Sandacz na spławik
Piotr Berger (piotr_berger)
2015-06-05
Wędkarze łowiący sandacze na przynęty naturalne zawsze starają się umieścić przynętę jak najdalej od brzegu. Dlaczego tak się dzieje nie mam pojęcia? Owszem na zbiornikach zaporowych i płytkich rozległych jeziorach gdzie wszelkie przegłębienia dna są z zasady daleko od brzegu jest to często uzasadnione. Jednak nawet na takich łowiskach często się zdarza, że sandacze (głównie nocą) podpływają żerować w pobliżu brzegu.
Wrzesień 2012. Zaporówka Sulejów. Rejon Barkowic Mokrych. Cel podstawowy– leszcze. Cel dodatkowy – sandacz, sum, może węgorz. Ryba bierze kiepsko. Do zmroku kilka płoci i jeden podleszczek trzy ćwiartkowy. Płotki zostawiam w siatce na drapieżnika, leszczak cały czas rośnie w Zalewie. Montuję dwie drapieżne wędki. Ciężka pozwalająca na rzuty poza horyzont i lekka spławikówka o donośności maksimum 25 – 30 metrów. Przygotowuję z płoci kilka filetów dosmaczanych suszona krwią. Wkładam je do torebki strunowej i ładuję do specjalnego termosu z szerokim otworem, w którym najczęściej przetrzymuje się lody. W drugiej torebce oczywiście mam kostki lodu. Dlatego tak, bo czysto i żeby roztapiający się lód nie rozmoczył filetów. Dodatkowa zaleta, że spokojnie czystą kostkę można wrzucić do drinka. Całe wędkarskie towarzystwo wali zestawy tak daleko, że nie słychać plusku wpadającego do wody ciężarka. Ja najpierw sonduję dno markerem. Trafiam na ciekawy uskok jakieś 40 metrów od brzegu. Wykonuję kilka kontrolnych rzutów, aby dobrać jak najlżejsze obciążenie, ale zapewniające wygodny rzut w upatrzone miejsce. Zaznaczam markerem odległość i zakładam przynętę. Stosuję haki Gamakatsu Worm 2/0. Mikro zaczepy na trzonku nie pozwalają zsuwać się filetowi z haka. Hak cienki i mocny. Zdecydowanie ułatwia zacięcie sandacza z dużej odległości nawet, gdy trafi on w twardy element szczęki. Ustawiam sygnalizator dźwiękowy. Najczęściej stosuję w nocy typ MC, firmy Videotronic Nova. Super jest podświetlanie nocne i możliwość regulacji czułości brań! Tę funkcję docenicie, gdy wiatr będzie dokazywał.
Naprawdę polecam tę polską firmę! Uważam, że należy promować naszych producentów, bo robią świetne rzeczy, sto razy lepsze od zagranicznej (i droższej) konkurencji. Jeszcze w górę hebel wolnego biegu na Imperialku i wszystko ustawione. Las na horyzoncie czarnym grzebieniem gasi słońce. Pik, pik, niebieskie oczko prawego sygnalizatora mruga do mnie zalotnie. Białe robaki coś tam na dnie znalazły. Zacinam. Krótki hol i chlapanie przy brzegu. Za chwilę ładny złoty leszcz pozuje do zdjęcia. Przez ponad dwie godziny nikt więcej nie łowi ryby. Drapieżniki – zero.
Nagle moją uwagę przykuwa pewien dźwięk. Jakby ktoś sypał grochem po wodzie. Powtarza się to kilka razy, nie więcej jak 10 – 15 metrów od brzegu! Wiem, co ten dźwięk oznacza. To wyskakująca drobnica. Coś ją płoszy. Wyciągam szybko ciężką „żywcówkę”, a stawiam lekką spławikówkę przy brzegu. Na spławiku świetlik. Nie mija pięć minut, gdy filet zaczyna ciągnąć za sobą spławik. Branie! Świetlik mruga do mnie kilka razy zaznaczając kierunek ucieczki ryby i gaśnie pod wodą. Żyłka wolno spada ze szpuli. Ponieważ filet nie jest zbyt duży, a branie jest pewne nie czekam długo z zacięciem, jakieś piętnaście sekund! Zacinam mocno! Nie można zacinać słabo, bo wtedy hak może niedostatecznie wbić się w twardą szczękę sandacza, szczególnie, gdy nie wiemy, w którą stronę ryba ucieka ze zdobyczą.
Czuję na haku przyzwoitą rybę, chociaż wydaje mi się po holu, że to może być niewielki sumek. Jednak nie! Prawie trójkowy sandacz. Kolejny filet, kolejny rzut i po mniej więcej godzinie następny sandacz. Potem jeszcze jeden! Ten jest największy. Ma prawie 5 kilogramów. Wszyscy koledzy po tej rybie pościągali zestawy i teraz artyleria wali przy samym brzegu. Nawet jeden z nich nie wpadł na pomysł zmniejszenia obciążenia. Szkoda było czasu! Wynik - wszystkie ryby nie tylko sandacze skutecznie przepłoszone. Do rana już bez efektów. Dlaczego opisałem tę przygodę? Z trzech powodów. Pierwszy, sandacze nawet w zbiornikach zaporowych mogą żerować blisko brzegu(to nie był odosobniony przypadek). Drugi, warto nawet w nocy obserwować i słuchać, co się wokół dzieje. Trzeci, zawsze na wyprawę sandaczową warto wcześniej przygotować dwie wędki. Lekką spławikówkę i ciężką gruntówkę, bo sandacze potrafią bardzo często zaskakiwać swoimi zwyczajami łowieckimi. Ta ryba uczy pokory!