Skażenie Bałtyku - bomba chemiczna na dnie morza
Marcin Uznański (Dziki91)
2013-07-15
Tym artykułem chciałbym uzmysłowić wszystkim wędkarzom, jakie Skażenie Bałtyku niebezpieczeństwo kryje się na dnie naszego morza.
Łapiąc rybki nad polskim morzem, a najczęściej w moim przypadku zatoce gdańskiej (trójmiasto), często wdaje się w dyskusje z wędkarzami, turystami, gapiami, wszystkimi których interesuje to, co akurat wędkarz ma dziś na koncie, czy coś złapał itd. Ci którzy zmuszeni są łapać na zatłoczonych plażach, czy miejscach stałego pobytu ludzi, wiedzą jakie może to być irytujące. Mimo to, przymykam na to oko i z każdym interesującym rozmówcą zamienię kilka zdań. Wielu z nich nie wie, w dużej mierze mieszkańców trójmiasta i okolic (o zgrozo) jakie niebezpieczeństwo czyha na dnie naszego morza, a być może również zatoki.
Zagrożeniem tym jest iperyt, gaz bojowy oraz inne świństwa o których na pewno nie wiemy wszystkiego, które zostały zamknięte w blaszanych/metalowych pojemnikach. Pojemniki te korodują, stają się nieszczelne, powodując wycieki szkodliwych substancji do wody. Substancje te mogą spowodować całkowitą zagładę fauny i flory w naszym największym zbiorniku wodnym.
W czasach drugiej wojny światowej, III Rzesza, na czele z Adolfem Hitlerem, składowała bojowe środki trujące (BST) które już po zwycięstwie aliantów w 1945 zaczęto utylizować. Najlepszym do tego miejscem wg ówczesnych geniuszów było właśnie morze, z racji że nie znano na tamte czasy bezpiecznej metody zniszczenia ww. sub. Oznaczonymi składami trujących substancji są części Głębi Bornholmskiej, Małego Bełtu oraz Głębi Gotlandzkiej. Na chwile obecną przypuszcza się że na dnie morza leży ok. 60 tyś ton różnego rodzaju gazów bojowych, amunicji, bomb itp. Wg niektórych ekspertów substancje te są całkowicie nie groźne dopóki nikt ich nie rusza, przemieszczanie skorodowanych beczek, pojemników mogłoby doprowadzić do wycieku substancji, przedostania się na polskie i inne plażę co mogłoby spowodować ciężkie oparzenia chemiczne ryb, wczasowiczów i miejscowych amatorów wypoczynku nad wodą.
Sposobami na zatrzymanie zagłady Bałtyku jest zalanie tych substancji betonem lub polimerami, ale niestety nikt na chwilę obecną nie chcę podjąć się tej operacji, z racji że po pierwsze jest za droga, po drugie, jest to zbyt wielkie przedsięwzięcie logistyczne, po trzecie, nawet jeśli zalano by największe składowiska BST, to ówczesna Armia Czerwona, która brała udział w "utylizowaniu" beczek, mało kiedy trzymała się planu i wyrzucała je gdzie popadnie. Tak więc na chwilę obecną, nie wiemy gdzie są konkretnie składowane szkodliwe substancje, oprócz tych punktów które są naniesione na mapy. Szacuję się również że 1/6 wycieku tych substancji może doprowadzić do wielkiej katastrofy ekologicznej która może unicestwić życie Bałtyku na kilkadziesiąt czy nawet kilkaset lat.
Nie jestem chemikiem, nie chcę tutaj wygłaszać śmiałych tez, że jeśli tego nie zalejemy czymkolwiek, betonem, polimerami, i się tego nie pozbędziemy to czeka nas zagłada. Ale zdajemy sobie sprawę że zwykły ołowiany ciężarek ma jakiś negatywny wpływ na środowisko i na samego człowieka, a jeden rozbity termometr rtęciowy może podobno doprowadzić do wytrucia wszystkich ryb w małym zbiorniku wodnym.
Myślę że jest to sprawa priorytetowa, zamiast zajmować się ratowaniem morświnów, fok, czy zagrożonych gatunków ptaków, wpierw wszystkie państwa bałtyckie powinny zaangażować się we wspólną walkę z tym co leży na dnie naszego ukochanego morza. Bo gdy już stanie się to czego najbardziej się możemy obawiać, niestety, ale już nie będziemy mieli czego ratować.
Pozdrawiam.
PS. Dla zainteresowanych zachęcam do zapoznania się z tematem poprzez google wpisując „iperyt morze”