Relacja z zasiadki - zdjęcia, foto - 2 zdjęć
W środę 28 lipca pogoda nie nastrajała do jakiegokolwiek wyjazdu nad wodę, jednak wiadomość od kolegi, że ryba bierze skłoniła mnie do wyjazdu na jedną nockę nad zalew w Boryszewie( pod Sochaczewem).Niewiele myśląc po południu około 15:00 zacząłem przygotowania do zasiadki, prowiant, pakowanie sprzętu, komponowanie zanęty itp . Wszystkie te czynności zajęły mi dwie godziny i byłem już prawie gotowy do wyjazdu. Potrzebowałem jednak kompana, wybór padł na mojego starszego brata Szymka, jeden krótki telefon i już wiem, że jest chętny. Z racji tego, że nie jestem jeszcze pełnoletni i nie posiadam prawa jazdy o transport poprosić musiałem moją mamę, aby zawiozła mnie i brata oraz cały bagażnik niezbędnego sprzętu nad wodę.
Około godziny 18 byliśmy na miejscu. Krótki spacer wzdłuż brzegu i kilka słów zamienionych z łowiącym tam wędkarzem utwierdziły mnie w tym, że coś się dzieje i warto posiedzieć i popróbować. Z zapałem wypakowaliśmy sprzęt z auta i poszliśmy wytypować miejscówkę. Jako, że brat był tylko towarzysko i nie jest zapalonym wędkarzem wybór należał tylko do mnie i zdecydowałem się aby swoje zestawy posłać z prawej strony wyspy w pobliżu kąpieliska, które i tak przez niesprzyjającą pogodę jest opustoszałe. Efektowne spławy i często rozlegające się piski sygnalizatorów nakręcały mnie moją wyobraźnię, czego efektem było super szybkie dorabianie zanęty, rozkłądanie wędek, stojaka, namiotu i pozostałych rzeczy. Łowiłem na tzw. metodę gdyż nie miałem czasu na wcześniejsze przygotowanie łowiska. Moja zanęta składała się z zanęty sypkiej, drobnego granulatu karpiowego, kukurydzy i pokruszonych kulek proteinowych.
O godzinie 18:40 zestawy wylądowały w wodzie a ja i brat przystąpiliśmy do zbierania patyków na ognisko. Do czasu gdy zapadł wieczór mój sygnalizator tylko raz pipnął lecz wiedziałem, że w niedługim czasie nastąpi pierwsze branie. Tak tez się stało, w czasie gdy jadłem kiełbaskę nastąpiło gwałtowne branie i hanger zatrzymał się pod kijem, szybko zostawiłem kolację, podbiegłem do wędki i zaciąłem. Po niedługim holu w podbieraku ląduje karpik rozmiaru wigilijnego, nieduży ale cieszy. Zaraz ponownie zarzuciłem i wróciłem do swojego posiłku. Następne półtorej godziny upłynęło na rozmowach z Szymkiem i siedzącym obok wędkarzem. Jak to zwykle bywa, ryby najlepiej biorą jak nie ma łowcy przy wędkach i tak też było. Sygnalizator znowu zagrał najpiękniejszy dźwięk i szybko jestem przy wędce.
Tym razem na kulkę o zapachu rybnym połakomił się amur, na oko miał 60 cm. Chwilę po nim drugi takiej samej wielkości wziął na kukurydzę. Mimo iż ryby nie są duże jesteśmy bardzo zadowoleni. Patrzę na zegarek, jest już 22:00 z nieba leci mżawka ale jest ciepło. Znowu w miłym nastroju mija nam czas a na wędkach cisza. Postanawiam przerzucić i czekać na następne brania. Do godziny 23:40 nic się nie działo, w końcu ja i brat wyszliśmy rozprostować nogi i po upływie kilku minut na prawym kiju jest silne branie. Łapę za szpulę i zacinam, dokręciłem hamulec i zacząłem holować. Ryba płynęła przed siebie z bardzo dużą siłą, gdy jednak zacząłem ją pąpować zawróciła i szła w stroną brzegu. Kazałem bratu zwinąć drugą wędkę gdyż wiedziałem, że jest do spora sztuka i niełatwo będzie ją wyholować. Gdy już to zrobił miałem więcej przestrzeni do walki i mogłem bez obaw holować rybe wiedząc, że nie wplącze się w żyłkę moją lub siedzącego blisko sąsiada.
