Zaloguj się do konta

Rozpoznanie, z feederem brzegiem rzeki

Oryginalnie czyli odejść od schematu

Niekonwencjonalne podejście do łowienia wybranymi metodami może wydawać się wielu wędkarzom niepotrzebne i ryzykowne, nigdy się na nie nie zdecydują. Wędkarz taki wbity w kanony i rutynę wybierając się na ryby jak zawsze podjedzie samochodem pod stanowisko, oczywiście czym bliżej tym lepiej. Wyjmie wędki, zanęci bez szaleństw łowi od lat ma wszystko sprawdzone w praktyce nawet skład zanęt. Zarzuci zestawy z przynętą tą co zwykle, włączy radio. Później jest już zazwyczaj tylko bezczynne oczekiwanie, bezruch, pełna hibernacja. Oczywiście to tylko przykład, jednak taki obraz "doświadczonego wędkarza" przeważa nad wodą. Każde powielanie tego co dawno zostało ustalone wiedzie do tego samego efektu, najczęściej narzekania na brak ryb. Poznanie wody, ryb i współzależności pomiędzy nimi wymaga nieszablonowych działań. Wzorce wypracowane przez wędkarzy czy też danego wędkarza powielane od lat nie są ideałem. Gdyby tak było wędkarstwo osiągnęłoby górną granicę rozwoju i zatrzymałoby się w miejscu. Na szczęście tak nie jest. Niżej opisze jak z perspektywy czasu poznawałem tajniki rzeki, jak często łowię i dziś. Pomimo że nie było to sto czy więcej lat wstecz były to realia zupełnie niepodobne do obecnych. Bardzo dużo zmieniło sie przez ostatnie dwie trzy dekady. Obecnie jak ktoś powiedział "taki mamy klimat", wszystko pędzi naprzód i ku zmianom w coraz większym tępie. To co dziś jest wspaniałe i nowatorskie jutro będzie eksponatem w muzeum. Jednak czy naprawdę i do końca tak jest? Niżej napiszę na ten temat kilka zdań. Ktoś kto uważnie je przeczyta wyciągnie właściwe wnioski.

Rzeka to życie, jest w nieustannym ruchu. Dlatego po zimowej przerwie w odwiedzaniu jej z wędką do której dochodzą zmiany związane z roztopami i wiosennymi przyborami wody, wędkarz traci z nią "kontakt". Już nie zna jej tak jak kiedyś,nie wie jakie zmiany zaszły. Podobnie jest po przerwie w wędkowaniu czy choćby przerwie w odwiedzaniu danego odcinka. Dlatego czasem potrzebne jest poznanie rzeki pod kątem odświeżenia znajomości rzeczy. Mówiąc krótko należy aktualizować dane. Rozpoznanie rzeki, rzecz bezcenna, nie ma dwóch takich samych miejscówek jednak są o podobnym charakterze, spotkanie kilku takich na danym odcinku to rzecz normalna ich wytypowanie i ocena pod kątem warunków a co za tym idzie np. bytujących tam gatunków ryb, ich naturalnego pokarmu, sprawdzonych technik by je złowić to już Wędkarstwo.

Jednak dawniej to co teraz nazywam rozpoznaniem było często standardowym łowieniem. Na odcinku dwóch-trzech kilometrów znałem przykładowo wszystkie lepsze krzaczki pod którymi czaiły się klenie. Jedna wędka, garść drobiazgów plus przynęty. Tyle wystarczało na kilka godzin łowienia. Wyniki podczas takiej wyprawy bywają różne, trafiają się ryby mniejsze i duże, trafia się czasem na takie miejscówki na które później powraca się wielokrotnie po piękne ryby wybranych gatunków. Taki sposób łowienia pozwala każdorazowo poznać wybrany odcinek rzeki od nowa. Kilka wiosennych wypraw brzegiem rzeki to wręcz obowiązek wędkarza. Wędzisko zaś niesione w ręce podczas tej obserwacji to nic złego.

