S-jak szczupak, czyli wariant trzeci
Marek Dębicki (marek-debicki)
2011-07-25
Kolejny tydzień mija jak szykuję się na połów wąsacza. Nowe elementy zostawu zostały udoskonalone, zanęta i przynęta dopieszczona. Pomimo niezbyt obiecujących prognoz pogody na piątek postanawiamy z Kolegą jednak jechać. Roboty nad wodą nie brakuje więc mamy ostatecznie przygotowane dwa warianty. Pierwszy sumowo-węgorzowy, drugi praca przy łodzi. Rzeczywistość pogodowa okazuje się jednak znacznie gorsza aniżeli prognoza. Deszcz zamiast przestać padać zaczyna się nasilać, a przy tym dość silnie z zachodu dmucha, więć o wyjściu na wodę nie ma mowy. Rano jest nie wiele lepiej. Odkładamy więc sumowanie na najbliższą nockę, postanawiamy natomiast trochę pospinnigować. Po ósmej rano jest na tyle znośnie, że wychodzimy nad wodę. Kolega jak to Kolega potrafi- przy pierwszym wyrzucie łapie szczupaczka. Po krótkiej chwili ma kolejne pobicie, przy trzecim szczupak obcina mu ogonek w miękkiej przynęcie imitującej okonka. Mam tego dosyć. Nie wytrzymuję presji i przemieszczam się na kolejne pomosty. Jednocześnie zmieniam przynętę. Wybieram kilkunastocentymetrowego rippera a la ukleja i nim regularnie czeszę strefę przybrzeżną. Mam kilka pobić, ale wszystko są to małe pistoleciki. Na dadatek wielkość przynęty i pojedyńczy hak powoduje, że nie wszystkie zapinam. No i dobrze myślę sobie, poczekamy może strzeli coś większego. Po niecałej godzince docieram niedaleko wędkującego drugiego Towarzysza, którego nie zniechęciła pogoga i obserwuję jak zmaga się z podbierakiem a następnie z ładnym linem. Stanowisko które zajmuję jest położonę bliżej brzegu tak, że jestem dobrze osłonięty gałęziami drzew. Trzcina w tym miejscu jest też niezbyt wysoka. Jedyną zawadą jest leżący na pograniczu pasa trzcin po mojej lewej stronie konar olszyny znacznych rozmiarów . Wokonuję rzut wzdłuż trzcin i niedaleko od konara wychodzi kolejny pistolecik. Sytrzelił prosto w ogon przynęty, trochę potarmosił i nie zapięty szybko powrócił do swojej kryjówki. Wykonuję kolejne dwa rzuty, ale zbyt nisko prowadzona przynęta zahacza o roślinność podwodną więc ściągam zestaw na pusto z kępką rogatka. Postanawiam podnieść kij po wyrzucie i umiarkowanie wędkować z opadem. Po kilku ruchach korbką od momentu wyrzutu następuję silne uderzenie. Zacinam i bez ruchu korbką kołowrotka przez chwilę mierzymy się z rybą. Nie ma szaleńczych szarpnięć ale następuję mocne przymurowanie do dna. Mamy więc coś większego. Próba podniesienia ryby i skręcenia zestawu powoduje, że ryba jakby ożyła i wykonała mocny skok w kierunku konaru. Jestem w miarę spokojny, gdyż kołowrotek jest dobrze wyregulowany, żyłka kilkakrotnie sprawdzona, przypon z flourocarbonu, a na pomoście mam stosunkowo duże pole manewru. Udaje mi się odprowadzić rybę na wodę. Następuje kolejne silne uderzenie w kierunku dna, ryby jeszcze nie widzę chociaż woda jest przezroczysta. Świadczy więc to o tym, że drapieżnik jest trochę większych rozmiarów. Jeszcze takiego na naszej wodzie nie miałem. Proszę Kolegę, który jest trzy pomosty z lewej o pomoc w podebraniu ryby, gdyż przeciwnik nie chce się poddać. Po kolejnym odjeżdzie mamy rybę niedaleko pomostu i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że mamy na haku niezłą sztukę. Dzięki pomocy Kolegi za kolejną próbą naprawadzenia szczupak w końcu ląduje w podbieraku. Szybkie mierzenie, waga i oczom nie wierzę. Szczupaczek mierzy 90cm i 4,45kg. Takim to sposobem wyszedł nam nieplanowany, s-jak szczupak trzeci wariant wędkowania.