Spinning za 50zł
Aleksander Twardowski (Sith)
2016-05-09
Częstym pytaniem zadawanym na wszystkich niemal forach przez młodych (i nie tylko), początkujących wędkarzy, brzmi „Jakie wędzisko spinningowe radzicie kupić? Mam... zł” i tutaj wymieniana jest dwucyfrowa suma, często oscylująca w okolicach 50.- zł. Zazwyczaj odpowiedź doświadczonych wędkarzy brzmi „to niemożliwe”, co zresztą jest bardzo bliskie prawdy. Piszę „bardzo bliskie”, bo są produkty no name, które spełniają warunek cenowy, niestety trudno je nazwać wędziskami, a tym bardziej nadającymi się do spinnigowania, choć na blanku mają buńczuczną nazwę „… SPIN”. Wędzisko takie, to albo sztywny patyk bardziej nadający się na trzonek miotły, lub – choć znacznie rzadziej – gnące się jak wiotka trzcinka, co uniemożliwia wręcz zacięcie ryby. W obydwu przypadkach złowienie jakiejkolwiek ryby, a tym bardziej jej skuteczne wyholowanie, to mrzonka albo co najwyżej, czysty przypadek. Jeszcze gorzej jeśli są to pseudo wędziska „TELE-SPIN”, bardzo często gubią źle zamocowane przelotki, a generalnie trzeszczą na łączach jak wiklinowy biegun-poręcz od starego bujanego fotela praprababci. Co najgorsze takie wędziska przeważnie wytrzymują zaledwie kilka wypadów nad wodę i łamią się w najbardziej nieodpowiednim momencie, gdy jakimś cudem przynętą zainteresuje się głupek słodkich wód – szczupak.
Otóż chcąc wspomóc starania początkujących adeptów spinningu w zaopatrzeniu się w wędzisko, które niewiele odbiegając od ich budżetu, pozwoli na w miarę skuteczne wejście do grona maniaków, którzy wierzą, że ryba pogoni za kawałkiem bujającego się w wodzie pomalowanego w różne maziaje drewienka, lub machającej wiotkim ogonkiem gumowej imitacji nie wiadomo czego, postanowiłem wypróbować jak zachowuje się nad wodą wędzisko cenowo zbliżone do magicznej kwoty 50.- zł, a nie będące bazarową składanką odpadów pozostałych po produkcji blanków.
Zaczynając swoją przygodę z wędkarstwem, początkowo posługiwałem się kijkiem bambusowym, który w tych zamierzchłych czasach pełnił skutecznie rolę zarówno wędziska spławikowego, jak i spinningowego. Skutecznie, bo nasze wody – mimo zdecydowanie większej niż obecnie liczby kłusowników, mimo zdecydowanie mniejszej działalności zarybieniowej – obfitowały zarówno w białoryb, jak i drapieżniki. Szczupaki stadami waliły w Gnomy, a okonie ze smakiem zajadały się wszelkiej maści i autoramentu wirówkami, bo o gumowych przynętach tylko docierały skąpe plotki zza oceanu. Tak było pół wieku temu. Później nastała era wędzisk produkowanych z włókna szklanego spajanego żywicami epoksydowymi, które początkowo docierały do nas ze wschodu od Wielkiego Brata, lub południa od tego Mniejszego. Niemal niełamliwe, niezniszczalne, do tej pory mam takie jedno – przy długości 195 cm i ciężarze wyrzutu 10-30g, waży tle co współczesna trzymetrowa „węglówka”. Był to na ówczesne czasy hit i obiekt zazdrości kolegów.
