Relacja z zawodów morskich koła nr 28 Warszawa - Ursynów. 2015
Stanisław Pluszczewicz (Stachu)
2015-09-29
Relacja z towarzyskich zawodów w wędkarstwie morskim Koła nr 28 Warszawa - Ursynów.
W ostatni weekend rozegraliśmy dwudniowe towarzyskie zawody w wędkarstwie morskim. W piątkowy wieczór ściągnęliśmy do "Pomorzanki" we Władysławowie, by w sobotę 26 września rozpocząć rywalizację z pokładu "Nereidy". Dwudniowe wędkowanie na morzu, to piękna sprawa. To marzenie niejednego wędkarza. Od pół roku czekałem na ten dzień. Niepewne są zawsze pogoda i … ryby.
Nikt ci tego nie zagwarantuje i zawsze takim wyprawom towarzyszy niepewność.
W porcie musieliśmy się pojawić o 5 rano, by należycie wykorzystać coraz to krótszy dzień. Prognozy były raczej optymistyczne: niewielki wiatr, w miarę ciepło, fale takie sobie i bez opadów.
Pomiędzy piętnastu podzieliliśmy rufę i śródokręcie, a dziób odstąpiliśmy pięcioosobowej grupie z Wrocławia (bardzo miłe, sympatyczne i … skuteczne chłopaki). Było to konieczne, bo nie udało się nam zapełnić całego kutra. Że lekko nie jest, wiemy wszyscy. Nie jesteśmy przecież krezusami, mamy rodziny, potrzeby i płatności. Ja, na przykład poświęciłem zimowe buty i pogrążyłem się w rachunkach, aby drugi raz w roku powędkować na Morzu. Jeżeli przyjdzie prawdziwa zima, to będę się martwił. Najwyżej pośmigam w laczkach. Póki co jestem szczęśliwy, bo sobie uczciwie połapałem. Połapali wszyscy, bo szyper się przyłożył. Szukał i szukał, aż wreszcie odnalazł stado, które nas obdarzyło. Wróciliśmy późno, bo o 19:30, ale spełnieni i w pełni usatysfakcjonowani. Bolały nas gnaty i w nocy łapały skurcze, ale o trzydziestu paru wymiarowych dorszach, które złapali wygrywający sobotnią turę koledzy, mogli jedynie pomarzyć zawodnicy startujący z innych jednostek, także Kadra Polski. Oni, tak jak my na sobotę i niedzielę wyznaczyli sobie spotkanie w cyklu GPX. Najlepsi ze swoich okręgów. Tam zawodnik wygrywał kuter siedemnastoma rybami, a bywało, że na innym sześć sztuk dawało zwycięstwo. Nikogo chyba nie zaskoczę, że tym ogrywającym mistrzów był nasz kołowy kolega, Tomek – Kosa – Kosiński. Dobrze, że skurczybyk nie ma czasu na kołowe potyczki. Niech psuje krew innym. W naszej stawce było czterech, którzy reprezentują koło na zawodach okręgowych: Michał, Marcin, Grzesiek i Darek. Dwóch z nich dostało się do kadry wyższego szczebla. Tydzień temu trzech zawodników z koła 28 zagwarantowało sobie nominacje do elity Okręgu Mazowieckiego. Nieobecny był na sobotnio – niedzielnym spotkaniu , z powodów rodzinnych Tomek Wasilewski, który jako jedyny mógłby pomieszać w wynikach. Michał Dąbrowski, Marcin Milczarski, no i oczywiście Kosa wykazali się bardzo dobrymi wynikami w zawodach najwyższej rangi i są kadrowiczami wyższego szczebla, znaczy Okręgu. Nie są to przypadkowe nominacje, bo formą i wynikami trzeba się było wykazywać przez dwa lata. Drużynowo po raz kolejny zajęli wysokie miejsce na okręgówce. W tydzień temu rozegranych zawodach w cyklu GPX za 2015 Michał, Miller i Wasyl zajęli IV, a w efekcie II miejsce i puchar dla drugiej drużyny Okręgu Mazowieckiego. Druga ekipa z koła 28, czyli: Kosa, Prezes i Grzesiek byli VII drużyną w OM.
Weź tu i powalcz z takimi. Przecież wchodząc na kuter już jesteś przegrany. Zarząd przebąkuje coś o drużynie nr 3. Fajnie byłoby się do niej dostać, ale wcześniej trzeba się wykazać.
