Sandacze z dolnej Wisły
d. k. (luxxxis)
2019-11-20
Znowu nadeszła jesień,dla jednych oznacza rychły koniec sezonu wędkarskiego a dla innych wręcz odwrotnie-przysłowiową wisienkę na torcie,długo wyczekiwany okres dobrych brań drapieżników.
Szczupak i okoń-te dwa gatunki są teraz na celowniku większości wędkarskich eskapad,pierwszego nazwałbym nawet "rybą jesieni",drugi-najczęściej robi "w przyłowie" dla standardowego Kowalskiego.
Istnieje jednak jeszcze jeden gatunek który o tej porze roku dostaje "kopa"-to sandacz.
Ryba najczęściej postrzegana jako trudna,chimeryczna,obłożona całą masą półprawd ,dla niektórych wręcz mityczna i prawie nie do złowienia-coś w tym jest jednak nie taki diabeł straszny jak go malują.
Bystrzejszy od szczupaka o epokę,wybredny w doborze zażeranych wabików,nieco inny w typie zajmowanych stanowisk i porach żerowania,bardziej wymagający sprzętowo i technicznie-to tylko tyle ...
Na przełomie pażdziernika i listopada mętnooki dostaje pierwszego "kopa"-zaczyna ostre przygotowania do zimy,żeruje często i intensywnie w krótkich powiedzmy dwugodzinnych przerwach.
Pobicia są ostre,silne i agresywne,zdjęcie kilkunastu w miarę "dobrych " sandaczy z jednej tej właściwej główki czy przykosy nie stanowi problemu.
Jak znależć takie miejsca? tylko metodą prób i błędów i wnikliwej obserwacji "konkurencji"-wędkarzy, podejrzane skupiska łodzi,oblegane główki,po zmroku -światła latarek i świetlików.
Dobre są dziury i blaty za przykosami,zewnętrzne stoki rynien będące na powierzchni warkoczami główek,stosunkowo płytkie i równe piaszczyste blaty za i przed mostami-o tej porze roku sandacz piachu nie unika.
Wiemy gdzie,tylko jak i kiedy ?
Tutaj pada na twarz pierwszy mit-sandacz dobrze żeruje także w dzień.
Z prowadzonych przezemnie prywatnych statystyk na czoło peletonu bezapelacyjnie wysuwają się godziny poranne tj od 7 do 12 ,w tym okresie dostałem najwięcej sandaczy,bywało że szczycie żerowania w 10 rzutach podbierałem 5-6 ryb.
Reszta doby to były krótkie chwilowe zdjęcia kilku ,zazwyczaj pojedyńczych ryb aż do zapadnięcia zmroku-wtedy do głosu dochodziły woblery jednak z racji specyficznych warunków i ciemności ilość ryb była o niebo mniejsza więc ten wątek pozostawię bez echa.
Metody które teraz królują to agresywny opad i szuranie po dnie zestawem do dropshota,rzuty wykonujemy lekko pod prąd ze szczytu główki i nurt odwala w zasadzie całą robotę w tej drugiej opcji.
Opad natomiast wymaga ciut więcej inwencji-gwałtowne,szybkie podbicia główkami 25-35 g i ścisła kontrola podczas opadania,gdy wabik jest już blisko główki piorunem zwijamy linkę--tu ilość zrywek się kłania.
Sprzętowo i konstrukcyjnie jeśli chodzi o zestawy to temat "rzeka" i aby nie tworzyć księgi grubej jak lista schorzeń Maciara opiszę swoje.
Team Dragon Z ,275 cm i 10-28 cw z podkręconym Fishmaker stealth FD 530 i -to chyba najbardziej uniwersalny duet wszechczasów,idealny do zwiadu i szukania potencjalnych stanowisk ryb,doskonale odnajduje się w agresywnym opadzie i szuraniu "dropsem".
Plecionkę Invisible Braid 0,14mm wieńczy u mnie pojedyńcza agrafka i w miarę potrzeby podpinam do niej z drabinki gotowe zestawy z florocarbonu 0,40 zakończone pętlą na ósemce-półmetrowy z agrafką dla gum i metrowy z ciężarkiem i hakiem do dropshota.
Po co fluo? to najbardziej narażony na przetarcia odcinek linki-stosowanie przyponu zmniejsza radykalnie ilość zerwań wabików na kamulcach główek.
Drugim flagowcem jest dla mnie Proguide X 3,05 dł i cw 10 -30--bardziej dedykowany,sztywniejszy o potwornym ładunku blanku-posyła wszystko co podepnę w miejsca poza zasięgiem konkurencji,to istna armata,każdy "pstryk" na nim kończę zacięciem.
Pod nim wisi albo Fishmaker albo pancerna "Zetka" czyli TD Z FD 1035iZ-kołowrotek którego usiłuję popsuć od 3,5 roku w hard spinie ,poprzecierałem na nim farbę,utytłałem w piachu parokrotnie,podtopiłem ...i nic,kręci dalej,zero luzów,terminator chyba.
Listę najbardziej zabójczych killerów jeśli chodzi o wabiki otwiera Reno Killer 10 i 13 cm,potem dłuuuuugo dłuuugo nic i z mroku wyłania się popularny canibal od sg,zwykłe relaksowskie kopyto,jakaś jaskóła od Lunkera ...
Co łączy te wabiki? nadzienie :) -czyli główka,a konkretnie absolutny nr 1 -speed,główka do zadań specjalnych.
Po dwu-trzytygodniowym obżarstwie nadchodzi czas sjesty w sandaczowym życiu,raptownie spada liczba kontaktów,"dziś na zero" -odpowiada zapytana o efekty konkurencja.
Teraz jednak mamy możliwość zmierzenia się z największymi rybami,wodę zaczynają patrolować prawdziwe ubooty,jak rozpoznać "ten" okres? po boleniach ...
Gwałtownie wzrasta ilość pobić tej ryby,dominują coprawda "chlapaki" czyli ryby z przedziału 50+ ale są one wskazówką że coś w przyrodzie ma się na rzeczy.
Znalezionych wcześniej miejscówek nie zmieniamy,nie zmieniamy sprzętu tylko technikę --wszystko na przedzimiu spowalnia więc pójdżmy tym torem.
Odchudzone nieco gramatury główek ,hak na "dropsie " niżej na 20cm powiedzmy,opad króciusieńki-spokojniejszy,pomiędzy jednym a drugim skokiem szurajmy gumą po dnie z pół metra i metodycznie z uporem maniaka stawiajmy się w naszych miejscówkach-to gwarancja sukcesu.
Póżna jesień to magiczny okres,właśnie teraz istnieje największa szansa na to jedno,jedyne pobicie o którym śnimy przez połowę życia,i tego właśnie wam życzy pędzący za chwilę nad tczewską Wisłę -Luxxxis.
Pozdrawiam.