Reklama, a rzeczywistość wędkarska.
Tomasz Popłoński (wedkarskichallenge)
2016-09-15
Kilka dni temu wpadł mi w ręce nowy katalog produktów angielskiej firmy sonubaits. Jest to jeden z największych angielskich producentów przynęt, zanęt wędkarskich oraz wszelkiego rodzaju atraktorów dipów itd. Po jego obejrzeniu naszła mnie pewna refleksja, na którą wpływ miały wielokrotne eksperymenty z wszelkiego rodzaju nowościami rynku wędkarskiego. Wywód mój w szczególności jest kierowany do młodych wędkarzy, którym przeważnie brakuje spektakularnych sukcesów wędkarskich i tym samym często są najbardziej podatni na tego typu przekaz reklamowy. Domyślam się że zawód w wielu przypadkach jest w stanie osłabić zapał do wędkowania, a może nawet spowodować porzucenie nowej pasji. Dlatego też postanowiłem popełnić krótką notkę w tym temacie.
Reklama w sektorze wędkarska w Polsce rozwija się znacznie szybciej niż jego strona techniczna. Producenci już dawno opanowali rynki zachodniej Europy, a teraz od kilku lat bombardują nowościami Europę środkową i wschodnią. Z tym, że my jako odbiorcy tego przekazu musimy pamiętać o dużych różnicach w rozwoju infrastruktury wędkarskiej pomiędzy nami, a Europą zachodnią.
Jeżeli uważnie obserwujecie filmy reklamujące zachodnie produkty sektora zanęt/przynęt wędkarskich, to zauważycie, że większość z nich powstaje na łowiskach specjalnych. Oczywiście łowiska komercyjne np. angielskie zupełnie nie przypominają z wyglądu większości łowisk tego typu jakie posiadamy w Polsce. Pozornie to co u nas przypomina ładnie zarośniętą dziką gliniankę czy część starorzecza, u naszych kolegów anglików jest łowiskiem komercyjnym o wręcz urokliwej jak na nasze warunki linii brzegowej. Nie wspominając już o rybostanie jakim dysponują. I tutaj tak naprawdę odkryliśmy pierwszy haczyk zastawiony na młodych adeptów sztuki wędkarstwa, a z własnego doświadczenia wiem, że nie tylko młodzi potrafią się na to nabrać .
W tym miejscu niech każdy z nas zada sobie pytanie. Ile zbędnych produktów, czy to zanęt czy to przynęt, posiadamy w naszym arsenale wędkarskim. To właśnie są w dużej mierze te wspomniane nowości, które nie dały rezultatu takiego jak na reklamie ;). To, że w tym miejscu czytając tą notkę wszyscy z nas są przekonani, że nie są podatni na tego typu przekaz reklamowy, to właśnie zasługa jakości tego przekazu. Podświadomie widząc produkt kojarzymy go z tą „toną” ryb łowionych w filmiku reklamowym, bądź w filmiku lokującym wybrane produkty. Obecnie ciężko odróżnić filmy lokujące produkty w sposób celowy, od filmów na których wędkarze bezinteresownie pokazują na co łowią i czy to przynosi efekty czy nie i tak dzielą się swoją twórczością z innymi wędkarzami. Niestety w mojej ocenie stanowi to najlepszą z możliwych zasłonę dymną dla reklamodawców nowości wędkarskich.
Musimy zdać sobie sprawę, że tak naprawdę do wszystkiego w naszym wędkarstwie musimy podchodzić patrząc przez pryzmat naszych wód, przetrzebionych przez gospodarkę rybacką, nie dopilnowanych oraz z ogromnymi oczekiwaniami wędkarskimi. Dlatego też zastanawiajmy się kilka razy zanim dokonamy odpowiednich zakupów.
Producenci zachodnich marek wędkarskich, w większości przygotowują swoją ofertę zanętowo/przynętową pod kątem tamtejszych łowisk komercyjnych, tym samym wykorzystywanie większości z tych nowości na zwykłych wodach PZW mija się z celem. Nie znaczy to, że na naszych wodach nic z tej oferty nie wykorzystamy, wręcz przeciwnie, są elementy które w odpowiednim połączeniu z chociażby tradycyjną zanętą mogą przynieść super efekty. Wielką zaletą produktów rynku zachodniego jest nie wątpliwie ich jakość. Idzie za tym oczywiście wyższa cena produktu, ale jak kupujemy pellet halibutowy to mamy w nim przeważnie około 80%-85% mączki z halibuta. To coś jakby porównać zachodni proszek do prania z tym polskim odpowiednikiem.
Na początku zaczynajmy dobór pelletów lub zanęt pod względem aromatów, które wiemy że sprawdzają się na naszym łowisku. Nie bójmy się wszelkiego rodzaju zapachów uniwersalnych takich jak śmierdziuchy, wszelkiego rodzaju kryle, halibuty, małże itp. na większości wodach się sprawdzą. Możemy je przełamywać innymi aromatami. Zacznijmy od wanilii, karmelu, melasy, troszeczkę na śmierdząco słodko. Kierunkujmy mieszanki mielonymi nasionami bądź ziołami pod konkretne gatunki ryb, ale jak nie znamy wody, to darujmy sobie tutti frutti, pineapple czy spicy sausage bo na 90% na naszych wodach nic pokaźnego na to nie weźmie. No chyba, że będziemy sypać przez 2-3 tygodnie tonę takiego towaru do wody, tak jak ma to miejsce w wydaniu m.in. wędkarstwa karpiowego, ale to już zupełnie inny temat.
Dla większości naszego rybostanu są to aromaty i zapachy obce, a wszystkiego co obce ryby po prostu się boją. Wyjątkiem są tu łowiska komercyjne. Jest to poligon doświadczalny dostępny dla każdego. Każdy wali do wody tonę towaru i przyzwyczaja ryby do różnorodności pokarmu. Co za tym idzie przy przeogromnej presji wędkarskiej na tego typu łowiskach wręcz trzeba wyróżnić czymś nasze pole nęcenia, ale tutaj też zachowajmy zdrowy rozsądek, ponieważ wiele razy już miałem okazję się przekonać, że dobrze zaromatyzowana zapachem wanilii kukurydza lepiej się sprawdzała niż najróżniejsze nowości zachodniego przemysłu wędkarskiego.
Pozdrawiam
Tomek