Bug -Rzeka matka
Marcin Wieliczko (Komancz)
2018-03-04
Postanowiłem napisać o rzece, nad którą się urodziłem, wychowałem, żyłem ; bo studia i praca drastycznie odcięły pępowinę. Rzeka, za którą tęsknię, darzę szacunkiem oraz zawdzięczam wiele. Symbioza w jakiej z nią żyję, porównać można do Indian i prerii. Bez niej nie potrafię się wyciszyć, zrelaksować, odetchnąć lub zapomnieć. To tutaj mogę spokojnie pomyśleć, przemierzając brzegi z wędką.
Rzeka Bug. Leniwie płynąca nizinna dama, strzegąca naszych wschodnich granic. Początek bierze na Wyżynie Podolskiej na Ukrainie. Szybko jednak opuszcza naszych wschodnich sąsiadów i w ¾ długości biegu jest „naszą własnością”. Co do wielkości rzek Polski, Bug uplasował się na 5 miejscu. Przepięknie meandrując i swobodnie tocząc swój bieg, rzeka kończy wędrówkę wpadając do Zalewu Zegrzyńskiego w okolicach Serocka. Jeżeli miałbym określić Bug w kliku słowach, na pewno padłyby określenia : dzika, naturalna, nieokiełznana, piękna i kapryśna.
Odkąd sięgam pamięcią, przebywanie nad Bugiem wpisało się w moje życie na stałe. Pierwsze wyprawy z ojcem i dziadkiem wspominam z uśmiechem. Jednak tego uśmiechu nie było aż tak wiele w tamtych dniach. Złość i zniechęcenie. Chyba tak należałoby to nazwać. Wędkarska przygoda nad tą rzeką dla początkującego lub nie znającego wody wędkarza, szybko może okazać się tą najgorszą. Masa zaczepów, gałęzie nad głową, za głową i w ogóle wszędzie gałęzie. Tu nie rzucać bo drzewo w wodzie a tam zbyt szybki nurt. Tyle wiadomości i wszelkiego rodzaju przeciwności potrafi skutecznie odstraszyć. A ja jako mały chłopak z mlekiem pod nosem nigdy nie mogłem pojąć, dlaczego łowimy w tak trudnych warunkach, jeżeli dookoła tyle jezior i innych miejsc na rzece, które są „czyste”. Przed czyste rozumiałem wtedy bezzaczepowe o takiej ilości wolnej przestrzeni, w której wędką można swobodnie machać w każdą stronę.
Początki choć trudne, dawały olbrzymią satysfakcję. Przepływanka – totalny oldschool. Wykonana z bambusa, prymitywna, dziwna a jednak najlepsza. Uwielbiałem wędki dziadka - piękne w swojej prostocie. Godziny spędzane nad wodą. Setki uklei, płoci, krąpi itd., itd., złowionych na owe bambusiaki. Prażące słońce, komary, duchota, piękne łąki i bociany sejmikujące przed odlotem w sierpniu. Taki zapamiętałem z dzieciństwa Dolinę Bugu.
Przyszedł również czas na edukację. Nie mówię tu jednak o edukacji szkolnej, a raczej szkole życia, w której najlepszym nauczycielem przyrody, był mój dziadek. Wyprawa na ryby, nie obejmowała jedynie wędkowania. To było poznawanie naszego skarbu, swego rodzaju przeglądanie skarbca i inwentaryzacja zgromadzonego w nim dobytku. Ponieważ Dolina Bugu właśnie taka jest – skarbnicą przyrody, bogactwa fauny i flory, olbrzymich zależności międzygatunkowych oraz pięknych widoków. Dla dziadka każdy robaczek miał znaczenie, „wszystko chce żyć” jak to określał. Nauczył mnie dostrzegać najmniejsze szczegóły – w skrócie, dlaczego tak a nie inaczej. Jednak najlepszą umiejętność otrzymałem na koniec. Mianowicie czytanie wody. Bardzo pomocne, kiedy szukamy nowej miejscówki nad wodą, widzimy gdzie leżą podwodne zaczepy lub jak układa się nurt.
