Wojna o władzę w PZW
Redakcja wedkuje.pl (redakcja)
2021-02-21
Od pewnego czasu na internetowych forach oraz socjalmediach krążą dość sensacyjnie wyglądające informacje o „zawieszeniach” kolejnych prezesów okręgów lub nawet całych zarządów okręgów PZW. Może się wydawać, że nagle pewna grupa działaczy w Zarządzie Głównym rozpoczęła swoistą krucjatę mającą na celu oczyszczenie związku z osób, co do których są zastrzeżenia i które w opinii wielu wędkarzy odpowiadają m.in. za stan wód dzierżawionych przez PZW. Dlatego chcemy nieco przybliżyć tą sprawę i pokazać jakie jest tło tych działań.
Polski Związek Wędkarski to jedna z największych organizacji społecznych skupiających osoby fizyczne w Polsce. Wg. danych podawanych przez ZG PZW związek skupia ok 650 000 członkow. Ta ogromna organizacja dysponuje adekwatnym budżetem – na 2021 zapisano w budżecie kwotę ok. 190 mln zł. Władza w takiej organizacji daje ogromne możliwości oraz wpływ na wiele spraw. Jest więc o co walczyć.
Być może część wędkarzy już nie pamięta, ale od końca lat 80, przez 24 lata prezesem PZW był pan Eugeniusz Grabowski – emerytowany gen. brygady MO, odpowiedzialny w KG MO za pion oświatowo-wychowawczy a więc za ideologiczne wspieranie funkcjonariuszy w zakresie umiłowania do Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej oraz jej organów i przewodniej partii PZPR. Wraz z tym panem w struktury PZW weszło wiele osób związanych z resortem MSW, MON i innych służb mundurowych. Ludzie ci dobrze razem się znali i trzymali wspólny i jednolity front trwając przy władzy niezmiennie wiele lat.
W 2013 roku wieloletnie sprawowanie urzędu prezesa PZW przez gen. Grabowskiego zostało zakończone. Na XXX Krajowym Zjeździe Delegatów prezesem wybrano pana Dionizego Ziemeckiego. Wtedy wywołało to euforię wśród wielu wędkarzy – internetowe fora pękały od huraoptymistycznych zapowiedzi rewolucyjnych zmian. Nowy prezes był bardzo mocno związany z Okręgiem Mazowieckim PZW – był wszakże jego wiceprezesem. Doszło wręcz do kuriozalnej sytuacji, że prezes OM PZW Zbigniew Bedyński był jednocześnie wiceprezesem ZG PZW. Zatem tandem Bedyński – Ziemecki pełnił jednocześnie funkcję prezesa i wiceprezesa w OM PZW i ZG PZW. Kto więc pod kogo podlegał?
Na kolejnym zjeździe wyborczym w 2017 roku doszło do kolejnej zmiany władzy w ZG PZW. Mazowiecki tandem został odsunięty na rzecz nowej ekipy obecnego prezesa ZG PZW – pana Teodora Rudnika z okręgu słupskiego. Znów powiał wiatr zmian i odnowy. Nowy prezes zapowiadał radykalne zmiany i uważne słuchanie głosu wędkarzy. Jednak poprzednia ekipa nie zamierzała tak łatwo ustąpić. Spora część delegatów na KZD po początkowym kredycie zaufania dla nowego prezesa z czasem zaczęła głośno wyrażać swoje niezadowolenie. Powstały w zasadzie dwa przeciwstawne obozy – popierający obecny ZG PZW i przeciwny na czele z odsuniętym prezesem największego liczebnie OM PZW. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W grudniu 2019 roku delegaci opozycji złożyli do ZG wniosek o zwołanie Nadzwyczajnego Krajowego Zjazdu Delegatów, którego celem było odwołanie ZG z prezesem Rudnikiem włącznie. Pod wnioskiem podpisała się ponad połowa delegatów. Było oczywiste, że zwołanie zgodnie z wnioskiem NKZD będzie skutkowało odwołaniem obecnego ZG. Zgodnie ze statutem ZG miał obowiązek zwołania nadzwyczajnego zjazdu w terminie trzech miesięcy od złożenia wniosku jeśli by tego nie zrobił zjazd powinna zwołać Główna Komisja Rewizyjna. Jednak oba te organy zjazdu nie zwołały. A ponieważ wybory władz PZW w statutowym terminie i tak zbliżają się wielkimi krokami to i wojna pomiędzy obydwoma obozami rozkręciła się na dobre. Rozpoczęło się szukanie haków i dowodów na nieprawidłowości po obu stronach aby tylko pozbyć się przeciwnika przed wyborami. Jedna strona podważa legitymację ZG PZW do reprezentowania związku z powodu niezwołania w statutowym terminie NKZD - pisane są m.in. pisma do organu nadzoru tj. Prezydenta m.st. Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Druga zaś przeprowadza kontrole w wybranych okręgach i zawiesza ich władze. Dlatego nie można się dziwić, że te sprawy pojawiają się właśnie teraz a nie zaraz na starcie obecnej kadencji. Wtedy nikomu nie zależało na walkach na górze. Teraz, u progu kolejnych wyborów, jest zupełnie inna sytuacja.
Będziemy pewnie świadkami coraz brutalniejszej walki o władzę i synekury. Bo nie ma co się łudzić, że od roszad personalnych poprawi się rybostan wód zarządzanych przez PZW. Być może skutkiem wojny na górze może być nawet rozpad związku lub też wprowadzenie komisarza ustanowionego przez organ nadzoru. Jedno jest pewne – z pewnością „nic nie będzie po staremu” tylko, że chyba nie o takie „nowe” członkom związku chodziło.
Wodom cześć!