Retrospekcja...

/ 7 komentarzy

RETROSPEKCJA ...

Pewnego wrześniowego poranka wstałem na godzinę przed świtem, przekąsiłem „szybkie” śniadanko, zapakowałem do auta przygotowany wcześniej sprzęt i hajda na mazurskie rybki. Nową, równą jak stół, świetnie oznakowaną autostradą dotarłem tam z Warszawy po niespełna dwóch godzinach, wliczając w to czas na zakupy, tankowanie i siku. Bezkolizyjne skrzyżowania, obwodnice większych miast, brak policjantów z drogówki czających się za krzakami – pozwoliły mi na w miarę szybką i bezpieczną jazdę.

Ukochane jezioro Nidzkie przywitało mnie świetlnymi refleksami błyskającymi na jego czystej, lekko sfalowanej powierzchni. Stada perkozów, kaczek i łabędzi już pracowicie krzątały się po wodzie kończąc poranny posiłek. Z otaczającej jezioro Puszczy Piskiej atakowały mnie miłe dźwięki przekomarzającego się ptactwa, na tle nieba szybowały orły, na pobliskich polankach pasły się sarny, jelenie...

Po powitaniu z zaprzyjaźnionym od lat p.Stasiem, zapakowałem majdan do łodzi, doczepiłem doń silnik elektryczny i skierowałem ją na moje ulubione okoniowo – szczupakowe łowisko. Jest nim jedna z wielu, rozległych górek podwodnch, o płytkiej ok. 2 m wodzie, otoczona kilkunastometrową głębiną. Na jej szczycie roślinność wyłazi na powierzchnię. Jest to naturalne tarlisko wielu gatunków ryb, więc na wiosnę należy to miejsce omijać. Jednak latem i jesienią, można tutaj zmierzyć się pięknymi okazami mieszkańców jeziora.

Po drodze, co chwila spoglądałem na ekran echosondy. Ryby były dosłownie wszędzie ! Po 20 min zakotwiczyłem na ok. 5 m i zmontowałem na początek lekki kijek spinningowy. Rzucałem w kierunku szczytu górki. Okonki brały na wszystko co im oferowałem. Małe obrotówki, ripperki i twisterki były chętnie atakowane. Haki i kotwiczki pozbawione zadziorów nie czyniły im zbytniej krzywdy, więc w dobrej kondycji wracały do wody. Po godzinie tej zabawy postanowiłem zapolować na coś większego. Zmieniłem zestaw na cięższy i posłałem na spotkanie z zębatym wobka. Już w pierwszym rzucie miałem branie. Po chwili nieduży, ot taki ok. 50 cm szczupaczek, mogł mi się z bliska przyjrzeć i dopingować do szybkiego uwolnienia. Kolejne 15 min. mieszania wody nie przynosiło żadnych efektów.

Podniosłem więc kotwicę i przesunąłem łódź o kilkanaście metrów. W bodajże czwartym rzucie, ledwo wobek osiągnął porządaną głębokość, poczułem potężne uderzenie... Zębaty wysnuł kilkanaście metrów żyłki zanim go skutecznie przyhamowałem. Potem mozolny, powolny hol z kilkoma odjazdami, świecą, próbą ukrycia się pod łodzią i ... nareszcie chwytem za kark wtargałem Go do łodzi.

Od lat nie używam podbieraka. Trzeba rybce dać szansę. Nie był to olbrzym ( 92 cm ), ale adrenalinka, którą zafundował mi ten szczupły była pierwszej klasy. W nagrodę wziął udział w krótkim castingu foto i machnąwszy na pożegnanie ogonem, oddalił się w tylko sobie znanym kierunku. Miałem na razie dosyć drapieżników.

Kotwica do góry i po 10 min. ustawiłem się na 8 m lekko zamulonym blacie. Rozsiałem trochę pęczaku zmieszanego z kukurydzą i zarzuciłem wędeczkę z przelotowym spławiczkiem. Kilkanaście minut bez brania, potem pojedyńcze małe płotki, krąpie... znowu przerwa, iiii ... nareszcie... spławik majestatycznie kładzie się na wodzie... Już wiem, że to On... Król tej części jeziora - Leszcz. Stałem tam kilka godzin. Złowiłem ich naprawdę sporo. Było wsród nich kilka „łopat” od 2 do 3 kg. Od czasu do czasu trafiały się grube, tłuste płocie.