Ryba cały czas z impetem odpływała a hamulec kołowrotka trajkotał jak szalony. Jak tylko udało mi się go trochę podpąpować od razu odbierał ze szpuli kilka metrów żyłki. Sytuacja ta powtarzała się kilka razy aż po raz pierwszy ujrzałem zdobycz w świetle latarki około 15 metrów od brzegu. Pierwsza myśl to amur, lecz nie pasował mi sposób jego walki, gdyż często wyskakuje on nad wodę oraz robi silne i gwałtowne odjazdy. Ryba którą miałem na haku trzymała się raczej dna i nie dała się podciągnąc do brzegu. Upłynęło 10 minut walki zanim udało mi się podprowadzić rybę do brzegu i wtedy dopiero ujrzałem suma, był duży a nawet bardzo duży jak na tą wodę. Od razu kazałem bratu włożyć podbierak do wody i próbowałem wprowadzić do niego okaz. Cały się nie mieścił więc poprosiłem Szymka aby wziął wędkę a ja wyjąłem ramiona podbieraka i złożyłem je tak aby sum nie mógł się z niego wydostać.
Jest!!- krzyknąłem z radością i wywlokłem zdobycz na brzeg, chwila wytchnienia i szybko położyłem suma na macie, która i tak była za mała. Brat był w szoku na widok takiej ryby:) Szybko pobiegłem po wagę, aby przekonać się ile waży mój okaz. Uniosłem go a wskazówka zatrzymała się na 25 kg. Moja radość jest ogromna i w trosce o kondycje mojego przeciwnika proszę brata by zrobił mi pamiątkowe zdjęcia, nie wzięliśmy jednak aparatu i musiał nam wystarczyć jedynie telefon z fleszem. Po zakończonej sesji sum wrócił z powrotem do wody a ja mimo iż jestem cały mokry bo wszedłem z nim do wody nie odczuwam w ogóle zimna, mogę nawet powiedzieć, że było mi bardzo gorąco. Ku mojemu zdziwieniu branie nie nastąpiło tak jak przewidywałem na kulkę lecz na kukurydzę, nie jest to jednak pierwszy taki przypadek, ponieważ dwa tygodnie wcześniej młodszy brat złapał metrowego suma na identyczną przynętę.
Po wszystkim ponownie zarzuciłem zestaw i poszedłem do namiotu si ogrzać przy ciepłej herbacie.
Parę minut po godzinie 2:00 znowu mam branie, tym razem ryba się spina, nie zdenerwowałem się tym bo byłem zmęczony poprzednim holem. Kolejne dwie godziny upływają w spokoju i dopiero po 4:OO mamy następne branie. Zaproponowałem bratu aby spróbował swoich sił i zaciął oraz wyholował rybę. Dosyć nieudolnie ale udało mu się wyjąć małego amurka. Widziałem, że był zadowolony i przecież o to w tym chodzi. Gdy się rozwidniło zaczął padać deszcz i do godziny szóstej nic się nie działo. Postanowiliśmy, że jak przestanie na chwilę padać zaczniemy się zwijać. Po paru chwilach jak na zawołanie uspokoiła się pogoda a my poskładaliśmy się i wróciliśmy szczęśliwi do domu. Szkoda tylko, że nie udało się uwiecznić tych pięknych chwil ale przecież nie zdjęcie jest najważniejsze lecz emocje związane z holem i podziwianiem zdobyczy.
Z wędkarskim pozdrowieniem Mateusz Zagawa.
Autor tekstu: Mateusz Zagawa
organista 2 | |
---|---|
Stary nie przejmuj się zdjęciami , ważne że jest jedno. Akcja holowania była i to udana! ***** z plusikiem dla ciebie za fajne opowiadanko. I życzę połamania kija na jeszcze większym wąsaczu. (2010-08-31 11:06) | |
an2212 | |
Pięknie opisałeś swoją fajną przygodę,a i rybki niczego sobie,szczególnie ten sum.Gratuluję i tak trzymaj. (2010-08-31 11:45) | |
u?ytkownik26041 | |
kolego piekny okaz super opisales swoja wyprawe na ryby wogole rybki fajnie wam braly jeszcze raz gratuluje ci suma piatal (2010-08-31 22:51) | |
780528 | |
Fajne opowiadanko i leszcze fajniejsza rybka.Rybki dopisały i taki piękny sum no no pozazdrościć.Za artykuł piątal i jeszcze większych okazów w przyszłości życzę! (2010-09-01 19:45) | |
picol | |
piękna ryba gratulacje (2012-01-14 19:31) | |