Sezon podlodowy 2012/2013 rozpoczęty
Piotr Strzałkowski (piotr-strzalkow)
2012-12-16
Okazało się, że przelotki nieco zardzewiały a mały, tani multiplikator Mikado odmówił współpracy. Szybki przegląd i kręciołek wylądował w koszu na śmieci. Przelotki przeczyściłem sznurówką (znalezione na forum - dziękuję). Rozpocząłem, więc poszukiwania nowego kołowrotka, jednak oferta w sklepach, do których uczęszczam była raczej mizerna. Szczęśliwie przypomniałem sobie o kręciołku Mistall Polaris, który został zakupiony w wakacje w Pieckach (warmiński-mazurskie) dla syna do spławika. Jak na ok 30pln, to kręcił się znośnie. Zdecydowanie lepiej od Jaxonów i Kongerów w tej cenie. Pozostało zaopatrzyć się w żyłkę i przynęty. Nastawiam się na błystki.
Z żyłką poszło łatwo, wybrałem Dragon Millenium Winter. Zdecydowanie więcej problemów przysporzyły przynęty. Po raz kolejny okazało się, że oferta sklepowa jest niezadawalająca. Dopiero w piątek popołudniu do lokalnego sklepu przyszła dostawa. Oczywiście znowu te Jaxony. Chude, długie i tylko z dwoma hakami. Jakoś w ogóle one do mnie nie przemawiają. Liczyłem na łezki z trzema stałymi hakami. Szczęśliwie, po przekopaniu kilku pudeł z dostawy okazało się, że mają takie. Wybrałem po jednej każdego rodzaju. Sprzęt gotowy.
Przez ostatnich kilka dni, dokładnie śledziłem prognozę pogody i kontrolowałem temperaturę. Wszystko wskazywało na to, że lód powinien przybierać na grubości, a odwilż zapowiadana była dopiero na niedzielę. Ekipa, czyli Tomek i Sebastian tez byli gotowi. Nie pozostało nic innego jak czekać do soboty i rozpocząć sezon podlodowy 2012/2013.
Jak zwykle, kiedy mam jechać na ryby po dłuższej przerwie, nie mogę spać. Tym razem też tak było. Przewracałem się do godziny 2 w nocy, budzik ustawiony na 5:15, ale obudziłem się o 4:00. Przygotowałem herbatę do termosu i po raz ostatni sprawdziłem pogodę. Zapowiadało się, że śnieg ma zacząć padać dopiero ok. 13:00-14:00.
Zbiórka o 6:00 i pytanie: gdzie jechać? Tam gdzie rozpoczynaliśmy ostatni sezon - starorzecze Narwi w okolicy Kępy Kikolskiej, tzw., Buchta. W styczniową niedzielę, naliczyłem tam raz kilkadziesiąt osób. Miejsce znane i lubiane. Sporo okonia i leszcza. Tym razem jednak po dotarciu na miejsce, ok godziny 6:30, nikogo nie było. Dwóch kolegów ruszyło przodem celem sprawdzenia pokrywy lodowej. Z lodem nie było problemu, ale za to poziom wody pozostawiał wiele do życzenia. Nieco się zmartwiłem, ale moje obawy co do innych miejscówek rozwiał inny wędkarz, którego spotkaliśmy na 'Buchcie'. Chwalił się wynikami na Zalewie Zegrzyńskim przy moście w Zegrzu. Pomyślałem, że będzie dobrze.
Szybko się spakowaliśmy i ruszyliśmy w okolice Łachy. Razem z nami przybyli tam też inni wędkarze. Byli nieco szybsi od nas i niemal natychmiast ruszyli w stronę wału. Jednak po kilku minutach wciąż nie weszli na lód. Kiedy do nich dołączyliśmy okazało się, że jest podwójna pokrywa lodowa i zero szans na wejście. Była już prawie 8:00. Od godziny mieliśmy łowić! Jak pech, to pech. Poza tym przejazd z jednej miejscówki na drugą skutecznie wydłużał marznący deszcz, który z drogi robił istne lodowisko.
Aby nie tracić czasu na dalsze krążenie w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca, zdecydowaliśmy
się na wybranie się w okolice Popowa Kościelnego i sprawdzenie tamtejszych starorzecza Bugu.