Aktualnie też mam taki odcinek na opasce. Na dystansie liczącym niewiele ponad 500 m mam kilka "miejscówek". Dlaczego określenie miejscówek jest w cudzysłowie? Patrz zdjęcia. Opisałem je numerami. Większość dzisiejszych wędkarzy ominęłaby cały ten odcinek o tych "miejscówkach" nie wspominając. Mi na tym odcinku i w takich warunkach od wielu lat a nawet już dziesięcioleci było dane złowić wiele medalowych ryb różnych gatunków. Klenie, jazie, brzany , świnki, miętusy i i inne gatunki okresowo w danych warunkach przebywają tu przez całą dobę i wykonują roszady gatunków na przestrzeni roku. Tu nigdy nie jest pusto, zawsze można coś złowić. warunki są trudne łowi się często na dystansie kilku czy kilkunastu metrach. Ryby nie są tu przyzwyczajone do obecności człowieka. Całkowity spokój, cisza i niewidoczność nie są wymagane są obowiązkiem i głównym wyznacznikiem wyników. Oczywiście to już nie wspomniane w tytule - rozpoznanie, to świadome łowienie. Zaczynam od tej najwyżej i obławiam wszystkie schodząc w dół rzeki.

Jak to drzewiej bywało

Moje wędrówki z feederem w poszukiwaniu ryb zaczęły się niewątpliwie od mojej pierwszej wędki tego typu. Pamiętam ją do dziś. Był to kij o długości 3,6 m i ciężarze wyrzutowym 80 g. Dobry do nauki, czuły ale odporny na uszkodzenia i błędy początkującego kompozytowy feeder. Dziś zastąpiło go wędzisko o podobnych parametrach technicznych, jednak znacznie lepszej jakości i wartości użytkowej. MegaBAITS Tactix 3,6 m cw 100 g. Zaczynam od sprzętu bo on jest ważny w tym sposobie łowienia. Należy zapomnieć o tradycyjnych dla większości zapasach, zasobach i naddatkach. Jedno wędzisko, plecak to wszystko co można zabrać jeśli che się przejść kilka kilometrów dzikim brzegiem rzeki. W ostateczności można zabrać pokrowiec a w nim dwa zestawy do łowienia. Jednak w wielu odwiedzanych miejscach nie wykorzystamy tego drugiego wędziska. Warunki na to nie pozwolą. Jednak te dodatkowe klamoty często dają spokój emocjonalny. Panowanie zaś nad emocjami, spokój i przemyślane zaplanowane z góry działanie są bardzo ważne.

Ciągle jest wiele odcinków gdzie na dystansie kilometra czy więcej nie znajdę żadnej "miejscówki" w potocznym rozumieniu tego słowa, ściany zieleni i dziewiczy dla wędkarza teren. Z tego powodu należy mocno uszczuplić wszelkie "bagaże". Należy zapomnieć o drogach czy choćby ścieżkach. Zapomnijmy o innych wędkarzach. Oni zostali tam gdzie skończyła się możliwość dojazdu samochodem. Drugie wędzisko jest na takich odcinkach zbędne. Moje "miejscówki" to zazwyczaj "furtka" pomiędzy wierzbowymi krzakami nie przekraczająca 2-3 m szerokości. Brak tam miejsca na drugie wędzisko i jest ono zazwyczaj zbędna z tego powodu że nie ma jak i gdzie go rozsądnie zarzucić. Jednak takie wędrówki wzdłuż opasek są niezapomniane. Po dwóch, trzech przejściach mam już wytypowane miejsca gdzie da się wejść i które rokują rybę. Nie ukrywam że wiosną najczęściej łowię tak klenie. Są to ryby wszędobylskie. Wchodząc na wybrane miejsce zakładam przynętę. Zestaw zarzucam wzdłuż brzegu poniżej siebie bardzo często nie dalej jak metr-półtora od kamieni opaski pod zwisające gałęzie wierzb. Są sposoby by wprowadzić tam zestaw nawet jeśli te gałęzie zwisają dwadzieścia czy trzydzieści centymetrów nad taflą wody. Wystarczy stosunkowo lekki do nurtu ciężarek zarzucić tuż przy gałęziach. Następnie unoszę kij w górę i w miarę możliwości do brzegu, nurt sam po małym łuku wsunie zestaw do brzegu pod gałęzie.

Takie ryby których się nie nęci i nie przyzwyczaja do czegoś czego nie znają wymagają odpowiedniej przynęty. Przynęty muszą być naturalne i znane rybom inaczej brania będą delikatne i niezdecydowane lub nie będzie ich wcale jeśli źle wybierzemy przynętę. Na klenia bardzo dobre są fileciki z małych ryb, ślimaki i inne występujące naturalnie w danej wodzie.
Na jednej takiej miejscówce nie liczmy na szał brań. Spod krzaka można wyjąć zazwyczaj jedną rybę rzadko dwie. Małe stadko które liczy zazwyczaj kilka ryb danego gatunku po zacięciu i holu pierwszej ryby wypłoszy się i odpłynie. Dlatego jeśli podejmujemy próbę złowienia drugiego osobnika w tym samym miejscu nie przeciągajmy tego zbyt długo. Brak brań sugeruje że należy iść dalej i zmienić stanowisko. Właśnie po to tu w końcu jestem by mieć stały aktualny dopływ informacji. Dodatkowo skorzystam z dużej dawki wysiłku fizycznego a i pola dla popisu by głowa popracowała nie brakuje. Wielu wędkarzy lubi obserwować piękno natury, życie na brzegu i w wodzie, tu naprawdę są ku temu niezwykle sprzyjające warunki. Namiastkę tego dodam na zdjęciach.

Reszta w nogach chętnych

Niekonwencjonalne środki i rozwiązania nie gwarantują sukcesu. Wyniki takich wypraw bywają różne. Czasem jest to jedna dwie ledwo wymiarowe rybki czasem kilka naprawdę dużych ryb. Jedna jednak rzecz jest niepodważalna. Nic nie uczy tak dobrze i szybko samodzielnego czytania wody jak i poznawania zwyczajów danych gatunków. Wymaga to sporo wysiłku co może być przeszkodą dla mniej chętnych na aktywne spędzanie czasu ale naprawdę warto. Przed taką wyprawą i podjęciem decyzji jakie ryby chcemy łowić warto poczytać na temat przynęt na dany gatunek ryb. Wspominałem już wyżej o tych przynętach. Wizyta w sklepie nie załatwi za nas wszystkiego. Czy spotykana przy prawie każdym wędkarzu puszka kukurydzy to wszystko na co stać dziś wielu wędkarzy? Czy nie można przeczytać kilku książek i zapoznać się ze sprawdzonymi od lat przynętami na wybrane gatunki? Czy nie można zastosować ich w praktyce i przekonać się ile naprawdę są warte? Wystarczy chcieć.
 

Opinie (2)

Takitam

Witam, Bardzo fajny tekst, podoba mi się Twój sposób pisania i treściwość informacji. Wyniosłem podobne wnioski na temat typowego obrazu "doświadczonego wędkarza" ze swoich obserwacji i muszę powiedzieć że utarł się on już u osób nie wędkujących. Zgadzam się również że trzeba kombinować i próbować, nie ma większej frajdy jak odkrycie jakiegoś nowego sposobu na udany połów. Łowienie w tych nieuczęszczanych przez nikogo miejscach często właśnie daje efekty przechodzące nasze najśmielsze oczekiwania. Gwiazdek ***** i czekam na kolejny artykuł :) Pozdrawiam, Piotr [2019-09-06 09:12]

kaban

Tak Krzyś swoje dzikie miejscówki mam i ja a ze wzgledu na złe doświadczenia nie zdradzę ich nikomu. Niby kawałek rzeki taki jak wiele innych ale jeżeli pozna się takie "drobiazgi" jak ukryta rynienka, zatopiny korzeń lub większy kamień czyni to miejsce żyłą złota w postaci wielu fajnych ryb. Pozdrawiam. [2019-09-07 09:03]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej

Wakacyjne karasie.

Na wstępie pragnę poinformować,że to mój pierwszy artykuł,więc prosz…