Sekwańskie sumy - moje początki i ewolucja wędkarska
Artur Betcher (avallone78)
2011-02-17
Zanim zaproszę Was do przeczytania artykułu chciałbym napisać sprostowanie jako wstęp.
Ten artykuł nie ma opisywać moich sukcesów bo de facto tylko końcowe zdjęcia pokazują ładne ryby a w całym artykule widać jedynie zdjęcia pokotów, zakrwawionych rym i rozczochraną łepetynę łowiącego. Pewnie co nieco niektórych urazi on i zdegustuje ale właśnie taki ma być. Ma on pokazywać ewolucję wędkarską od zafascynowania biednego imigranta pierwszą w życiu konkretną i przypadkowo złowioną rybą do świadomego szacunku dla okazowych ryb łowionych świadomie.
A więc do sedna
Moja historia z wędkarstwem zaczęła się dawno temu kiedy byłem jeszcze małym dzieckiem i tu chyba nie różni się od większości podobnych historii gdyż jako dzieci często chłoniemy wszystko co oderwie nas od betonu.
Były to czasy kiedy bambus który dostałem w spadku po wujku (nawet nie pamiętam czy był on od wujka) był szczytem moich marzeń. Mocne wędki robiliśmy sami z takich 1.5m kijów z włókna szklanego o grubości 1cm które po prostu były używane przez rolników do grodzenia krów na pastwisku pod napięciem elektrycznym.
Kiedyś będąc kajtkiem poszedłem z dwoma kolegami na bagna z drugiej strony jeziora Żychce w którym wiadomym było że znajdują się sumy i krążyły legendy że wyciągnięto tam w latach kiedy nas nie było na świecie suma pod 100kg. Po drodze wpadłem po pachy w bagno i ratowali mnie moi kompani (bodajże Krzysiek Naumowicz mnie wyciągnął) i mimo iż cały mokry to z wędkowania nie zrezygnowałem. Koledzy kulturalnie zarzucili spławiki na ploteczkę i od czasu do czasu coś ciągnęli. Ja będąc zupełnym laikiem mającym kilka lat (bodajże 9) i mając do dyspozycji wujkową wędkę z pastucha dla krów zaopatrzoną w spławik wielkości prawie ze piłki do siatkówki a także kotwicę większa od własnej dłoni założyłem na hak kilkadziesiąt dorodnych rosówek własnoręcznie wykopanych wzbudzając powszechny śmiech moich kompanów.
O ile koledzy brania mieli o tyle mój spławik ani drgnął a wędka spokojnie stała na podpórce( ten rodzaj podpórki przetrwał ze mną aż do przyjazdu do Francji bo jak widać na tym zdjęciu z 2007r nadal ochoczo takie z krzaków wycinałem
Już na pierwszej zasiadce byłem świadkiem złowienia 3kg suma i choć teraz dla mnie to narybek już wtedy spodobało mi się przyglądanie jak pięknie gnie się delikatna wędeczka pod naporem kilku kilowej ryby wspomaganej nurtem. W Polsce największe moje rekordy to kiludziesięciocentymetrowe szczupaki a największe sumy miały po 40cm i łowione były przez przypadek na czerwonego robaka podczas prób złowienia leszcza.
Widziałem też rasowych karpiarzy na zasiadce z całym tym majdanem i tak mnie urzekli że sam postanowiłem wzmocnić mój osprzęt i jego braki i zacząć poławiać karpia.
Tak się właśnie zaczęło moje karpiowanie a właściwie moje sumowanie gdyż jak na złość na moich zasiadkach karpiowych trwających po 3 dni rzadko trafiał się karp a znacznie częściej małe sumiki do 10kg. Nie były one obiektem moich westchnień bo takie małe kajtki łowiło się stosunkowo łatwo natomiast złowienie dwu cyfrowego karpia nastręczało sporych trudności tak samo jak i złowienie suma powyżej magicznej liczny 10kg.
To właśnie te małe sumiki pobudzały wyobraźnię a właściwie ich starsze rodzeństwo, wujostwo i dziadkowie bo skoro są małe które i tak dla mnie były pięknymi okazami ryby to na pewno są też i te większe które również idzie łowić :)
Łowienie karpia szło mi bardzo przeciętnie i o ile udawało mi się złowić nawet 6kg karpiki (nawet te niezmiernie cieszyły ze względu na swą rzeczną waleczność) o tyle coraz częściej zaczynałem na moje zestawy karpiowe zakładać przynęty żywe czyli przynęty skierowane na suma.
To był właśnie przełom i tak właśnie zaczęło się moje sumowanie a właściwie raczkowanie w tym temacie bo jak już wspomniałem łatwo było złapać kilkukilowego natomiast te większe ani nie brały ani się nie pokazywały
Któregoś razu po kilku miesiącach łowienia wybrałem się z kolegą na Pont De Sevres gdzie znajomi Polacy chwalili się już złowieniem kilku sumów do 12kg.
