Samotne wędkowanie w deszczu
Tomek Bursztyński (bursztyn)
2011-07-08
Jest to mój pierwszy wpis na blogu więc proszę wyrozumiałość.
Ale do rzeczy.
Moja przygoda odbyła się 2lipca. Po dość długim okresie bez wypadów na ryby postanowiłem razem z kolegą wybrać się na naszą miejscówkę na jeziorko niedaleko Bydgoszczy. Sobotni ranek nie zapowiadał niczego dobrego (zmiana pogody i przelotne dość intensywne deszcze), ale taka pogoda mnie nie odstraszyła. O godzinie 12.00 zadzwoniłem do kolegi aby potwierdzić wypad i umówić się co do godziny, niestety on zrezygnował. Pomyślałem no cóż...pojadę sam i tak też się stało. O godzinie 15.00 dotarłem na miejsce, gotowy do połowów byłem pół godziny później więc wskoczyłem w śpiochy i do wody. Ustawiłem się za trzcinami by móc wyrzucać zestawy daleko w głąb jeziora. Jako zanęta posłużyła mi zanęta trapera lin-karaś 0.5kg, taka sama ilość grubej zanęty na płoć dragona, 250g musli, puszka kukurydzy, i ok 1kg kaszy i pszenicy gotowanej +paczka pinki. Na haku czerwony w rozmiarze 3 (wędka - teleskop 3,6m, żyłka 0,18 i przypon 0,16) i na drugim haku sprawdzony w ubiegłym roku na tym miejscu biały robak (wędka- bolonka 6m, żyłka 0,16 i przypon 0,14).
Zestawy wyrzucone przez długi czas nie sygnalizowały najmniejszego skubnięcia, po różnych kombinacjach z przynętom (kanapki, czerwony i biały, kukurydza). Na teleskopie został czerwony, a na bolonce 1ziarenko kukurydzy. Ok 17 z nieco zmęczonymi nogami i bolącymi plecami postanowiłem wyjść na ląd zjeść kanapkę i napić się kawy. Popijając kawę i zerkając na spławiki dostrzegłem,że nie ma jednego. Przyjrzałem się jeszcze troszkę po czym szybko i możliwie cicho doszedłem do bolonki. Zacinam i myślę zaczep ciągnę dalej i patrzę jak spławik zaczyna wariować (myślę, mam wreszcie upragnionego lina na haku) po 5minutowym holu ujrzałem grzbiet rybi....to nie był lin, a całkiem ładny karpik...ręce zaczęły mi drżeć w obawie aby go nie stracić, bo nikt by w to nie uwierzył. Po kolejnych kilku minutach mocowania się z karpiem na 6metrowej wędce udaje mi się go podebrać 1.5m podbierakiem. Nogi jak z waty ręce jak u alkoholika ale radość nie do opisania. Mój pierwszy karp w życiu!!! Robię zdjęcia warze mierzę (1.5kg i 42cm) i wysyłam mms koledze, niech wie co stracił;)
Po ochłonięciu ponownie wyrzucam zestaw. Czekam kilka minut małe przynurzenie - zacinam, wędka wygina się w pół, znowu kilku minutowa walka z rybą i bolonką,wynurz się jeszcze większy karpik taki ok 3kg, ale mój podbierak okazuje się za krótki a ryba zbyt silna i przed samą siatką robi zwrot i odpływa wolna. W trakcie kolejnych 2óch godzin zacinam i wyciągam 5ładnych płoci i upragnionego lina. Wędkowanie skończyłem tego dnia po 20, gdyż słabo widziałem spławik a świetlików nie miałem. Dzień okazał się niezwykle owocny, a mina kolegi bezcenna;)
Bohaterem dnia okazała się bolonka z kukurydzą na haczyku, gdyż to właśnie na tą wędkę i przynętę miałem wszystkie brania.
Pierwszy karp i pierwszy lin na spławik (wcześniej złowiłem jednego na spin) REWELACJA.
Zachęcam do wypadów nad wodę nawet w niepogodę bo jak mówią dwa przysłowia: nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani wędkarze i lepszy nieudany dzień na rybach niż niezwykle udany dzień w pracy.