Róbta co chceta...
Mariusz (mariusz504)
2017-05-16
Każdy z nas musi przestrzegać regulaminu połowu ryb. Musimy respektować okresy i wymiary ochronne, limity ilościowe. Dla większości wędkarzy - za większość uznam tych, którzy regulaminu przestrzegają - jest to normalna sprawa i nic w tym dziwnego. Tylko po co to wszystko, skoro nikt nas nie kontroluje? Uczicwy wędkarz skontroluje się sam, nie potrzeba nikogo, kto będzie go pilnował. Ale przejdźmy do tej mniejszości, która gdzieś ma regulamin, a przede wszystkim wymiary ochronne. Takich pseudo-wędkarzy nie jest mało. Ryby biorą jakie popadnie, ile się do siatki zmieści, a jak się nie zmieści, to w drugą siatkę. Wiadomo nam wszystkim, że aby takich "wędkarzy" nie było, powołane zostały specjalne służby, które nas kontrolują. I tutaj natrafiamy na problem i sedno moich przemyśleń. Jak często widzimy kontrolę nad wodą? Ja, jako wędkarz, który nad wodą bywa dosyć często, kontrolowany byłem 2 razy w życiu. I nie jeżdżę nad wody, na które nikt nie jeździ. Wędkuję na jeziorach, które są wręcz oblegane przez wędkarzy, i tych prawdziwych i tych pseudo-wędkarzy. Nie ma więc czemu się dziwić, że często widzi się ludzi, którzy zabierają nawet najmniejsze ryby, ponieważ oni dobrze wiedzą, że prawdopodobieństwo, że zostaną złapania jest prawie równe zero. I przykro mi, kiedy widzę wędkarzy, którzy łowią bez wykupionego zezwolenia, którzy łowią wszystko co popadnie. Przykro mi, bo tak wielu wędkarzy dba o swoje wody, robią wszystko, aby były bogate w ryby, a tych którzy robią co tylko chcą nikt nie kontroluje. A kiedy już kontrola pojawi się nad wodą, potrafi wlepić mandat za trzy pety od papierosów leżące od pół roku dwa metry od naszego stanowiska, a tego co powinni widzieć, nie widzą... Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że takie rzeczy dzieją się tylko w moich okolicach, a u was jest lepiej.