Requiem dla troci
użytkownik 22602
2009-11-18
Ostatni raz pojechałem na Pomorze na poczatku lat 90-tych.
Wtedy - byłem pełen wiary i emocji, na chociaż kontakt z tą wspaniałą, szlachetną rybą. Pamiętam w czasie podróży samochodem atak mgły. To było za Chojnicami...jechaliśmy we trzech dużym Fiatem. Środek nocy. Mgła była tak gęsta, że przed maską widać było tylko dwa pasy linii przerywanej na jezdni. I nic dookoła..Biała otchłań. Stawalismy koło przystanków PKS, wysiadałem, oświetlałem rozkład jazdy, żeby zobaczyć gdzie właściwie jesteśmy. Co jakiś czas z naprzeciwka nadjeżdżały Tiry, bucząc klaksonami we mgle jak wielkie okręty...
Dojechaliśmy szczęśliwie..w ciągu trzech dni wędkowania, dostaliśmy 'baty'...nic, nawet kontaktu z rybami. Ale na naszych oczach - łowionio trocie...
Teraz, w ostatnich dniach stycznia, jechałem z Tomkiem nad Drwęcę. I wspominałem tamte obrazy...Z powodu ataku wrzodziejącego zapalenia skóry u troci we wszystkich przymorskich rzekach, wybraliśmy właśnie tą rzekę.
Pierwszego dnia schodzimy po prawie pionowej skarpie nad wodę. Jesteśmy poniżej młyna w Lubiczu. Drwęca jest ciekawa, ani to Słupia, ani żadna z podobnych. Taka sobie..szybka, nizinna, ale z odcinkami spokojnego uciągu. Próbujemy i na bystrzach, i na spowolnieniach..cisza. Wędkarzy nie ma, poza jednym miejscowym, który nie za bardzo był rozmowny...
Następnego dnia jedziemy w okolice mostu autostradowego. To tuż od ujścia Drwęcy do Wisły. Po drodze macha nam wędkarz - zabieramy go. Opowiada, że od pierwszego stycznia złowił jedną troć. Mieszkając praktycznie nad rzeką. Informacja ta nas lekko załamuje, ale nie jest dla mnie zaskoczeniem. Dojeżdżamy. Schodzimy na zakręt rzeki. Widok piękny. Na razie tylko we trzech próbujemy szczęścia. Z czasem pojawia się wędkarz z Lublina, rozmawiamy. Twierdzi, że do młyna w Lubiczu dotarła w sumie tona troci. Co się stało z nią pózniej..Bez słów. To co mówi o Parsęcie, i co tam się stało z trocią, z powodu akcji 'Tarło'..Nawet tego nie przytoczę. Niech napiszą o tym inni z tamtych stron. Pojawia się dwóch jeszcze machaczy blachą, jeden nawet wchodzi na słabą krę obmarzajacą brzeg. Według niego wczoraj jakiś z Warszawy złowił czterokilową troć na wobler. Całe szczęście, chociaż on..
Spacer zrobiłem duży, w górę rzeki. Trociarz ze mnie cienki, w czasie wyjazdów złowiłem tylko raz dwukilowego srebrniaka na złotą wahadłówkę w Słupi koło Bydlina. Ale przynętę blisko dna poprowadzić umiem. Na wielu podręcznikowych miejscach - cisza. Pusto. Nawet jednego spławu jakiejkolwiek ryby..
Nazajutrz zostawiam Tomka nad rzeką, a sam jadę ze sprzętem podlodowym na urokliwą taflę lodu pośród trzcin. Mijaliśmy ją po drodze. Wypełniona wodą niecka po wyrobisku piasku. Jestem tu sam. Wchodzę na lód - zaskoczenie..jest tu ..niecały metr wody..!!! Widać roślinki, dno . Ale nic - mormyszka z ochotką ląduje w ostrożnie wywierconej dziurze. Po kilkunastu minutach - pyk....pyk...pyk.pyk - kiwok skacze - ciach - coś jest ! Tym cosiem jest okonek. Mały, mniej niż 10 cm. Nagle mam jakiś impuls. Idę do auta - tam jest spory garnek po żeberkach z kapustą, oczywiście wyszorowany. I tak od słowa do słowa - łowię te okonki. Nałowiłem ich dwanaście. No i siedzą w tym garnku.. W międzyczasie podchodzi do mnie, jak się okazuje - wędkarz. Opowiada o Drwęcy, głównie o tym, że latem jest bardzo niski stan wody. Twierdzi, że to wyrobisko na którym łowię - wysycha, i resztki ryb żyjące tutaj są skazane na zagładę...Żegnamy się, zbieram się jechać po Tomka, może mu się poszczęściło..? Ale by mi 'gul' skoczył...
Z rondlem pełnym okonków schodzę nad rzekę. Już z daleka widzę po Tomku, że nic nie złowił. Jest sam. Reszta odpuściła, i trudno sie dziwić.
Nachylam się nad wodą Drwęcy. Tak uczyli mnie dawno temu - rybę należy ODPIĆ. To znaczy - powoli, do wody, w której przebywała dotychczas ryba - dodawać 'nowej' wody. I obserwować. I tak robię. Okonki były osowiałe, raczej spodziewały się jakiejś kociej mordki, i końca życia..Po pierwszym łyku rzecznej wody - widzę znaczne ożywienie..Poczuły !!! Krążą wkoło rondla..Jeszcze obserwuję - chyba się uda. Powoli zanurzam go w Drwęcy..No dobra, było fajnie - teraz wszystko w waszych rękach...Patrzę na nie..na początku powoli poznają nurt, leżąc na dnie...A po chwili.....
Do zobaczenia. Pozdrówcie trocie !
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