Po erze szklanej, dość szybko nastała era węgla. Pierwsze wędziska z włókna węglowego pod pewnym względem były rewelacją, nie gubiły holowanych ryb, pozwalały na finezyjną prezentację przynęty, a co najważniejsze, były zdecydowanie lżejsze od swoich protoplastów. Miały jednak jedną, ale bardzo smutną dla wędkarza wadę. Byle stuknięcie o gałąź, nieszczęśliwy upadek na kamienną ostrogę a nawet na podłogę, powodował takie ich osłabienie w miejscu udaru, że podczas najbliższego holowania nawet nie rekordowego okonia potrafiły złamać się jak słomka. Toteż były hołubione, wręcz owijane w miękkie powijaki jak niemowlęta, a na łowiskach traktowane jak serwis porcelanowy, co psuło całą radość z wędkowania. Ale technologia idzie na przód wielkimi krokami i tworząc coraz to nowe, odmiany włókna węglowego, produkując blanki wielowarstwowe z zastosowaniem odpornych na urazy mat wierzchniej warstwy, człowiek stworzył wędziska niemal tak odporne na urazy mechaniczne, jak mata szklano-epoksydowa.
Obecnie produkowane blanki, są znacznie odporniejsze na przypadkowe urazy, mają moc odpowiednią do wyholowania okazu ryby i są o połowę lżejsze od swoich szklanych protoplastów, mają tylko jedną zasadniczą wadę, są wielokrotnie od nich droższe.
Producenci jednak znaleźli i na tę wadę sposób, wprowadzając na rynek wędziska o blankach budowanych z materiałów nazywanych popularnie kompozytowymi. Są budowane z użyciem zarówno włókien węglowych jak i szklanych, o różnej proporcji zawartości jednych i drugich w blanku. Łączą one walory czułości i lekkości „węglówek” z urazoodpornością „szkalków”. Oczywiście są one cięższe od wędzisk czysto węglowych z racji zawartości włókna szklanego, ale ta różnica wagi nie jest już tak znacząca jak pomiędzy czystą „węglówką” a czystym „szkalkiem” o podobnych parametrach. Są jednak znacznie, nawet kilkakrotnie tańsze od wędzisk węglowych. Dało to szansę niezamożnym fanom spinningu i nie tylko, na wyposażenie się w przyzwoitej jakości sprzęt, który przy rezygnacji pewnych walorów wędzisk węglowych jak niewielki wzrost wagi i niewielka utrata czułości, pozwoliła szerokiemu gronu pasjonatów wędkarstwa na zasmakowanie emocji towarzyszących spinningowaniu.
Niejeden interlokutor zarzuci mi, że nigdy nie wyczuję na wędzisku kompozytowym tak delikatnych brań jak „węglówką”, nigdy nie osiągnę takich efektów łowieckich, jak użytkownik wędziska zbudowanego z mat węglowych i bezsprzecznie będzie miał rację. Jednak zmniejszająca się z roku na rok liczba złowionych ryb, nie jest wynikiem jedynie stosowania mniej finezyjnego, czułego sprzętu, a przede wszystkim rabunkowej gospodarki skostniałej i przestarzałej w swej formie, organizacji jaką jest tak zwany Polski Związek Wędkarski. Ale pomińmy aspekt polityczno-społeczny, choć żal tyłek ściska, gdy przypominają mi się czasy, gdy wspomnianą wcześniej szklaną pałą, w 3 godziny złowiłem 17 okazałych okoni, a teraz spinningując wędziskiem węglowym za niemal 700.- zł, nie mam gwarancji, że w 17 godzin złowię 3 – ledwie wymiarowe – okonki.
Już słyszę też głosy, że nikt nie obiecywał, że wędkarstwo, a zwłaszcza spinning to tanie hobby i jeśli chce się mieć wyniki, to trzeba poświęcić kasę. Też nie da się skutecznie zaprzeczyć temu twierdzeniu. Jednak nie można odbierać nadziei i zniechęcać adeptów spinningu, tylko dla tego, że dla nich wydatek rzędu 200-500 zł na samo wędzisko, jest wyłącznie sennym marzeniem.
Tutaj właśnie jest miejsce na wędzisko kompozytowe, zapewne nie tak czułe jak węglowe, zapewne około 20-30% cięższe od „węglówki”, ale zastosowanie ma tutaj stwierdzenie, a nawet mądrość „nie wędka łowi, tylko wędkarz”. Nie pomoże nawet kij za kosmiczną cenę 1590.- zł (exemplum DRAGON Steelhead), jeśli wędkarz nie będzie potrafił zaprezentować troci przynęty nawet okrzyczanej jako najbardziej łowna, albo jeśli w łowisku po prostu nie będzie ryb.