Dojechaliśmy. Sprzęt w ręce i nad wodę...znaczy na lód. Oczywiście na lód pierwszy wszedł Stanisław, który dołączył do nas razem z Henrykiem. Co krok sprawdzał grubość lodu. Niestety, wyglądało to marnie, ok. 4cm, a miejscami 2cm.
Poszukaliśmy najgrubszego i tam ostrożnie rozpoczęliśmy łowienie. Głębokość łowiska nie przekraczała 1.5m, do tego byliśmy wyposażeni w kolce i linkę. Jedyne, co groziło to zimna kąpiel.
Po kilku minutach wynik otworzył Tomek. Złowił ok 20cm okonka. Pojawił się promyk nadziei, że rozpoczęcie sezonu nie będzie 'puste', ale żeby zwiększyć nasze szanse, ruszyliśmy na głębszy zbiornik. Tam okazało się, że lód jest znacznie grubszy, nawet 12cm. Wciąż ostrożnie, ale nieco pewniej zaczęliśmy wiercić kolejne dziury i „czesać” wodę.
Łowisko okazało się dosyć głębokie. Miejscami sięgało nawet 4m. Sporo. Nie spodziewałbym się. Poza tym byłem tam pierwszy raz. Teraz już wiem, że wrócę tam, gdy będzie cieplej, może nawet na nockę, albo dwie z gruntowymi zestawami.
Na wynik nie musieliśmy długo czekać. Tomek wyjął kolejnego okonka ok. 20cm. Po chwili na koncie Stanisława pojawił się niemal 30cm okaz. Grupa w tym momencie nieco się podzieliła. Ja zostałem z Sebastianem, który postanowił spróbować sił z mormyszką.
Po niespełna minucie, kiwok mocno się wygiął. Sebek zaczął powoli wyciągać żyłkę. Stwierdził, że musi być coś większego, a po chwili krzyknął 'szczupak!'. Niestety, chyba go przestraszył, bo ten momentalnie przeciął żyłkę i uciekł. Szkoda, bo nie dość, że wg Sebastiana na pewno miał sporo ponad wymiar, to pysku została mu mormycha. Nic, że kosztowała prawie 30pln, ale będzie przeszkadzała rybie.
Zachęcony braniem, uzbroił sprzęt ponownie i zaczął specyficznie dla mormyszkowego wędkowania podciągać przynętę. Zostawiłem go i postanowiłem dołączyć do reszty grupy.
Po przejściu kilkudziesięciu metrów, moim oczom ukazało się lodowe kretowisko. Ok. 50-60 dziur. Oczywiście tylko kilka było naszych. Reszta to zamarznięte pamiątki po wędkarzach, którzy byli tu zapewne w piątek. Koledzy pochwalili się kilkoma mniejszymi okonkami, ale rewelacji nie było. Wybrałem pustą dziurę i zacząłem delikatnie podrzucać żółtą błystkę tuż nad dnem. Po kilku ruchach poczułem opór. Fajnie! Siedzi i chyba już nie puści. Okonek znowu ok 20cm. Mały, ale cieszy. Popykałem jeszcze w tym miejscu kilka minut ale bez rezultatów. Podobnie u reszty.
Co chwilę szliśmy dalej wiercąc nowe otwory w lodzie. W międzyczasie Stanisław i Henryk oznajmili, ze mają już dosyć i pojechali do domu. Zostałem z Sebkiem i Tomkiem. Doszliśmy niemal do końca starorzecza i naszym oczom ukazał się skuty lodem, spiętrzony krą Bug. Super widok i super miejsce. Na pewno wrócimy tu na wiosnę.
W drodze powrotnej nie złapaliśmy już nic. W sumie złapaliśmy 8 wymiarowych okonków. Największy, miał równo 30cm. Wyjazd uważam za udany. Nie dosyć, że grubość lodu pozwoliła na wejście, nie wróciliśmy o kiju, odkryliśmy na nowo ciekawą miejscówkę i zdążyliśmy przed niedzielną odwilżą. Cierpliwie czekam na kolejne mrozy.
Przy okazji przetestowałem na mrozie kombinezon wypornościowy Team Daiwa oraz niedawno zakupione buty Lemigo Grenlander. Opinią na ich temat podzielę się niebawem w oddzielnym artykule.