Na sam początek założyłem ser bo to najlepsza przynęta na brzanę i zarzuciłem jak najdalej szło. Po kilku godzinach przepiękny odjazd zakomunikował branie i kilka minut później na brzegu wylądowała dorodna 74cm brzana.
Pół godziny później udało się złowić węgorza. Gdzieś tam słyszałem o tym że węgorz jest niezłą przynętą na suma więc nie zastanawiając się nad niczym pociąłem go na części i wyrzuciłem jedną na haczyku karpiowym w rozmiarze 2, plecionce 0.35mm 21kg i karpiówce 3.5lbs kupionej na ta okazję znów jak najdalej szło.
Pół godziny później świst kołowrotka drugi raz już tego dnia zakomunikował przepiękne branie. Podpórka wystrugana naprędce z okolicznych krzaków (dokładnie ta sama co na fotce powyżej razem z tą sama wędką) pękła w chwili gdy podleciałem do wędki. Zacięcie i nagle wszystko zawirowało bo opór był niesamowity a w dodatku w przeciwieństwie do zaczepu wykazywał oznaki życia.
Walkę długo by opisywać a i szczęścia po doholowaniu do brzegu było co nie miara jednakże finałem był nie tylko największy okaz ryby którą złowiłem a która mierzyła 149cm i miała 23.5kg, ale też całkowite zarażenie się pasją którą sam sobie nazwałem sumowaniem ;)
Już wtedy wiedziałem że to nie karp będzie moim obiektem polowań a sum.
Wszystko to dopełnił jakiś czas później drugi sum wyciągnięty na federka Mikado Ultraviolet 3.9m 90gr i taki sam osprzęt karpiowy. Miał on 19kg i od tych 2 sumów zaczęła się moja przygoda z sumami.
Miesiąc później świadomie złowiłem pierwsze konkretne kijanki.
Dalej już poszło dużo łatwiej Stosowałem coraz to nowsze metody, uczyłem się na każdej zasiadce, przeżyłem dziesiątki porażek (i porażki i nauka została ze mną do dziś) Bywały zasiadki kiedy i za sprawą szczęścia i za sprawą dobrych metod łowiliśmy z żoną po kilka karpi i kilka sumów na jednej zasiadce. Nigdy nie było tak że moglibyśmy wszystkie oddać znajomym i zazwyczaj po zasiadce robiliśmy zbiorczą fotkę, jedna sztuka do znajomych a kilka z powrotem do wody. Niejednokrotnie i karpie i sumy długo dochodziły do siebie po takim rajdzie i dopiero w ostatnim roku wiedząc że to bestialskie zmieniłem techniki przechowywania sumów żeby móc zrobić zdjęcie z kilkoma a karpi nie przechowujemy w ogóle gdyż karp jest dużo mniej odporną rybą niż sum. Nie ma nic złego w zjedzeniu ryby bądź zrobieniu sobie fotografii z trzema osobnikami o ile przechowywanie nastąpiło w dobrych i bezpiecznych warunkach ale musze dodać i fotki których teraz powinienem się wstydzić gdyż mimo iż 90% ryb z nich wróciło do wody to przebywały wszystkie w siatkach i wracały do wody pokaleczone
Do tego żeby nie robić takich fotek też trzeba dorosnąć, trzeba do tego dojrzeć. Nikogo nie zachęcam patrząc na własne doświadczenia do przechowywania karpia gdyż traci on czasem masę łusek i nigdy nie jest to bezpieczne dla niego do końca gdyż nie jest on tak odporny jak sum. Dla przykładu teraz nasze zdjęcia z karpiami robimy zawsze bezpośrednio po złowieniu i w liczbie pojedyńczej.
Jeżeli chodzi o suma to jest to naprawdę toporna bestia ale również nie powinno się go przechowywać w siatkach a jedynie na specjalnych sznurach które gwarantują ze ryba wróci bezpieczna do wody jeśli nie mamy zamiary jej zjeść. Jeśli zaś mamy taki zamiar, nie warto męczyć go na czymkolwiek pomimo tego iż na sznurze sum wypoczywa po holu i wręcz czasami lepiej żeby przed sesją wypoczął zamiast robić fotki od razu kiedy jeszcze holem jest wymęczony. Mam nadzieję że nie popełnicie moich błędów.
Film jak uwiązać suma z małym zastrzeżeniem że warto do tego używać grubszych nie wrzynających się w ciało sznurów a najlepiej użyć jeszcze amortyzatora gumowego gdyż wtedy przechowywanie suma nawet wielogodzinne nie męczy go i jest dla niego bezpieczne.