Należy zaznaczyć, że nie każde wędzisko kompozytowe oferowane przez producentów, a w rzeczywistości często wyłącznie dystrybutorów, będzie spełniało warunki, które pozwolą na jego skuteczne wykorzystanie, bo kij, kijowi nie równy. Nieodosobnione są przypadki oferowania wędzisk, które tylko z nazwy są spinningowymi, tylko dla tego, że dystrybutor zdaje sobie sprawę, że rynek i tak to wchłonie, bo są nabywcy, którym środki finansowe nie pozwalają na stosowny wydatek. Jak zwykle należy ziarno oddzielić od plew.
Po dość długim wstępie, chcę zaprezentować wędzisko kompozytowe, które nie tylko jest warte swojej ceny, a nawet jakością przewyższa to co ta cena sugerowałaby. Wędzisko, które usatysfakcjonuje adepta spinningowania, a w kolejnym etapie rozwoju i modernizacji arsenału wędkarskiego, z powodzeniem spełni rolę wędziska zapasowego. Wędzisko, które ośmielę się określić jako dość uniwersalne, a na pewno praktycznie niezniszczalne i jak na swoją cenę bardzo przyzwoicie skonstruowane i wykończone.
Znając poglądy dość szerokiej rzeszy wędkarzy, niestety często powtarzane jako zasłyszany kanon, bez nawet odrobiny własnego doświadczenia w tym zakresie, z pewną dozą nieśmiałości przedstawiam ubiegłoroczną nowość w ofercie JAXON-a, Arcadia Spinning. Już czytam te komentarze w stylu „Jaxon-sraxson”, „chłam”, „chrust” i inne oklepane komunały. Każda firma ma wyroby dobre i wpadki, niezależnie czy to jest DRAGON, KONGER czy OKUMA, MIKADO, SHIMANO i DAIWA (wymieniam tylko najpopularniejsze firmy na naszym rynku). Zapewne ta zła opinia towarzysząca firmie JAXON wynika z tego, że być może tych wpadek miał więcej, a na pewno z faktu, że swoją ofertę kieruje do mniej zamożnej części społeczności wędkarskiej i nie ma w swojej ofercie wędzisk przekraczających cenowo 500.- zł. Jednak uważny i analitycznie patrzący obserwator-użutkownik, dostrzeże iż wędziska i kołowrotki oferowane przez tę firmę zapewniają takie same walory użytkowe i jakość, za cenę o 20, a niejednokrotnie 30% niższą od tych jakie znajdziemy w porównywalnych produktach wyżej wymienionych firm.
Opis wędziska oraz wrażenia z „macania” i „machania”, dotyczą dwóch identycznych modeli 270cm/5-25g, użytkowanych jednocześnie przez dwie osoby (kobieta 168cm i mężczyzna 181cm wzrostu) przez około 4 godziny jednego dnia na łowisku rzecznym z płaskiego brzegu i około 4 godziny drugiego dnia z wysokiego brzegu i kamiennych ostróg.
Wędzisko dostarczane jest w standardowym, dwukomorowym pokrowcu JAXON-a, niestety zbyt cienkim i zbyt mało mięsistym, żeby choć w podstawowym stopniu zabezpieczało blank przed uszkodzeniami spowodowanymi przypadkowymi udarami, ale w przypadku wędzisk chronionych matą z włókna szklanego, ma to marginalne znaczenie. Mimo to do transportu dobrze jest zaopatrzyć się w dobry jakościowo, usztywniony pokrowiec tubowy JAXON UJ-XTM, oferowany w długościach od 115 do 160cm, mieszczący bez kołowrotków cztery, dwuskładowe wędziska spinningowe w miękkich pokrowcach.
