Skrzydełko czy nóżka? Czyli spinning vs. żywcówka
Piotr Michalski (Dziku)
2015-09-30
Lubię łowić szczupaki i przeważnie łowie je na spinning, bo to moja ulubiona metoda. Ale niejednokrotnie zastanawiałem się na łowisku, co by było gdybym zarzucił żywca. Takie rozterki najczęściej dopadały mnie kiedy nic nie brało na sztuczne wabiki i wtedy łudziłem się, że na żywą rybkę pewnie by wzięło. Myślę, że z takimi przemyśleniami walczył niejeden z nas. Dlatego też po stanowiłem napisać swego rodzaju podsumowanie, co jest bardziej skuteczne – spinning czy żywiec.
Poligonem doświadczalnym był akwen w którym populacja szczupaka ma się znakomicie i jednocześnie występują tam duże ilości białorybu. Według mnie miejsce idealne do przeprowadzenia tego nazwijmy porównania. Dodatkowym handicapem dla mnie, dzięki uprzejmości dzierżawcy, było uzyskanie zezwolenia na połów jednocześnie na spinning i na żywca, z czego czasem korzystałem. Od razu z góry uprzedzę żeby nie było niepotrzebnych dywagacji, że zgodnie z aktualną ustawą o rybactwie śródlądowym połów na dwie wędki jest dozwolony, bez wyszczególnienia metod jakimi się łowi ( poza łowieniem lipieni i ryb łososiowatych, gdzie można łowić wyłącznie na jedną wędkę). A że to nie jest woda PZW więc o warunkach połowu nie ujętych w ustawie decyduje użytkownik rybacki danej wody. Skoro kwestie regulaminowe mamy za sobą, to na koniec tego krótkiego wprowadzenia dodam jeszcze, że tegoroczne obserwacje wzbogacę jeszcze o doświadczenia z poprzednich sezonów, z tegoż samego akwenu na którym wędkuje o różnych porach roku, od prawie 10 lat.
Aby uniknąć chaosu w moich spostrzeżeniach, podzielę je według pór roku.
Wiosna
Wiosna, ach co to jest za piękny czas. Powoli nad wodą wszystko budzi się do życia, a my wędkarze z niecierpliwością przebieramy nogami w oczekiwaniu na 1 maja. Gdy w końcu nadchodzi ten dzień łowiska są wręcz szturmowane przez zwolenników jednej jak i drugiej metody. Którzy z nich osiągają lepsze wyniki? Odpowiedź na to pytanie nie jest wcale prosta. Szczupaki wygłodniałe po tarle atakują w zasadzie wszystko co się w wodzie rusza, czy to sztuczna przynęta, czy to żywa ryba na zestawie spławikowym. Ale w tym gorącym okresie dostrzegłem pewną prawidłowość – ryby łowione na spinning były odrobinę większe. O ile te łowione na żywca średnio mieściły się w przedziale 40 – 55cm, to te łowione na spinning średnio obejmowały zakres od 50 do 65 cm. Wydaje mi się że ta rozbieżność była spowodowana w dużej mierze wielkością przynęty, najwięcej brań na sztuczne przynęty było na wabiki duże 15-20cm a nawet 25 cm, podczas gdy na żywca dominowały przynęty (płotki) w rozmiarze 10-15cm. I u ciekawa sprawa, wydawało by się, że założenie większej ryby na żywca, np. 20 cm spowoduje brania większych ryb. Nic z tego brania zanikały zupełnie, dopiero powrót do żywca 10-15cm skutkował braniem. Jeśli chodzi o stosunek ilościowy złowionych ryb to tu też i to ze znaczną przewagą wygrał spinning, który pozwalał na relatywnie szybkie „przeczesanie” dużego obszaru. Jednakże tam, gdzie warunki „terenowe” znacznie utrudniały operowanie spinningiem (oczka w grążelach, bezpośrednie sąsiedztwo zatopionych drzew, itp.) metoda żywcowa wygrywała zdecydowanie.
Lato
Gdy już majowo-czerwcowy szał brań minął, nad wodą zapanowała swego rodzaju stabilizacja. Większość ryb się już wytarła, pory brań też są już w miarę ustabilizowane i przewidywalne, roślinność jest w pełni rozwinięta. W tym okresie między obydwiema metodami zaobserwowałem pewnego rodzaju remis. Najlepsze brania na spinning były o świcie i o zmierzchu, natomiast na żywca najlepsze efekty osiągałem kiedy słońce było wysoko. Oczywiście od tych spostrzeżeń zdarzały się wyjątki, bywały momenty znakomitych brań na spinning w środku dnia, ale były to okresy 20-30 min gdzie udawało się złowić trzy ryby w trzech rzutach. A i na żywca potrafił wziąć niezły kaban kiedy już było tak ciemno, że ledwo było widać żywcowy spławik. Niemniej jednak latem obowiązywał pewien schemat, na początek dnia i na koniec – spinning, na środek dnia żywiec. Lato to też jest czas kiedy na moim jeziorku znikają niewymiarki. O ile wiosną trafia się czasem jakiś króciak, to z nadejściem lata sytuacja wygląda tak, że albo biorą i są wymiarowe, albo nie biorą wcale i to dotyczy zarówno żywca jak i spinningu. Myślę, że rozwiązanie tej zagadki leży w olbrzymich polach grążeli, rogatka i moczarki, zwanych przez miejscowych akwarium, gdzie głębokość nie przekracza 1,5 m a bogata roślinność stanowi świetną kryjówkę i zarazem pełną narybku stołówkę dla szczupaczych młokosów – nie muszą więc wychylać nosa na otwarte wody. A skoro młokosy siedzą w zielsku, to zmienia się też wielkość poławianych, obydwiema metodami, ryb. I tu mamy kolejny, po liczbie brań, remis. Większość złowionych w tym okresie szczupaków, zarówno na jedną jak i na drugą metodę, miała średnio 50-65cm (największy okaz złowiony na spinning – 78cm – obrotówka aglia nr 3, największy okaz złowiony na żywca - 68 cm - płotka 15cm). Jeśli chodzi o rozmiar stosowanych przynęt, to w metodzie żywcowej zmieniło się to, że brania były nawet na duże żywce (20-25 cm), ale łowione na nie szczupaki mieściły się w średniej (50-65 cm) Natomiast w metodzie spinningowej nastąpiła diametralna zmiana tak rozmiaru jak i rodzaju przynęt. O ile wiosną najskuteczniejsze były duże przynęty, to latem zębacze brały w zasadzie wyłącznie na obrotówki w rozmiarze 3-4.