Przypomniały mi się lata 70-te ubiegłego wieku, kiedy to przywiązawszy łódkę do okalających bindugę zewnętrznych pni łowiłem do syta. Robactwo wydostające się z przygotowanego do spławu drewna było najlepszą i wystarczającą zanętą. Tam rybki brały na wszystko : czerwony i biały robaczek, kawałki rosówek, pęczak, kulki z chleba, kłódki, muchy ze śmietnika, ciasto, żywiec... Każda przynęta była skuteczna !. Nie było potrzeby precyzyjnego ustawiania gruntu. Po prostu ryby BYŁY (!) i konkurencja pokarmowa wymuszała na nich korzystanie z każdej okazji do papu. Nie było też potrzeby stosowania wymyślnych i firmowych zanęt.

Nasyciwszy się leszczami, na godzinę przed zmierzchem spróbowałem na twardym spadku dna zmierzyć się z „sandałami”. Cięższa główka, plecionka i ripperek prowadzony skokami zrobiły swoje. Nie były tego dnia łapczywe, ale kika udało mi się sprowokować do zagryzienia. Przyłowem było pięć grubych okoni.

Szczęśliwy, zrelaksowany, podziwiający odbite światło od chmur już nieobecnego na niebie słońca, wróciłem do portu Siedząc z p. Stasiem przy kolacyjce wspominaliśmy paskudne czasy, kiedy, to tym jeziorem zarządzały PZW i jego spółka rybacka.

Wspominaliśmy też, kiedy to PZW, pod naciskiem wędkarzy, pognał wreszcie rabujących wody Nidzkiego swoich rybaków. Byliśmy wtedy zdumieni, jak po trzech latach stan pogłowia ryb zdecydowanie się poprawił na lepsze. W niepamięć poszły kilometry sieci, przestawy, niewody, sznury, agregaty ... Zapomnieliśmy, jak w okresach ochronnych niszczyli tarliska ryb, bezsensownie korzystali z nadanych przez ZG PZW uprawnień. Byliśmy zdumieni, jak to jezioro nareszcie zaczęło żyć... Zniknęły z niego znienawidzone przez wędkarzy, parkoczące i zanieczyszczające wodę zdezelowanymi silnikami rybackie kutry... Tak... tak to było...

Jednak prawdziwy rozkwit i odrodzenie się Nidzkiego nastąpił dopiero po ustawowym rozwiązaniu przez Sejm wyżej wspomnianego PZW ! Teraz każdy ma prawo do amatorskiego połowu ryb w wodach należących do skarbu państwa, pod warunkiem, że wykupi niedrogą licencję, znacznie tańszą niż składki w byłym PZW i stosuje się do obowiązujących przepisów. Licencje dostępne są na pocztach, stacjach benzynowych, sklepach wędkarskich... Naprawdę nie ma z tym żadnego problemu.

Środki finansowe pozyskane z licencji przeznacza się na profesjonalne zarybienia i ochronę wód. Wcześniej były marnotrawione na tysiące etatów dla tzw.działaczy związkowych, diety, delegacje, telefony komórkowe, budynki i biura, samochody służbowe, dotowanie rzekomo deficytowych spólek rybackich, itp ...

Utrzymuje się z nich także Państwową Straż Rybacką, która regularnie i skutecznie kontrolując wody ogranicza kłusownictwo do naprawdę nielicznych przypadków. Ten proceder teraz naprawdę się nie opłaca. Kary wymierzane przez sądy są na tyle wysokie, że skutecznie odstraszają potencjalnych amatorów nielegalnie złowionej rybki. PSR wraz ze służbami zajmującymi się ochroną środowiska pilnują, aby do wód nie dostawały się zanieczyszczenia przemysłowe i komunalne. Pomagają w tym rygorystyczne przepisy obowiązujące w UE i pozyskiwane stamtąd środki finansowe.

W niepamięć ( na szczęście ! ), odeszła pełna poświęcenia, często wykonywana z narażeniem zdrowia i życia, praca Społecznej Straży Rybackiej. Ten , świadomie niegdyś stworzony przez władze ówczesnego PZW organ, w imię realizacji zapisów „popapranego” statutu i tzw. rocznej oceny prac kół , nie dających społecznikom rzeczywistej ochrony prawnej, to jeden z licznych dowodów braku szacunku i lekceważenia dla społecznego zaangażowania byłych członków związku.

