Słabo, ale szczęśliwie
slawek musialkiewicz (edward13)
2012-02-28
Małe kłopoty w firmie dały mi się we znaki. Postanowiłem więc ochłonąć i się zrelaksować. Zabrałem syna i pojechalismy na pobliskie jezioro na ryby.
Zabraliśmy tradycyjnie sprzęt, białe robaki i troche zanęty.
Wiatr był dość mocny, fala wysoka. Niestety brań za wiele nie było (dwie płotki). W tym momencie nie było to najważniejsze. Chodziło bowiem o wyciszenie.
Jednak po jakimś czasie, zmianie gruntu, zanęty i próbowania wędkowania na różnych głębokościach (raz blizej raz dalej) kiedy nic to nie pomagało wpadłem na pewien pomysł.
Wyrwałem kawałek trawy i zobaczyłem czy nie ma tam gdzieś czerwonego robaka. Po kilku minutach poszukiwań znalazlem jednego. Nie był za duży więc założyłem go na haczyk.
Zarzuciłem i dlugo nie trzeba czekać! Od razu spławik poszedł w dno, zaciąłem więc natychmiast.
Coś było więc otrożnie, powoli do brzegu holowałem żeby się nie zerwala. Trochę to trwało, byłem bowiem 'delikatny' i po chwili wyciagnąłem okonia - 60 deko. Byłem trochę zdziwiony, ponieważ był dość spory jak na te jezioro.
Od razu zacząłem szukać kolejnych robakow czerwonych, syn też, ale nam się juz nie udało nic znaleśc bylo juz dośc szaro o tej porze roku szybko sie robi ciemno
Po paru godzinach wróciliśmy, mimo nędznych brań ten jeden okoń poprawił humor i rano bardziej wyluzowany mogłem iść do fabryki.