Na dobrej drodze jest Darek – Kotlet – Kotela, który przebojem „wdarł” się na szczyty praktycznie wszystkich dyscyplin.
Równie wcześnie wypłynęliśmy w niedzielę, aby w miarę normalnie wrócić do portu, bo w poniedziałek większość z nas szła do pracy. Szyper od razu skierował się w miejsce, które odkryliśmy w sobotę. Mieliśmy dwie i pół godziny drogi, to wystarczająco dużo czasu, aby usprawnić zestawy oraz uzupełnić wczorajsze spustoszenia w podręcznych torbach. Ryby gryzły dobrze, nawet bardzo dobrze, więc uwijaliśmy się, aby utrzymać lub poprawić wczorajsze lokaty. Niejednokrotnie jeden, czy dwa spadnięte dorsze decydowały o sukcesie, bądź porażce. Dużo się działo i nie wiadomo kiedy upłynął czas przeznaczony na połów. Z żalem rozstaliśmy się z zasobnym łowiskiem i w drodze powrotnej rozpoczęły się wielce emocjonujące pomiary "urobku".
Nasze zawody wygrał Marcin Milczarski, który w turach zajął odpowiednio trzecie (30) i pierwsze (26) miejsce. Liczby w nawiasach, to ilość ryb.
Do końca praktycznie walczył z Prezesem Darkiem Stefankiem: 2 (32) i 3 (22) w niedzielę. Grzegorz Basiak, pierwszy (34) w sobotę ustąpił miejsca w niedzielę także Michałowi Dąbrowskiemu 6 (16) i 2 (26) i zadowolił się w efekcie pucharem za miejsce trzecie w dwudniowej rywalizacji. Z niedzielnej kasty sędzia zmierzył Grześkowi 18 ryb. Wszyscy na podium, to nasi kadrowicze.
Dalej byli kolejno:
*Michał Dąbrowski 6 (16) i 2 (26) – od pewnego czasu nasz etatowy „pozapucharowy”
*Darek – Kotlet – Kotela. Kotlet „niedbale” podbierał piękną belonę. Gdyby ją wyjął, to mógłby zmienić wyniki i może nawet wskoczyć na podium. Uderzył nią o reling i ta wzięła i spadła do wody. Wielka szkoda.
*Łukaszewski Tomasz ( Dred – Szwagier) – łowca największej ryby, czyli dorsza o długości 84 cm. Piękna ryba!
*Waldek Tadrzak
*Stanisław Pluszczewicz (dokładnie pośrodku, bo siedmiu przede mną i siedmiu za mną). Złapałem pierwszą w życiu flądrę!
*Jacek Balik
*Piotrek Cwaliński, który pojmał ładnego diabła morskiego.
*Andrzej Stencel
*Miecio – Gaduła – Gajc
*Michał – Szwagier – Kabała
Stawkę zamknęli Sylwek – Splątany i Gienek Woźny, to nasi nowi koledzy, którym się bardzo spodobało i zapowiedzieli, że dołączają do ekipy i to nie tylko dorszowej.
Dziękuję wszystkim kolegom współuczestnikom rejsu, Ryśkowi sędziemu i Grześkowi Turskiemu za gościnę i wyrozumiałość. Tak, do końca to nie wiadomo, kto tę wykładzinę przed naszymi drzwiami potarmosił: czy moje pluszaki, czy prezes, który wracał bardzo późno z imprezy, z pięterka, z obchodu kontrolnego znaczy. Zniknął, choroba taki kawałek linoleum metr, na metr … Osobiście dziękuję Michałowi, który starał się bardzo, abym wypadł lepiej niż zwykle i wyposażał mnie w swoje przynęty.
Potwierdza to moją wcześniejszą tezę, że jestem już w wieku wzbudzającym troskę.
W drodze powrotnej postanowiliśmy z Andrzejem (AS 28), że jako najstarsi stażem w kole morscy poławiacze zarzucamy nasze nasze archaiczne metody i będziemy się bacznie przyglądać młodszym wilkom morskim. Może się jeszcze czegoś nauczymy. Bardzo mi ulżyło, kiedy po powrocie wyrzuciłem większość swoich morskich wynalazków. Będę zbierał od nowa pilkery, ale już takie modniejsze, łowniejsze.
Uff! Zdążyłem, zanim odcięli mi dostęp do Internetu. Za terminowe płatności, oczywiście.