Wędkarze chcący się sprawdzić w rywalizacji sportowej mogą zrzeszać się w Kluby utrzymywane z własnych składek i środków pozyskanych od sponsorów, bez wyciągania ręki do kasy związkowej. Zawody organizują na pozyskanych w dzierżawę łowiskach, sami je zarybiając i chroniąc. Skończyło się bezmyślne łowienie podczas nich tysięcy uklei, których życie było ewiwalentem zdobytego pucharka. Obecnie prawo na to nie zezwala.


JASNY GWINT ..! ! ! OBUDZIŁEM SIĘ ! ! ! Ale to był taki fajny sen.... Na szczęście, niektóre się ponoć sprawdzają.

Zbig28

 


4.1
Oceń
(43 głosów)

 

Retrospekcja... - opinie i komentarze

u?ytkownik2494u?ytkownik2494
0
Przez chwilę zastanawiałem się gdzie są takie wody.Później niestety i ja się obudziłem.
Pozdrawiam (2009-03-30 10:10)
rafal_anyszkarafal_anyszka
0
Piękny sen. Szkoda, że obudziłem się na wstępie gdzie była ta piekna nowiutka autostrada. Naprawde fajnie się czytało. (2009-03-30 13:24)
FanAtykFanAtyk
0
Piękny sen ale z tą autostradą to zahacza już o Science-Fiction :) (2009-03-30 16:09)
jarcyk18jarcyk18
0
japier........(haha)prawie uwierzylem,ale caly czas sie zastanawialem,kurde gdzie jest ta autostrada ktora w 2 h dojedziemy z wawy na mazury.piekne (2009-03-30 19:57)
wąsatywąsaty
0
Ech, po tej lekturze i ja się rozmarzyłem...idę spać, może i mnie się coś podobnego przyśni! Fajnie się czytało... (2009-03-30 23:20)
mapet77mapet77
0
Ja taki sen to mam prawie na codzień, z tym że jest to szczera prawda. Mieszkając w Irlandii zauważyłem jak wielkie różnice są pomiędzy ich łowiskami a naszymi. Przede wszytkim nie ma organu jakim jest u nas PZW. Chcesz łowic to łów, jednak większośc zbiorników czy nawet odcinków rzek jest we władaniu klubów wędkarskich, do których nie tak łatwo się dostac (trzeba byc zaanonsowanym przez kogoś, kto już w takim klubie jest) lub po prostu wody te znajdują się na prywatnym terenie i tylko od dobrej woli właściciela zalezy czy połowimy czy nie. Ale nawet jeśli łowimy na terenie prywatnym nadal obowiązują limity. A za złamanie regulaminu można nawet pozbyc sie samochodu, którym dostaliśmy sie na ryby który zostaje zarekwirowany jako narzędzie kłusownicze (przypadki złapania na kłusowaniu "recydywistów"). Mało tego, budowłe hydrotechniczne przegradzające rzeki (a jest ich tu sporo) posiadają przepławki, niezakłócające migracji ryb w górę, czy w dół rzeki. A organ sprawujący opiekę nad wodami Central Fishery Boards (CFB) jest instytucją z którą nie ma żartów. Przede wszystkim ściśle współpracują z Policją (Garda) i często jeśli wykroczenie jest poważne, lub zagrażające ekosystemowi wzywani są do pomocy. Mało tego to wędkarze zobowiązani są do powiadamiania CFB lub GARDA o przestępstwie i reakcja ze strony tych służb jest natychmiastowa. A złąpanie ryb w wodach nie sprowadza się do tygodniowych zwiadów nad wodą tylko wystarczy zapytac sie wędkującego obok irlandczyka gdzie są dobre miejsca i bez jakiejkolwiek zawiści wskarze Wam swoje pewne miejscówki, a nierzadko odda Wam swoją mapę za przysłowiowe "dzięki". Dlatego starajmy się przynajmniej zrobic wszystko co w naszej mocy aby poprawic rybostan naszych wód. Ja zacząłem od wypuszczania złowionych przeze mnie ryb ale nie zamierzam na tym kończyc. Wciagając nowych adeptów w arkana wędkarstwa przekonuję ich do darowania !!!WSZYSTKIM!!! złowionym rybom wolności, najtrudniejszy ten pierwszy krok. A później to już nie dopuścicie do siebiemyśli, że ryby mozna zabijac. Połamania w nowym sezonie i powodzenia. (2009-03-30 23:39)
u?ytkownik6876u?ytkownik6876
0
Szkoda że to był tylko sen . Pozdrawiam . (2009-10-12 14:35)

skomentuj ten artykuł