Kiedy nastawiłem się konkretnie tylko na sumy miałem wielki problem. Komu to wszystko oddam? Przecież to kupa jedzenia i to w dodatku na miesiące dla nie jednej rodziny. Problem w tym że o ile sam nauczony byłem jedzenia ryb złowionych przez samego siebie lub innego członka rodziny o tyle ilości łowione w dzieciństwie i ich wielkości znacząco odbiegały od obecnych. Druga sprawa że sam nie za bardzo ryby lubiłem jeść gdyż za czasów komuny ryba to był darmowy i dobry posiłek a czasem i konieczny a każdy wydatek z wędkarstwem związany przeliczało się czy się zwróci. Kolejki i kartki po mięso jeszcze bardziej zachęcały do łowienia i spożywania ryb co z czasem mnie do nich zniechęciło mimo iż często się ich nie jadało.
Kiedy żona oznajmiła mi na początku że nie chce nawet słyszeć o tym że przyniosę rybę do domu
ulżyło mi gdyż jasne było że cala rodzina za rybami nie przepada ale dalej pozostał problem z marnotrawstwem takiej ilości żywności. Tu z pomocą przyszli moi znajomi gdyż wielu z nich ryby jadło a wręcz uwielbiało. Nie obeszło się bez zgrzytu gdyż o pierwszego mojego suma poprosił mnie mój szef Robert i chcąc nie chcąc musiałem go trzymać w wannie do rana co niezbyt miło zakończyło się dla mnie ze strony żony. Gdy rano przyjechałem do pracy okazało się że szef po prostu chciał suma zobaczyć i aż tak wielkiej ryby nie jest w stanie zjeść. Mimo usilnych starań nie udało się nikomu suma oddać a pod wieczór trzeba go było wyrzucić. Nie tak byłem nauczony, u nas podnosząc kromkę chleba która spadła na ziemię całowało się ją okazując szacunek do pożywienia, nie wolno było nic zmarnotrawić. Złość musiałem przegryźć, szef to szef i praca najważniejsza.
Razem z kolega odzyskaliśmy u ususzyliśmy łeb który i tak później zaginął tak że i sum się zmarnotrawił i pamiątką jedyna zostały fotografie choć i te na początkach mojej kariery robione w takich ujęciach że raczej wstyd niż chlubę przynoszą.
Nie uważam takiego zachowania za etyczne bo nie ma nic etycznego w łowieniu i kaleczeniu a czasem tez zabijaniu ryb przez forsowny hol tylko dla własnej przyjemności. Dalej uważam że Ci którzy łowią żeby zjeść są bardziej etyczni niż ja sam z tym że nie potrafię przestać łowić bo jedynie wtedy stałbym się bardziej etyczny. Za świętoszka też robić nie będę jak ci co wyświechtali stwierdzenia No Kill na forach obrażając każdego co zjadł choćby leszczyka od mięsiarzy i innych. Dla mnie każdy powinien postępować zgodnie z przepisami i własnym sumieniem choć tak od serca zachęcam do wypuszczania okazów suma i nie tylko bo daje to dużo satysfakcji. Nie znaczy to jednakże że powinniśmy dyskryminować i obrażać tych co ryby zgodnie z regulaminem i własnym sumieniem jedzą.
Przez pierwsze 2 lata nawet nie wiedziałem że istnieją fora wędkarskie w Internecie tak że zdjęcia robiłem tylko dla siebie a później dla znajomych na Naszą Klasę i nie były one za estetyczne. Filmów w ogóle nie kręcioliśmy aż do czasu kiedy okazyjny przechodzień nagrał też nam pierwszy film z holu suma i od tamtej pory dokumentujemy co atrakcyjniejsze połowy nie tylko aparatem fotograficznym ale i kamerą.
Tutaj pierwszy nasz film nagrany przez przechodnia.
Oczywiście daleko posunąłem się pod względem technik połowu jak i również materiałów do tego używanych a także mentalności jednakże polowania na suma pomimo kilkudziesięciu pięknych okazów na koncie cały czas się uczę i pewnie do końca życia będę się uczył.
Tym się różnie od tych co miesiącami nie mogą żadnego złowić że nigdy nawet po miesiącach bez brań nie zniechęcam się i cały czas szukam nowych rozwiązań.
Marzeń mam wiele choć niektóre już się spełniły.
Na samej Sekwanie co prawda sumy nie żyją od zawsze jak w Polsce ale od końca lat 80-tych więc niektóre marzenia będą musiały poczekać ale ze względu na dobre warunki rozwojowe liczę że stanie się to w miarę szybko:)
Szykuję się też do wyjazdu na deltę Rodanu gdzie warunki rozwojowe są tak dobre iż można nazwać południe Francji naszym małym Ebro i z tą wyprawą też wiążę wielkie nadzieje.
Za jakiś czas część druga w której opisze samo poławianie suma, techniki i wszystko z tym związane a na początek kilka ciekawszych zdjęć z ostatniego tylko sezonu ;)
Wszystkim uganiającym się za tym pięknym stworzeniem życzę połamania kija a okazyjnie zapraszam na forumsumowe.pl Forum ściśle moderowane z obowiązkiem pisania poprawną polszczyzną.
Pozdrawiam serdecznie Artur Betcher