Shimano Stradic FC - wybór na lata
Kamil Walicki (łysy wąż)
2010-05-14
Od kilku lat moja choroba się pogłębia. Nie staram się z nią walczyć, bo wiem że to i tak nic nie pomoże. Na szczęście wie to też towarzyszka mojego ( wędkarskiego ) życia i też z tym nie walczy... Już nawet nie wydaje z siebie pomruków niezadowolenia, gdy ją informuję że „ta oto nowa wędka, od dziś zamieszka z nami”. A że wędka ma to do siebie, że chodzi w parze z kołowrotkiem, po kilku dniach wprowadza się do nas też nowy kręciołek... I mam kilka dni zabawy nowym sprzętem.
Doszło już do tego, że w specjalnym stojaku na wycieczkę nad wodę czeka ponad trzydzieści spinningów. Każdy oczywiście w parze z kołowrotkiem. Są sandaczowe wklejanki, kleniowe „lajciki”, boleniowe, dalekosiężne kije, wędki do paprochów, woblerów i gum. Niemal każde wędzisko ma swoje przeznaczenie, podobnie kołowrotek. Mam jednak trzy spinningi, które nie mają „swojego” kołowrotka. W tych trzech przypadkach muszą podzielić się jednym, wspólnym młynkiem. Są to wędki do zadań specjalnych, używane w naprawdę ciężkich warunkach i gotowe do spotkania z naprawdę dużą rybą, a kołowrotek musi im dorównywać wytrzymałością.
W kolejnej części poświęconej testom sprzętu wędkarskiego, podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami dotyczącymi kołowrotka SHIMANO STRADIC FC. Używałem go przez ponad rok – towarzyszył mi na Wiśle podczas ciężkiego sandaczowego opadu, był ze mną w Kanadzie i stawiał czoła walecznym łososiom, pływał ze mną po Narwi i jej starorzeczach, moczył się w słonych wodach Bałtyku gdy szukałem morskich troci oraz zwiedził kilka pomorskich rzek – od Parsęty, aż po Redę. Był to naprawdę intensywny okres – zarówno dla mnie, jak i dla STRADICA.
Pierwszą rzeczą która rzuca się w oczy jest .... kolor kołowrotka – biały. Ja na początku nie mogłem się przyzwyczaić, ale teraz nie zwracam już na to uwagi.
Drugą cechą charakterystyczną jest podwójna korbka. Powiem szczerze, że był to mój pierwszy kołowrotek, który nie miał pojedynczej korbki i długo opierałem się przed kupnem kręciołka z takim udogodnieniem. Teraz wiem, że niepotrzebnie się tak wzbraniałem. Takie rozwiązanie w niczym nie przeszkadza, chociaż mi osobiście w niczym też chyba nie pomaga. Nie widzę jakiejś znacznej różnicy poza tym, że kołowrotek jest lepiej wyważony.
Rzeczą o wiele ważniejszą niż kolor, jest hamulec. Sprzęgiełko umieszczone z przodu ma niezwykle dużą skalę regulacji. Pozwala to na bardzo dokładne ustawienie hamulca – zarówno przy użyciu cienkiej żyłeczki, jak i grubej plecionki.
Powinienem też wspomnieć o przełożeniu, ponieważ zwłaszcza w mniejszym modelu ( wielkość 2500 ) jest ona imponująca – 6,0 : 1. Dzięki temu jestem w stanie prowadzić boleniowe woblery w szybkim tempie, jednocześnie unikając szaleńczego wywijania dłonią. Wierzcie mi, że po kilkugodzinnej włóczędze w poszukiwaniu Wiślanej rapy, ręka potrafi się zmęczyć.
STRADIC najpierw przeszedł testy boleniowe, później sandaczowe, a następnie łososiowe. Wybierając się w listopadzie nad nasze Polskie morze, postanowiłem że zabiorę go ze sobą. W końcu miał to być sprzęcik do zadań specjalnych... W trzecim dniu brodzenia po pachy w słonej wodzie, ratując się przed wywrotką wsadziłem rękę z wędką do wody. Mój kołowrotek zaczął ciężko chodzić – tak, jakby siadły łożyska. Zawiedziony wyszedłem na brzeg i usiadłem przy ognisku. Po dziesięciu minutach młynek samoczynnie się naprawił – po prostu przesechł. Moja rada – nie zamaczajcie całkowicie STRADICA w słonej wodzie ( zmieszanej z piaskiem... ), a jeżeli już tak się stanie, to dajcie mu odsapnąć parę minut. Jak przeschnie, możecie bawić się dalej. Co dziwne – analogiczna sytuacja z zamoczeniem, tyle że w ... śniegu. Kołowrotek leżał przez ponad pół godziny przysypany białym puchem i nic mu się nie stało. Może to tylko wpływ maleńkich ziarenek piasku unoszących się w toni wody? Nie wiem... Przekonałem się natomiast, że słona woda mu nie szkodzi. Po kilkunastu wyprawach i wielu godzinach spiningowania w Bałtyku, nie ma żadnych oznak zużycia.
Długo zastanawiałem się nad kupnem tego kołowrotka. Nie oszukujmy się, wydatek ponad 700 zł był dla mojego portfela bardzo odczuwalny. Wiecie co mnie ostatecznie przekonało? Napis na jego stopce – „made in Japan”.
Gdybym miał opisać testowany kołowrotek w jednym zdaniu, brzmiałoby ono tak – „jeżeli chcesz kupić kręciołek, którego nie będziesz musiał i nie będziesz chciał zmienić przez kilkanaście lat, kup STRADICA”.
Połamania
Kamil „ Łysy Wąż „ Walicki