Wędzisko jest zbudowane na blanku kompozytowym z przewagą włókna szklanego i żywic epoksydowych. Śmiem twierdzić, że jest udaną modyfikacją wędzisk – moim zdaniem nieudanej, stanowiącej typową „wpadkę” – serii Cantara. Uzbrojenie stanowią przelotki SLIM-TS, które porównując z przelotkami SIC-SHIMANO, w które uzbrojone jest dwukrotnie droższe wędzisko SHIMANO Catana, w niczym im nie ustępują. Jeszcze lepiej prezentuje się uchwyt kołowrotka DPS z wkładkami stabilizacyjnymi, gdyż podczas kilkugodzinnego użytkowania, ani razu nie wyluzował się, gdy tymczasem ten sam kołowrotek w renomowanym uchwycie IPS, niemal dziesięciokrotnie droższego DRAGON Moderate, podczas takiego samego, kilkugodzinnego czasu użytkowania, byłem zmuszony kilkakrotnie dokręcać. Blank długości 270 cm jest jednolicie czarny, estetycznie i równiutko polakierowany, bez nadlewek i ubytków. Średnica blanku na styku z rękojeścią jest dość znaczna i wynosi 15mm w porównaniu z 11mm ponad 3-metrowego Moderate, a także z 12mm 2,7-metrowej Catany. Wynika to zarówno z materiałów, z których zbudowany jest blank, jak i z innego przeznaczenia tych wędzisk (Arcadia 5-25g, Moderate 3-15g, Catana 3-14g,). Zbieżność blanku nie budzi zastrzeżeń a szczytówka ma średnicę odpowiednią do przeznaczenia wędziska. Blank jest opisany niestety bardzo skromnie w porównaniu do Moderate. Odcinek od rękojeści do pierwszej przelotki zajmują nic nie mówiący slogan „art of sport fishing”, nazwa wędziska „Arcadia” wypisana złotymi, opalizującymi, ozdobnymi literami, długość „2,70m”, ciężar wyrzutu „5-25g”, wątpliwej ozdobnności owijka o wzorze srebrnej cegiełki, logo firmy „JAXON®” wypisane złotą, opalizującą manuskułą, po przeciwnej stronie blanku widnieje napis „Developed by Jaxon Fishing Team” oraz kod identyfikacyjny „WJ-ARS27025”.
Z tych danych nie wynika ani moc, ani przeznaczenie wędziska, co w porównaniu z bardzo szczegółowym opisem Moderate, stanowi dość istotny mankament w zakresie informacyjnym. W tej dziedzinie JAXON nie popisał się polotem i marketingiem w dobrym tego słowa znaczeniu. Co prawda nie odbiega to od standardów stosowanych również przez inne firmy, ale czemu firma nie podjęła kopiowania dobrych wzorów idąc na łatwiznę? Przecież poszerzone informacje nie tylko ułatwiłyby wybór, ale i zachęciły do zakupu.
Wbrew pozorom i materiałowi z jakiego wędzisko jest zbudowane, podczas łwoenia wyraźnie daje się rozróżnić kiedy przynęta przemyka się po dywanie miękkiej roślinności podwodnej, a kiedy obija się o kamienie bezroślinnych połaci dna. Jest to zapewne uwarunkowane też rodzajem zastosowanej linki. Znacznie lepiej odczuwalna jest praca przynęty na plecionce (0,08), niż na żyłce (0,16). Podobnie lepiej na plecionce niż na żyłce wyczuwalne jest zainteresowanie ryby przynętą, typowe puknięcia, a także jej branie.
Jak wcześniej pisałem, przelotki nie budzą istotnych zastrzeżeń, w obu egzemplarzach są zamocowane równiutko w linii i bardzo stabilnie, choć stosunkowo gruba warstwa lakieru na omotkach i brak jakiejkolwiek informacji na ich temat, może budzić obawy co do ich trwałości i potencjalnej możliwości łuszczenia się warstwy lakierniczej. W obydwu testowanych wędziskach nie dostrzegłem zbędnych nadlewek lakierniczych, jakie niestety wystąpiły w dwukrotnie droższej Catanie.
