Sobotnia wyprawa na liny
tomasz paprzycki (tamtem)
2012-07-22
Postanowiłem zapolować na lina i przyznam szczerze, że nie miałem zbytnio sukcesów w łowieniu tej „mądrej” i pięknej ryby, więć tym bardziej chciałoby się właśnie jakiegoś ładnego złowić.
Wybór pada na miejsce, gdzie złowiłem przypadkiem jednego małego, a skoro jest mały to pewnie są i większe. Bardzo lubię tu wędkować, zbiornik ma około 2ha, głębokość 2,5m, woda czyściutka, trzy metry obok przepływa rzeka Jeziorka, która zasila go swoją czystą wręcz źródlaną wodą. Idealne miejsce na wędkowanie,
Właściciel hodował tu wcześniej karpie, parę lat już jednak nie zarybia, ryby odłowił, zaniedbał hodowlę, staw zarósł i przez to wygląda chyba jeszcze piękniej…
Jak zwykle o czwartej rano jestem nad zbiornikiem, wybieram miejsce gdzie wpływa woda z rzeki, jest super poranek, nie ma nawet lekkiego wiaterku, a za plecami szumi rzeka, żyć nie umierać i wędkować…
Dwa dni wcześniej nęciłem grochem, a dlaczego grochem? Dlatego, że próbowałem wcześniej tu łowić już chyba na wszystko i nie łowiłem.
Na haczyk też zakładam groch, zobaczymy.
Jest branie ładne, ale po zacięciu nic, za 10 min jest drugie, zacinam czuję opór ryby, ale tylko przez chwilę i tak było przez półtorej godziny, miałem brania i ryby się spinały.
Co jest? Haczyk za mały? Groch za twardy? Nieźle się wnerwiłem, ryba bierze, a ja nic nie mogę złowić. Trzeba coś zrobić, tylko co? Bez większego sensu założyłem dwa grochy na haczyk.
Czekam 10min, branie, wolne prowadzenie spławika w prawo, zacinam, jest opór i nie spina się, holuję do brzegu, podholowałem i widzę, że to ładny lin, chlapie jeszcze parę razy o wodę i jest w podbieraku, ma 37cm.
Po 10 min następne branie i lin 39cm jest mój, za 20 min następne branie i mam lina 37cm,
ale jest już godzina siódma i brania ustały, zmarnowałem dużo czasu, ale dlaczego mam w siatce tylko dwa liny?
No tak, siatka zanurzyła się w wodzie i jeden profesorek nie omieszkał skorzystać z okazji.
Ho, ho jak coś tam żeruje! Jakieś 25 metrów od brzegu wychodzi masę bąbelków… oj daleko trochę, ale powinienem dorzucić, mam spławik waglera 2+2g.
Rzucam, spławik ląduje metr za bąbelkami, podciągam w bąbelki…
Spławik zatrząsł się, potem przytopił i w końcu dał przysłowiowego nura, dobrze, że miałem wędkę w ręku, wygięła się od razu dotykając prawie lustra wody, hamulec na kołowrotku zaczął terkotać i tylko patrzę jak żyłki szybko ubywa.
O matko i córko co to jest? Nie wyciągnę, pewnie zaraz strzeli żyłka, ma tylko 0,18mm, podkręcam hamulec, zwolnił trochę, podkręcam jeszcze, prawie stanął, więcej nie mogę za słaba żyłka. W końcu zatrzymał się, na kołowrotku połowa żyłki, od adrenaliny jestem chyba zielony. Walczymy, podciągam po trochu, nie wiele idzie, ale ryba słabnie, żyłka skrzypi jakoś dziwnie.
Po 20 minutach mam to coś 5 metrów od brzegu, nie daje się dalej podciągnąć, chodzi w prawo i w lewo… W końcu ciągnę na „wydrę” do brzegu i pokazała się, to karp…
Wyciągnąłem jej „mordkę” nad wodę zassała powietrza i teraz już do podbieraka i siedzi.
Ważył 11kg i miał 69cm.
Tak zakończyło się moje super linobranie i przy okazji pobiłem swój rekord karpiowy.
Sory, że się tak rozpisałem, nie musicie wszystkiego czytać, jak Was znudzi.
Przeżyłem super przygodę i pobiłem swój rekord, jak ja kocham to wędkowanie.
Karp wrócił do wody i pomachał mi majestatycznie ogonem na pożegnanie.
Wędka – Feler Inspirał 60-150g Jaxon
Kołowrotek – Hypbrloop 4000 RB Shimano (wygrany na zawodach)
Haczyk – nr 8 Gamakatsu.