Rekordowy sum i nowy kompan wypraw wędkarskich
Marcin Maciejewski (Raptor1981)
2010-07-13
Pierwszy lipca troszeczkę ostudził moje zapędy na złapanie wymarzonej ryby, żona skwitowała to tylko jednym zdaniem;
- Może sumy jeszcze nie wiedzą że jest już pierwszy lipca, daj im trochę czasu.
Oczywiście się troszeczkę ze mnie nabijała, ale nie poddawałem się, kolejny dzień kolejna szansa na połów. Otrzymałem od znajomego cztery duże żywce (karasie około 20 cm). Kiedy zbierałem się nad jezioro szwagier zapytał czy może jechać ze mną. Szwagier nie jest wędkarzem i wcale nie interesuje go łapanie ryb, chciał tylko być towarzyszem wyprawy. Ucieszyłem się, przynajmniej będzie z kim pogadać nad jeziorem. Po zaopatrzeniu się w piwko w pobliskim sklepiku około godz. 19.00 wyruszyliśmy na łowisko.
Nad jeziorem jak na zawodach wędkarz przy wędkarzu, rozbite namioty, z przenośnych radyjek dobiega wszelaka muzyka. Znaleźliśmy kawałek miejsca na uboczu żeby spokojnie rozstawić wędki i nikomu nie przeszkadzać. Uzbroiłem żywce, ale pojawił się kolejny problem; jak tak daleko wyrzucić zestawy w interesujące nas miejsce na drugi brzeg pod trzciny. Szwagier przyszedł z pomocą, w oka mgnieniu rozebrał się do kąpielówek wskoczył do wody i był gotowy do wypłynięcia z zestawami. Po włączeniu sygnalizatorów i naciągnięciu plecionki przez swingery mogliśmy wreszcie otworzyć po piwku.
Szwagier patrzył na cały sprzęt z zaciekawieniem i od czasu do czasu o coś pytał, chętnie wyjaśniałem do czego służą poszczególne elementy mojego wyposażenia. Około godz. 22.00 jeden z sygnalizatorów zagrał swoją melodie zaciąłem i czuję wspaniały ciężar który pulsuje na końcu zestawu. Zaczęła się walka a że dzięki uprzejmości szwagra zestaw znalazł się prawie 100 metrów od naszego stanowiska walka była wyczerpująca. Sum pięknie odjeżdżał na jezioro mimo dokręconego hamulca w kołowrotku. Kompan podróży widząc wysnuwającą się plecionkę ze szpuli kołowrotka powiedział;
-Może się popsuł ten kołowrotek?
-Przestań gadać głupoty – odpowiedziałem i dodałem - dopiero co kupiony kołowrotek nie ma nawet tygodnia.
Po szarży suma zaczął się równy hol, zdobywanie każdego centymetra wysnutej plecionki. Ręce po woli zaczynały odmawiać posłuszeństwa, ale adrenalina była większa. Kiedy około 5-10 metrów od brzegu sum pierwszy raz pokazał się na powierzchni już wiedziałem że jest większy niż ten złapany w zeszłym roku. Poinstruowałem szwagra żeby się przygotował bo za chwile będziemy go lądować na brzeg. Szwagier się pyta ;
- Co mam robić rozkładać podbierak
- Nie podbierak tylko ubieraj rękawice, złapiesz go za szczękę – odparłem
- Dobra nie ma sprawy – zadziwiającym spokojem zgodził się szwagier.
Pomyślałem coś za szybko się zgodził, ale od tych myśli odciągnął mnie sum, który nabrał nowych sił i kolejny już raz odjechał na jezioro. Po przyciągnięciu go do brzegu nadszedł czas na szwagra, który już stał w pełnej gotowości z ubranymi rękawicami. Podciągam suma ku powierzchni i wynurza się ogromna paszcza jak z horroru chcąca ugryźć rękę szwagra, który do tej pory tak pewnie czekał żeby podebrać rybę. Bunt na pokładzie, szwagier stwierdził że w żadnym wypadku nie włoży ręki do tego czegoś co się przed chwilą wynurzyło z wody. Po moich krótkich zapewnieniach że nic mu się nie stanie i że sum nie ma potężnych kłów jak krokodyl, szwagier zdecydował się na drugie podejście, też nie udane. Kolejne instrukcje odnośnie pewnego chwytu za dolną szczękę i jest, szwagier chwyta suma silnym chwytem (chyba z ogromnej ilości adrenaliny) jak Samson byka za rogi. Próbuje podnieść ponad lustro wody i tylko grymas na jego twarzy świadczy o tym że sum waży więcej niż się spodziewałem. Po wyciagnięciu go na brzeg okazuje się że sum waży równe 30 kg i mierzy 167cm długości. Nowy rekord w tej rybie. Zeszłoroczny sum złapany 02.07. 2009r. czyli równo rok temu ważył 16kg i mierzył 132 cm.
Po ochłonięciu z emocji i uspokojeniu drżenia na całym ciele, następuje krótka wymiana zdań.
- Nie myślałem że wędkarstwo dostarcza takich emocji – mówi szwagier jeszcze lekko dysząc.
- No jest trochę adrenalina, zwłaszcza gdy się walczy z największą rybą słodkowodną – odpowiedziałem.
- Może częściej się będę z tobą wybierał na ryby – głośno zastanowił się szwagier.
- Czemu nie, skoro przyniosłeś mi dzisiaj szczęście – odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy.
Okazuje się że nie tylko nauki ojca i dziadka zaszczepiają w nas chęć wędkowania, czasami taki przypadkowy jednorazowy wypad nad wodę żeby zaczerpnąć świeżego powietrza utrwala się w człowieku tak mocno że chce przeżywać takie emocje wielokrotnie.
Morał tej wyprawy jest taki ja pobiłem swój zeszłoroczny rekord i złapałem suma na srebrny medal WW, oraz zdobyłem nowego kompana wypraw wędkarskich. Mam nadzieję że kolejny sum będzie miał ponad 35 kg i skompletuje wszystkie kategorie wagowe w tej rybie i że przypadkowy wyjazd szwagra zaowocuje wspólnymi wieloletnimi wyprawami ku przygodzie. Ale to już temat kolejnego opowiadania wędkarskiego chyba na pewno z udziałem szwagra.
Połamania kija i spotykajmy się jak najwięcej nad wodą.
Pozdrawiam
Marcin