Relacja z zawodów Koła PZW 28 Warszawa - Ursynów.
Stanisław Pluszczewicz (Stachu)
2010-04-26
Kształt sektora - "L", pomagał w obserwowaniu poczynań rywali i praktycznie wszyscy mieli dobrą widoczność. Żuchwy nam poopadały, kiedy pierwszemu wygięło wędzisko najmłodszemu spośród nas, szesnastoletniemu Kubie Zdanowskiemu (portalowy jameszdano). Po kilkuminutowym holu Jakub sprawnie podebrał 2,5 kilowego karpia i umieścił go w siatce. Szmer podziwu i zazdrosne mlaskania uniosły się nad zbiornikiem. Zaczęliśmy nerwowo mościć się na stołeczkach, a zewsząd nadchodziły do "młodego"... "szczere" gratulacje. Darek i Robert (Elvis) ruszyli jednocześnie - ciągali skuczybyki jednego za drugim, a nam gule puchły w oczach. Nie muszę tłumaczyć kolegom ogarniającego cię uczucia zwątpienia i osamotnienia, kiedy z grupy towarzyszy niedoli, raz po raz wyłamywał się kolejny i dołączał do grona szczęśliwców. Przeżywaliśmy to przecież niejednokrotnie. Zawody spinningowe, to co innego, bo rozpierzchnięci po całym łowisku, dopiero na koniec dowiadujemy się, żeśmy polegli. Tu wszystko odbywa się już na oczach i pozostali są tego świadkami. Myślisz wtedy i kombinujesz: może coś nie tak z moją zanętą, może zestaw się splątał, może za blisko zarzuciłem, może nie trafiłem w nęcone miejsce itp, itd. Podobny horror przeżywałem nieraz na kutrze, kiedy wszyscy ciągali ryby, a ja pracując taką samą przynętą, w ten sam, co rywale sposób, pozostawałem na zero.
Zajęty kibicowaniem kolegom, nie zauważyłem brania, ale karpion zaciągnął uczciwie i ja też mogłem wreszcie odetchnąć z ulgą. Siedzący obok mnie Tomek (patrol1), zapunktował jako jeden z ostatnich i zaczął się już na dobre rozkręcać, ale "rozjadowionych", Elvisa i Darka nie sposób już było dogonić, bo ciągali niemiłosiernie. Na przemian, raz za razem. Cichaczem Prezes i Mietek też dopełniali swoje siaty. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że czegoś mi brakuje... Telefonów od Piotrka, jego biegania po brzegu i sprawdzania kolegom zawartości siatek. To mogło oznaczać tylko jedno - Piotrowi nie idzie! Szkoda chłopaka, oj szkoda.
Po trzech godzinach sędzia odgwizdał koniec tury i komisja zapisała:
1. Robert Skazko 16565
2. Dariusz Stefanek 14215
3. Tomasz Kosiński 11755
4. Mieczysław Pluszczewicz 8590
5. Piotr Kawiak 7350
6. Tomasz Brzezowski 6530 punktów
Zmiana stanowisk i zaczęliśmy drugą. Ostatnie porcje przygotowanej zanęty poszły do wody i po gwizdku wystartowaliśmy do kulminacyjnej rozgrywki. Rozpoczęła się pogoń z czasem i za rywalami. Zająłem stanowisko obok Piotrka Kawiaka, który zamykał sektor. Po lewej miałem pozostałych. Co jakiś czas dochodziły mnie odgłosy holu i uwagi „troskliwych” sąsiadów: - „….Oj, oj, uważaj! Ostrożnie, daj mu luzu. Uważaj, bo ci zejdzie…”. U mnie nic się nie działo, więc mogłem spokojnie kibicować Piotrkowi, który wpadł w tempo i regularnie, co jakiś czas holował rybę. Były to karpie półtora, trzykilowe i sporadycznie liny. Takie 0,3 – 0,5 kg. Po godzinie dostałem cynk (z kosmosu), aby wywalić kukurydzę z kanapki. Dostosowałem się do rady Życzliwego i po jakimś czasie wyhaczałem już trzykilówkę. Dwa stanowiska w lewo siedział tenże życzliwy i z podobną, co Piotrek częstotliwością dokładał kolejne sztuki do siaty. Ostatnia godzina zawodów, to był właściwie pojedynek pomiędzy nimi. Szli łeb, w łeb. Sztuka, za sztukę. Rywalizacja była o tyle ciekawa, że po pierwszej turze zajmowali oni sąsiednie miejsca. Wagowo też różnili się nieznacznie. Dołapałem i ja jeszcze jednego.
Wreszcie nasz sędzia odgwizdał koniec zawodów i poszliśmy tłumnie „pomagać” komisji wagowej. Wyniki były bardzo różne - trafiały się niestety i puste siatki. W większości były to karpie i liny. Zabłąkał się jeden leszczyk. Największe emocje zaczynały się pod koniec ważenia, kiedy to swoje siatki wyciągali Piotrek Kawiak i Tomek Brzezowski. Obaj mieli po ponad dwadzieścia kilo! Potem przepaść i Piotrek Grzelak, 12 kg. Najrówniejszą formą wykazał się mój brat Mieto: I i II tura po osiem kilo, dwa razy czwarte miejsce. Największą stratę w drugiej turze odnotował Darek Stefanek i w konsekwencji wylądował na ósmym miejscu w klasyfikacji generalnej.
II tura, oficjalnie:
1. Piotr Kawiak 22700
2. Tomasz Brzezowski 22080
3. Piotr Grzelak 12365
4. Mieczysław Pluszczewicz 8425
5. Zbigniew Zwoliński 7435
6. Artur Kacprzak 7360 punktów
Kiedy myśmy zajadali się już kiełbadronkami, sędzia liczył i liczył, aż policzył:
1. Piotr Kawiak 30050
2. Tomasz Brzezowski 28640
3. Robert Skazko 23350
4. Mieczysław Pluszczewicz 17015
5. Tomasz Kosiński 17205
6. Artur Kacprzak 13675
7. Piotr Grzelak 16890
8. Dariusz Stefanek 16385
9. Zbigniew Zwoliński 9870
10. Piotr Szczeciński 5645 punktów
Mało tego, że Piotrek złoił nam tyłki, złapał 30 kilo ryb, zawinął puchar za I miejsce, tytuł Mistrza Koła, koszulkę, złoty medal, to jeszcze wziął i zabrał pięknego klenia – nagrodę za największą rybę zawodów + kolejny złoty medalion. Dobrze, że przyjechał sam, bez Jurka (swojego ojca), więc mógł się spokojnie do samochodu zapakować.
Moi drodzy!
8 maja, w Pogorzelcu czeka na Was blisko metrowy szczupak (jak żywy), dzieło Pana Waldka, ksywa „Twardy Korzeń”, którego możecie przygarnąć. Swoimi lepkimi łapami….
Jest też nowy lider w naszej kołowej klasyfikacji, więc trzeba będzie zrobić wszystko, żeby nie miał za dobrze.
Dziękuję wszystkim uczestnikom, gratuluję zwycięzcom i do zobaczenia na mistrzostwach spinningowych. Tam, to się będzie dopiero działo!
Serdeczne podziękowania dla Sędziego Klasy Krajowej - kolegi Krzysztofa, który wspaniale poprowadził naszą imprezę.