Dolnik wykonany jest w przedniej części z pianki EVA, niestety dość średniej jakości, nieporównywalnej z pianką zastosowaną w Moderate, ale też i cena tych wędzisk jest absolutnie nieporównywalna. Poniżej uchwytu kołowrotka dolnik jest pokryty dość grubą warstwą korka nieokreślonej klasy. Niestety tylko cienka, około 1-milimetrowa, wierzchnia warstwa, to jednolita okładzina, warstwa pod okleiną wygląda raczej na masę z mielonego korka niż na jednolitą strukturę. Jednak w obydwu egzemplarzach nie dostrzegłem wykruszeń krawędzi jakie były zauważalne w Moderate, ani żadnych pęknięć warstwy wierzchniej. Oczywiście tak krótkie użytkowanie nie daje gwarancji, jak okładzina zachowa się w dłuższym okresie. Stopka dolnika wykonana jest z metalowego medalionu z logo firmy. Nie daje to żadnej amortyzacji w przypadku niezamierzonego, energicznego oparcia wędziska stopką na twardym podłożu (kamień, beton) ale biorąc pod uwagę, że wędzisko jest w znacznej mierze zbudowane z odpornego na udary włókna szklanego, nie powinno to mieć większego znaczenia dla jego trwałości. Główną zaletą dolnika jest jego długość, mierzona od środka stopki kołowrotka wynosi 36 cm w porównaniu z 39cm w Catanie. Dzięki temu dolnik nie wystaje nadmiernie poza łokieć i przy manewrowaniu nie zawadza o ubranie i oporządzenie osobiste, co niestety jest mankamentem Catany.
Podstawową wadą Arcadii jest jej ciężar 231g, wyższy od Catany o 61g, a od Moderate aż o 93g. Wynika to z materiałów użytych do budowy blanku, ale również z przeznaczenia tych wędzisk. Moderate i Catana to typowe, specjalistyczne wędziska kleniowo-jaziowe, natomiast przeznaczeniem Arcadii jest połów większych rybek, niewstydliwych rozmiarowo szczupaków i boleni, a odważę się twierdzić, że bez problemów i jakiegokolwiek ryzyka poradziła by sobie również z przyzwoitych rozmiarów brzaną. Masa wędziska, przy krótkości dolnika, powoduje też sporą niedogodność w postaci trudności jego wyważenia. Przy użytych kołowrotkach o wadze 305g, wędziska niestety, dość zdecydowanie leciały na „pysk”. Przejściowe, na próbę, zastosowanie kołowrotka wagi 412g, niewiele pomogło, natomiast spowodowało wzrost ciężaru całego zestawu do tego stopnia, że już kilkanaście rzutów powodowało istotne zmęczenie ramienia. Stąd przygotowując się do użytkowania Arcadii, trzeba przywyknąć do jej przeważania na szczytówkę, lub wytrenować mięśnie do użytkowania z kołowrotkiem ponad 500g.
W odróżnieniu do obydwu wcześniej testowanych wędzisk Moderate i Catana, JAXON bardzo rzetelnie określił zakres ciężaru wyrzutu. Najniższą wagą woblera przy której wędzisko ładowało się w miarę przyzwoicie był (zważony na wadze jubilerskiej) SALMO Bull Head 4,7g. Przy lżejszych przynętach wędzisko zachowywało się jak kij od szczotki, a rzut na odległość 15m był osiągnięciem godnym wpisania do Księgi Ginesa. Podobnie z górną granicą, 23-gramowa POLSPING Wydra leciała na odległość 40-50m bez wysiłku przy wyrzucie, natomiast 30-gramowy JAXON Tronto powodował niebezpieczne wygięcie szczytówki i choć zastosowane do budowy wędziska włókno szklane powinno umożliwić bezawaryjne użycie przynęty o takiej masie, jednak nie było to komfortowe. Zatem należy przyjąć, że do połowu Arcadią 5-25g nie powinno się stosować przynęt wykraczających poza granice określone przez producenta. Moim zdaniem jest to zaleta, którą dostrzegłem również podczas ponad 20-letniego użytkowania innych wędzisk JAXON-a. Stosując się do tego parametru, realne są do osiągnięcia – niezależnie od ciężaru przynęty – celne rzuty na odległość nawet około 70m.
Wędzisko charakteryzuje się ugięciem medium, co w niektórych przypadkach (twarde szczęki sandacza) może utrudnić, a nawet wręcz uniemożliwić zacięcie, ale patrząc z drugiej strony, amortyzując zrywy ryby pozwala na jej skuteczny hol minimalizując zagrożenie wypięcia się, nawet płytko zaciętej, nawet przy użyciu plecionki o blisko zerowej rozciągliwości. Moim zdaniem ugięcie wędziska sugeruje, iż lepszym rozwiązaniem będzie stosowanie właśnie nierozciągliwej plecionki, co ułatwi zacięcie ryby nawet z dość dużej odległości, niż rozciągliwej żyłki, której użycie co prawda jeszcze lepiej zamortyzuje hol, ale może znacznie pogłębić trudność w skutecznym zacięciu.
Wędziska były używane z kołowrotkami JAXON Armand 300M, na przemian z plecionką MIKADO Octa Brayd 0,08mm/5.15kg i żyłką DRAGON Guide Select Light Blue 0,16mm/3,65kg. Przez cały czas nie odnotowaliśmy żadnego splątania (gniazda).
Niestety, kolejny bezrybny wypad (w łowiskach, w których wędkowaliśmy wśród kilku innych wędkarzy, złowiono zaledwie dwie płocie i jednego niewytartego jeszcze szczupaczka 53cm) uniemożliwił sprawdzenie zachowania wędzisk pod zaciętą rybą. Co prawda były brania, ale niestety jedno skończyło się obcięciem ogona silikonowej jaszczurki, drugie urwaniem przynęty wraz z metalowym przyponem. W tym drugim przypadku, przyczyny należy szukać w zbyt słabej plecionce (0,08), co sugeruje, że celowym byłoby użycie plecionki 0,10 lub nawet 0,12. Niestety akurat takimi nie dysponowaliśmy. Jedynymi trofeami były wyholowane stare przynęty utracone przez naszych poprzedników.
Podczas drugiego dnia wędkowania, było jeszcze gorzej, bo poza kilkoma puknięciami, nie odnotowaliśmy brań. Denerwujące zwłaszcza było kilkugodzinne obserwowanie efektownych ataków bolenia, który polował co prawda w zasięgu naszych rzutów, ale nie dał się skusić na żadną z prezentowanych mu przynęt. Nieskuteczne okazały się zarówno popularne blachy POLSPING Wydra i Cefal, jak i „rewelacyjne” polecane jako boleniowe, woblery SALMO Thrill i Sting oraz JAXON Tabias, a także gumy zbrojone na czeburaszkach. Mimo przynęt padających w jego strefie łowów, nie zmienił stanowiska, więc nie przestraszył się, ale widocznie obfitość uklei wyskakujących całymi wachlarzami przed jego atakami, spowodowała, że nie był zainteresowany podawanymi mu jak na tacy, imitacjami. Jedynie kilkakrotnie i wyczuwalnie puknął przynętę zamkniętym pyskiem, jakby odganiając intruza.
Krótkie co prawda doświadczenie pozwala jednak na zasugerowanie, że zarówno dla wykorzystania parametrów wędziska, jak i jego przeznaczenia, stosowne byłoby użycie plecionki 0,12 (11kg), lub mało rozciągliwej żyłki 0,25 (10kg).
Największą zaletą Arcadii jest jej rewelacyjna cena około 60 zł w zależności od sklepu. Ośmielam się określić ją jako rewelacyjną, gdyż zarówno jakość i staranność wykończenia, jak i parametry użytkowe tego wędziska nie odbiegają, a nawet w wielu przypadkach przewyższają porównywalne klasowo wędziska innych producentów (dystrybutorów), natomiast jej cena jest w znaczącej liczbie przypadków, zdecydowanie niższa od produktów tej samej klasy.
Odnosząc się do porównywania Arcadii z Moderate i Cataną, oczywiste jest, że są to wędziska nieporównywalne zarówno klasowo, jak i użytkowo, ale okazało się, że w kilku przypadkach – może niewiele znaczących, ale istniejących detali wykończeniowych – Arcadia sprawiła lepsze wrażenie.
Reasumując, JAXON Arcadia zasługuje na uwagę przy wyborze wędziska taniego, na początek przygody ze spinningiem, a na późniejszym etapie pełnienia roli wędziska zapasowego. W takiej też roli pozostanie w moim arsenale.