Później, w miarę upływu lat, doczekałem się chwili kiedy samotnie mogłem wyruszyć nad Bug. Dorosłem do tego a rodzice udzielili mi kredytu zaufania. Nie ma co się im dziwić, to nie była nadopiekuńczość. W końcu rzeka dzika, brzegi nieuregulowane, jeden fałszywy krok i może zakończyć się tragicznie. Pierwszy samodzielnie złowiony szczupak, pierwsze sukcesy i porażki. Odkąd zacząłem samotnie wyruszać nad wodę, sprawy nabrały olbrzymiego tempa. Coraz to nowe techniki łowienia, jak najczęstsze bywanie nad wodą w każdych warunkach. Kurczę, nie sądziłem, że wędkarstwo aż tak uzależnia. „Cześć jestem Marcin i jestem wędkarzem”. Ps. I dobrze mi z tym.
Właśnie ryby… Ryb było więcej (chociaż może to brzmieć jak narzekanie starego zgreda) ale ryb było więcej i większych. Woda była zdecydowanie czystsza i bardziej przewidywalna. Chodzi o to, że latem stan wody był niski (czasami do tego stopnia, że chodziliśmy po rzece „suchą stopą”), jesienią woda wzbierała a wiosną wylewała się z koryta. Ten cykl co roku wyglądał tak samo, czyli normalnie, jak w zdrowej nizinnej rzece. Teraz od roku stan wody utrzymuje się w okolicach zaledwie 120cm.
W rzece Bug, możemy złowić praktycznie każdy gatunek ryby wód nizinnych występującej w Polsce. Natrafić można na wspaniałe okazy sandacza, szczupaka a co największe – suma. Białoryb też lubi sobie poużywać, dlatego niech nie będą zaskoczeniem 3kg leszcze i olbrzymie płocie. Grunt to grunt w odpowiednim miejscu i odpowiednio przygotowanym.
Mógłbym pisać i pisać ale to nie książka. Rzeka, nad którą się wychowałem stanowi tak obszerny temat, że nie sposób zmieścić ją w jednym, dość „spakowanym” wpisie oraz zdecydować o konkretnym temacie. Dlatego napisałem po trochu o wszystkim. Jeżeli się spodoba się Wam coś takiego, to postaram się o kolejne wpisy, żeby każdy z Was mógł zapoznać się z moją ukochaną krainą, chociażby tylko on-line. Możliwe, że niektórych zachęcę do przyjazdu nad wschodnią granicę i przekonania się na własne oczy, czym jest prawdziwe piękno.
Rzeka Bug jest przepięknym, naturalnym tworem przyrody. Dzika, nieuregulowana jako jedna z ostatnich rzek Polski, swobodnie i majestatycznie meandruje na wschodzie naszego kraju. Cały ekosystem jaki tworzy Dolina Bugu, oraz ilość gatunków fauny i flory jaki dzięki niej może istnieć, jest nie do opisania. Każda pora roku jest inna i piękna na swój sposób. Nad Bugiem nigdy nie jest tak samo. Zawsze się coś zmieni. A to bóbr zetnie drzewo a to nurt podmyje brzeg. W ciągu roku krajobraz może diametralnie się zmienić za co kocham te tereny. Niestety przykro patrzeć na degradację tego środowiska. Osuszanie strefy nadbrzeżnej, zanieczyszczenie wody, zmiany w gospodarce rolnej – to tylko niektóre z problemów, które dotyczą tej krainy. Rzeka Bug wraz ze swoją doliną, jest przyrodniczą perłą Polski. Mam nadzieję, że zdążę w przyszłości zabrać dzieci nad wodę i pokazać im to co widziałem w dzieciństwie oraz przekazać to co sam otrzymałem od dziadka.
Odnośnie bobrów… Przecudnie siedzieć sobie w głuchej ciszy i półmroku o 4 rano nad wodą. Mgła ciągnie się ku górze, wschodzi słońce, ptaki powoli budzą się do życia. Sielanka. ŁUBUDU ! Ciśnienie 200/150, stężenie adrenaliny rośnie w taki sposób, że ręce zaczynają drgać. Przypominają mi się legendy o topielcach i innych słowiańskich tworach. Dałbym rękę uciąć, że przed chwilą 2 metry obok mnie człowiek wskoczył do wody. Nie… to tylko nasz olbrzymi gryzoń zwietrzył mój zapach i ostentacyjnie przyładował ogonem w powierzchnię wody mącąc poranny spokój. Po chwili wszystko się uspokaja i dalej siedzę patrząc na wędki. Pozdrowienia dla wszystkich, którzy przeżyli bobrzy terror :)
Dorzucam trochę zdjęć z Doliny Bugu na wysokości Włodawy oraz niedalekich okolic.
Do następnego artykułu :)
Marcin ‘Komancz’ Wieliczko