiś rodzaj masochizmu, bo jeśli to tylko możliwe, wracamy jak najszybciej nad wodę, spotkać naszego kropkowanego przyjaciela ;) ***** i pozdro!!!!!!! [2013-11-30 18:18]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej