Rzeka Dalalven na wysokości Tyttbo - przedsmak przygody
Sebastian Kowalczyk (Sebastian Kowalczyk)
2014-08-12
Pamiętacie nasz zeszłoroczny wyjazd nad leżące w rejonie Nedre Dalalven jezioro Bysjon? Przez pełne drapieżników jezioro przepływa malownicza rzeka Dalalven. Przy jej ujściu jeden z moich kolegów złowił szczupaka 116cm. Na naszych zestawach lądowały sandacze i piękne okonie. Naszym marzeniem było poznanie tajemniczych wód tej obfitującej w ryby rzeki. Problemem był brak bazy wypadowej nad samą rzeką. Sytuacja zmieniła się w tym roku. Gospodarze Karin Bengtsgård i Börje Tollvik są w trakcie przygotowywania nowej bazy wypadowej dla wędkarzy, usytuowanej na wysokości miejscowości Tyttbo. My postanowiliśmy obejrzeć te miejsce wiosną tego roku, przy okazji pobytu w Szwecji. Nie obyło się również bez trwającego kilka godzin rozpoznania łowiska z łodzi.
Jest godzina 4 rano. Z nieba leje się żar. Bez przesady jest około 30 stopni Celsjusza. W miejscu w którym wystartowaliśmy z Rajmundem rzeka ma około 150 metrów szerokości i niemiłosiernie rwie. Metr pod wodą widać ogromne polodowcowe głazy. Wpakowanie na taką minę łodzi może skończyć się wywrotką lub w najlepszym wypadku urwaniem śruby. Rzeka ma średnio około 3 metrów głębokości. Pomiędzy kamieniskami ciągną się długie rynny, głębokie nawet na 11 metrów. Podobno trafiają się tu trocie i pstrągi. My mamy przed sobą tylko parę godzin łowienia i raczej traktujemy to jako rekonesans niż polowanie na grube drapieżniki.
Na dnie głębokiej rynny echo pokazuje potężne łuki. Domyślamy się, że to sandacze. Ciężko podać im gumę. Po dwóch lub trzech obrotach korbką kołowrotka przynęty zalegają w zaczepacz. Po zerwaniu kilkunastu gum, rezygnuję. Na jesień trzeba będzie wymyślić inną technikę. Po drodze mijają nas Szwedzi. Łowią we dwóch z dryfującej łodzi. Mocnymi wędziskami wyrzucają ogromne gumy i prowadzą je w toni. Ich przynęty na oko mają przynajmniej po 40 cm!!! Na widok tych monstrualnych wabików przechodzi mnie dreszcz. Na jakie potwory próbują polować w ten sposób?
Po jakimś czasie rwąca rzeka uspokaja się i zmienia w szerokie rozlewisko podzielone labiryntem bocznych odnóg. Wpływamy w jedno z nich. Woda tu płynie bardzo powoli, a brzeg porośnięty jest trzcinowiskiem. W miejscu w którym kończą się trzciny jest uskok na 7 metrów. Posyłamy gumy pod ścianę roślinności i z trzcin wyciągamy kilka okoni po około 35cm. To już coś! Płyniemy dalej. Staramy pamiętać drogę aby się tu nie pogubić. Znajdujemy zatoczki z grążelami i znowu łowimy kilka ryb, tym razem to szczupaki. Nie za wielkie ale za to pięknie walczące. W pewnym momencie Rajmund ma dużą rybę na wędce. Drapieżnik odjeżdża z impetem i w końcu obcina plecionkę powyżej stalowego przyponu.
Po 3 godzinach badania terenu mamy po kilkanaście szczupaków i okoni na koncie. Zaczynamy wracać, ponieważ czerwcowy upał zaczyna być nie do wytrzymania. Aby spenetrować dziesiątki kilometrów rozlewisk ciągnących się na terenie rezerwatu przyrody, trzeba by mieć chyba z dobry miesiąc, a i to byłoby prawdopodobnie mało aby zrobić porządne rozpoznanie łowiska. Na przystani spotykamy Polaków, którzy również przyjechali tu na ryby. Chociaż w dniu dzisiejszym wyniki są słabe z powodu upału, dowiadujemy się paru ciekawostek na temat łowiska.
Rzeka Dalalven na tym odcinku jest podobno jednym z najlepszych szwedzkich łowisk obfitujących w ogromne szczupaki. Największe szanse na spotkanie okazowych ryb, są późną jesienią. Kolejną atrakcją są tutaj sandacze. Jeden z poznanych wędkarzy złowił tu w zeszłym sezonie sandacza ważącego 11 kilogramów! Największe wrażenie jednak zrobiły na nas opowieści o gigantycznych okoniach. Jest to raj dla każdego kto ma cierpliwość i lubi dłubać pasiaki. Wracając do szczupaków to całkiem źle się do nich zabraliśmy. Nie trzeba ich specjalnie szukać po trzcinowiskach. Zębacze siedzą nawet w silnym nurcie za ogromnymi głazami. Wystarczy wywabić je przytrzymanym woblerem. Okonie natomiast najfajniej łowi się poperami. Najlepiej aby były bardzo duże i niemiłosiernie chlapiące. Dwa czterdziestaki na raz na taką przynętę, to tutaj nie rzadkość. Są tu jeszcze wielkie jazie, pstrągi i trocie.
Po powrocie do bazy okazało się, ze naszym kolegom rekonesans również wypadł całkiem nieźle. Sesja poobiednia również przyniosła nam kilka drapieżników. Aż szkoda wracać ale wpadliśmy tu tylko na moment. Nic nie szkodzi. Karin i Börje zapraszają nas na późno jesienne tygodniowe wędkowanie. Już nie możemy się doczekać, a wrażeniami z nad rzeki Dalalven, podzielimy się z Wami już za jakiś czas na łamach wedkuje.pl.
Dla zainteresowanych podaję stronę bezpośrednio do gospodarzy, u których można wynająć kwatery, łodzie, oraz kupić licencje wędkarskie.