Jesień
Wraz z nadejściem jesieni powoli zaczynają przerzedzać się grążelowe pola, to znak że wielkimi krokami zbliża się chyba najlepszy okres połowu zębaczy. Kiedyś pod koniec lata, nad wodą, usłyszałem od starego doświadczonego wędkarza: „Panie, szczupak jeszcze nie bierze. Kapelony nie zaczęły jeszcze opadać...”. Coś w tym stwierdzeniu musi być, bo wraz z przerzedzaniem się roślinności wzrasta aktywność wszystkich drapieżników. Zapewne jest to spowodowane tym, że drobnica ma coraz mniej kryjówek i staje si ę łatwym łupem, dla czujących już nadejście zimy szczupaków. Zanikające nenufary, spadek temperatury oraz coraz krótszy dzień, sprawiają, że jesienią czas dobrych brań przesuwa się na środek dnia. Szczególnie zwolennicy spinningu mogą się wreszcie wyspać. Nie raz na początku października zrywałem się o świcie, pędziłem jak szalony nad wodę, a i tak zaczynały brać po 11. Zostawanie do późnego wieczoru też nie miało sensu, brania zanikały, jak tylko słońce zaczynało się chować za horyzont. Ten schemat się powtarzał zarówno przy spinningowaniu jak i łowieniu żywcówką. Można powiedzieć, że między wiosną a jesienią jest remis jeśli chodzi o porę dnia, kiedy są najlepsze brania. Także w przynętach mamy remis w obydwu porach roku, przynajmniej jeśli chodzi o spinning – znowu wracamy do dużych wabików. Co do żywca, to w porównaniu do wiosny, mamy sytuację zupełnie odwrotną, nie ma sensu stosowanie małych ryb (10-15cm). Jesień to pora kiedy odważne podejście do tego tematu, może nam zaowocować prawdziwym okazem – mój rekord tego łowiska to szczupak 93cm złowiony na 25cm płoć. Aby jednak nie było tak różowo, zaobserwowałem, że im bliżej zimy i przymrozków i im trudniej o żywe ryby na przynętę, tym metoda żywcowa skuteczniejsza. Nawet kilka razy mi się zdarzyło być świadkiem tak absurdalnej sytuacji, że w momencie zarzucania zestawu, gdy po kolei do wody wpadała ryba, ciężarek, spławik, cały zestaw w tej samej sekundzie znikał pod wodą – było to po prostu błyskawiczne branie. Ktoś powie: „ No zdarza się, czasem..”. Ano zdarza, ale żeby tak trzy żywce pod rząd i to z jednego miejsca???? Dodam, że wszystkie trzy szczupaki zostały wyjęte i miały odpowiednio 65cm, 54cm i 74cm.
Porównując jesienne łowy spinningiem i żywcem, tutaj przewaga lekko przechyla się na stronę żywcówki, tym bardziej że bywały dni kiedy na spinning nie brało nic, a na żywca efekty były. Jednak w momencie, kiedy złowienie białorybu na przynętę było już praktycznie nie możliwe, siłą rzeczy prym
wiodła metoda połowu na sztuczne przynęty – mój rekord z jesieni na spinning to szczupły 84cm.
Podsumowanie
Spinning, czy żywcówka? Jak widać odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Ja na swoim łowisku wypracowałem, na podstawie powyższych obserwacji, pewien schemat: Wiosna – spinning cały dzień, Lato – rano, wieczór – spinning, tak zwana pora obiadowa żywiec, Jesień – spinning cały dzień, jednak żywcówka jest cały czas w pogotowiu. Na moim łowisku występuje jeszcze jedna prawidłowość, jak nie biorą, to i na spinning i na żywca i wtedy choć by im płetwy ogonowe miodem smarował, to po godzinie bez brań można śmiało się zwijać do domu... Oczywiście cały ten artykuł to nie jest jakaś tam ścisła wytyczna, tylko moje spostrzeżenia. Nie mniej jednak pewne zaobserwowane prze ze mnie sytuacje mogą się też odnosić do innych łowisk. A czy wy koledzy wędkarze macie podobne doświadczenia? A może macie zupełnie odmienne wnioski ze swoich łowisk? Jeśli tak to podzielcie się ze mną i z innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami....
Z wędkarskim pozdrowieniem,