Się zdarza - szczupak złowi wędkarza
Roberto (roberto)
2013-07-06
[p]Moi drodzy chcę pokazać sytuacje w których wędkarzowi przydały by się, podstawowe środki opatrunkowe, a nawet niezbędnik chirurgiczny w postaci solidnych szczypiec uniwersalnych, tak zwanych kombinerek.
Historia miała miejsce na jeziorze usytuowanym w lesie. Udaliśmy się tam, razem z bratem, aby zrobić zdjęcia, nakręcić film, na temat łowienia szczupaków metodą castingową, przy użyciu dużych przynęt z dodatkiem zapachu, wykorzystując apetyzer. Gdy wodowaliśmy łódkę, wracający wędkarze skwitowali swoje połowy jednym słowem „studnia”. Taka wiadomość, ostudziła nasze oczekiwania co do efektów naszego przedsięwzięcia.
Mimo to popłynęliśmy w odległy kraniec jeziora gdzie jest platforma (stanowisko wędkarskie na które można wejść tylko z łodzi) na której Rafał ustawił statywy dla kamery oraz aparatu i wygodnie rejestrował poczynania wędkarza czyli mnie. Po kilkunastu rzutach okazało się że rybki jednak atakują wabik. Pierwszy drapieżnik został klasycznie podebrany w podbierak, okazał się niewielki ( ponad 60 cm), ale ucieszył. Upłyną kwadrans i kolejne branie szczupaczek podobnej wielkości nieco większy co pierwszy,. Aby uatrakcyjnić prezentację rybki do kamery, postanowiłem podebrać go ręką i pokazać zdobycz z nie odpiętą przynętą. Oboje spokojnie pozowaliśmy do zdjęć, lecz w momencie gdy odkładałem rybkę do łodzi celem odhaczenia, szczupak zaczął się szamotać , wyśliznął mi się z rąk i mocnym szarpnięciem wbił drugą kotwicę w mój palec. Tym sposobem szczupak złowił wędkarza, aby wędkarz poczuł przyjemność łowienia. Sytuacja dość kłopotliwa, nie mogliśmy się od siebie odczepić. Po kilku nie udanych próbach , podpłynąłem do platformy po pomoc do Rafała. W pierwszej kolejności odhaczył szczupaka, a dopiero potem próbował uwolnić mnie od przynęty. Niestety kotwica musiała zostać w palcu, za nic w świecie nie chciała cofnąć się do tyłu. Rafał sugeruje dwa posunięcia: ciąć kolanko kotwicy i wyciągnąć grot kotwicy do przodu, a po wtóre udać się do chirurga ( minimum 50 km). Moje szczypce wędkarskie nie poradziły sobie z ucięciem kotwicy. Zapada decyzja podpłynę 300 m do wędkarzy , może oni mają solidne ucinaczki. Okazało się że mają podobne, które też nie poradziły hartowanemu drutowi. Płynę po Rafała i klamoty, dość sprawnie się zapakował i wracamy do samochodu, a tu pech, akumulator jest na wyczerpaniu. Braciszek złapał za wiosła, robiąc to pierwszy raz w życiu , płynął powoli i zygzakiem. Widząc męczarnie Rafała i to że stoimy prawie w miejscu , było nie było, podjąłem się wiosłowania. Z kotwicą w dłoni po kilkudziesięciu minutach dobiliśmy do brzegu. W samochodzie miałem solidne szczypce uniwersalne i tym „narzędziem chirurgicznym” przecięliśmy kolanko kotwicy. Ja nacisnąłem resztkę haka tak aby ostrze wyszło na wierzch. Rafał chwycił ostrze cęgami i przy użyciu naprawdę dużej siły udało się wyciągnąć grot kotwicy, który był wbity w ścięgno. Ranę przemywałem wodą mineralną , a brat pojechał do najbliższej wioski, kupił środki opatrunkowe i buteleczkę spirytusu. Po dezynfekcji czułem się świetnie. Rana wygoiła się bez problemu.
Okazało się że APETYYZER jest niebywale skuteczny, potrafi złowić dwóch łowców na raz.
Przygodę częściowo zarejestrowała kamera , a częściowo aparat fotograficzny.