Sezon zimowy zamknięty – witaj wiosno
Piotr Strzałkowski (piotr-strzalkow)
2013-03-04
Pierwszy wyprawa na lód w tym roku zaliczona już na początku grudnia. Wyniki bez rewelacji, ale coś na haczyku siedziało. Od tamtej pory na lodzie byłem kilkanaście razy, w tym zaliczony 3 zawody organizowane przez Koło Nr 61 Ząbki. Sezon 2013 rozpoczął się, zatem dosyć intensywnie. Najlepszym tego dowodem jest zajęte przeze mnie 2 miejsce w ostatnich zawodach z cyklu GP. Sukces ten cieszy tym bardziej, że jest to pierwsze pudło w mojej karierze.
Zima to również okazja do testów sprzętu. Najbardziej interesował mnie obiór: kombinezon Team Daiwa oraz buty Lemigo Grenlader. Obie recenzje sprzętu dostępne były na moim blogu już na początku sezonu, ale wszystkie odczucia opisane tam, potwierdziły się w czasie kolejnych wypraw. Podsumowując, wszystkie zakupy okazały się trafionymi.
Musze przyznać, że lubię pochodzić po lodzie z wędką, ale niemal każdej chwili wybiegałem myślami kilka miesięcy naprzód planując sezon wiosenno-letni. Między wyjazdami zaglądałem, co jakiś czas do składziku ze sprzętem, sprawdzałem czy wszystko jest na swoim miejscu, czy czegoś nie powinienem dokupić, naprawić, itp.
W wyniku wnikliwej inwentaryzacji okazało się, że przydałoby się powiększyć nieco moją kolekcję. Nie obyło się bez zakupów. Przybyły dwa kije spinningowe, nieco cięższy feeder, żywcówka, kołowrotki i oczywiście przynęty. Nie sposób pominąć kupna łódki, która tylko czeka na cieplejsze, majowe dni i pierwsze wyprawy szczupakowe.
Oprócz sprzętu, są jest też zarys planu do wykonania. Przydałoby się w końcu złapać jakiegoś suma. Pomimo wielu prób w zeszłym roku, nie udało mi się złowić ani jednego. Mam ogromną nadzieję, odmienić ten stan rzeczy w obecnym sezonie.
W planach jest też wyjazd na bałtyckie dorsze, a przy okazji tej wyprawy, również surfcastingowe wędkowanie z plaży. Jako, że w okolicy Darłowa, bo tam właśnie się wybiorę, jest również sporo miejsc do biegania ze spinningiem, to i nie omieszkam zabrać również wędek na drapieżniki. Później już tylko Mazury, Zalew Zegrzyński oraz Bug i Narew. To plan minimum. Co przyniesie sezon, jeszcze się okaże.
Kiedy w zeszłym tygodniu planowałem kolejny wyjazd okazało się, że Kanał Żerański jest już dostępny dla spławikowców i grunciarzy. Szalenie zadowolony z tej informacji, czym prędzej ustaliłem wszystkie szczegóły wyprawy i czym prędzej udałem się do domu, szykować sprzęt. Po drodze oczywiście wizyta w sklepie wędkarskim. Na ladę trafiło duże opakowanie pinki oraz zanęty feederowe Trapera: Sekret i Series Fedder Dynamic.
Po przybyciu do domu, najpierw zająłem się porządkowaniem zimowego sprzętu. Czyszczenie, kontrola i pakowanie. Wszystko trafiło do składziku i cierpliwie czeka na kolejną zimę. Na warsztat trafiły piker i lekki feeder. Właściwie musiałem tylko uzbroić wędki. To zajęło chwilę. Dzięki wielokrotnym wizytom w składziku, wszystko było na swoim miejscu i tak naprawdę gotowe do wędkowania. Zabrałem się, zatem za przygotowanie zanęty i przynęty.
Kiedy otworzyłem pierwsze opakowanie zanęty, wsypałem je do miski, później kolejne i zacząłem mieszać zawartość poczułem to, co prawdopodobnie czuje każdy zapalony wędkarz. Ogromną, wszechogarniającą radość i niecierpliwość płynącą z pierwszej wiosennej wyprawy. Zapach ten czułem każdego razu, kiedy w mroźny dzień wchodziłem do znajomego sklepu wędkarskiego. Ta aura, ten klimat… kwintesencja naszego hobby. Po zakończeniu przygotowań, ułożyłem wszystko tak, aby następnego dnia w mgnieniu oka zapakować wszystko do auta i bezzwłocznie ruszyć nad wodę. Budzik ustawiony na 4:30 rano, ciuchy czekają, chlebak spakowany, idę spać.
Oczywiście obudziłem się wcześniej. Nie mogłem się doczekać. Ogarnąłem się w kilka chwil, kawa w ręku i powolnym krokiem ruszyłem w stronę garażu, gdzie czekały sprzęt. Dopiłem kawę, wyszedłem na dwór i zacząłem oceniać pogodę. Czyste niebo, delikatny przymrozek, lekki wiatr. Wszystko to zapowiadało ciekawy dzień nad Kanałem Żerańskim. Kilkanaście minut po 5:00 rano przyjechała ekipa w składzie: Stanisław, Sebastian i oczywiście Tomek. W podobnym składzie będziemy wędkować przez cały sezon, a i pewnie przez następne. Wszystko gotowe, więc w drogę.
Kilka minut po 6:00 byliśmy w Nieporęcie. Wchodząc na wał, przywitał nas piękny wschód słońca. Widok odmarzniętej wody, tak inny od tego, co widziałem przez ostatnich kilka miesięcy budził zachwyt i radość możliwości zarzucenia pierwszego zestawu DS w tym roku.
Zanęta gotowa, robaczki przeszły przez noc jej zapachem, wędki czekają. Zanim jednak pośle koszyk do wody, przygotować należało podstawki. Te jeszcze nie chciały wejść w zmarzniętą ziemię, ale przy użyciu krzesełka udało się je jakoś wbić. Kiedy już wszystko było gotowe, wybrałem miejsce i posłałem zestawy mniej więcej na środek kanału, drugi kilka metrów obok. Napiąłem żyłki, nabrałem w płuca zimnego powietrza, głęboko odetchnąłem i mogłem stwierdzić, że wiosna przybyła na Mazowsze.
Kilkanaście minut później pierwsze branie, zacięcie i ryba. Niewielka płotka, ale nie to się przecież liczy. Przez kolejne 4 godziny wyjąłem jeszcze kilka podobnych, jedna większa (jak to zwykle bywa) spięła się tuż przy brzegu, a najlepszego brania oczywiście nie zaciąłem. Ech… dzień pełen emocji. Czego chcieć więcej?
Kolejnych wypraw, których będzie coraz więcej. Pisząc ten tekst przez okno widzę piękne niebo oraz słońce, które zwiastują wspaniały sezon, którego sobie i wszystkim Wam życzę.