Spinningowy weekend majowy - uwalniam duże drapieżniki
Henryk Chrzanowski (esox61)
2009-05-04
Wielkie otwarcie sezonu szczupakowego za mną a efekty jakieś takie mizerne. No nie powiem, brań było sporo z tym że głównie gryzły „podkalibrowe” albo niewiele większe i nie pomogły żadne super woblery, gumy czy inne cuda. W porównaniu z rokiem ubiegłym (tylko 1-szego maja – 13 szt. wyjętych 12 uwolnionych w rozmiarach 47-83cm) to totalna mizeria. To samo u pozostałych kolegów – albo krótki albo nieco powyżej wymiaru. Pomijając wpływ księżyca, kryzys, wiatr ze wschodu i inne plagi, widać, że coś jest nie tak. A gdy jeszcze spojrzy się w kwietniowy numer WW w artykuł „wielkie ryby 2008”, to niestety staje się jasne, że za obecny stan bezrybia odpowiadamy w dużej mierze my sami. Otóż, we wspomnianym wyżej artykule podano, że w ubiegłym roku ilość okazów karpia zgłoszonego do komisji rekordowych połowów, przekroczyła wszelkie przewidywania, bo wyniosła 235 okazów z czego 75 karpi miało normę na złoty medal a 17 sztuk przekroczyło masę 20kg !!!!!! Dalej autorzy podają, że 12 lat wstecz wszystkich zgłoszonych karpi w historii „Rekordów na plan” o masie ponad 20kg było zaledwie 14 a dziś za jeden sezon jest ich więcej!!?? Dla porównania szczupaków zgłoszono tylko 95 sztuk z czego zaledwie 24 na „złoto”. Gdy jeszcze wziąć pod uwagę, że spinningistów i łowiących na „żywca”, jest znacznie więcej niż karpiarzy, to te liczby mówią same za siebie!!! Dzięki temu, że łowcy karpi stosują zasadę „złów i wypuść” mogą polować na okazy a my „poławiacze śledzi”, jesteśmy skazani na ryby krótkie, albo ledwie wymiarowe.
I co teraz powiedzą „rybożerni”, którzy pakują do torby szczupaki powyżej 70-80cm? Pewnie to, że im wolno, przecież przepisy nie zabraniają. Wolno, to im głowy pracują i liczyć nie potrafią, ile lat musi upłynąć, by szczupaczek stał się metrowym „szczupakozaurem”. Być może sądzą, że drapieżniki jak krąpiki, jest ich w wodzie tak dużo, że nie można tego wędką wyłowić. Dodajmy do tego kłusownictwo, kormorany, wydry i człek zaczyna się dziwić , że ten szczupak jeszcze w naszych wodach żyje. A żeby pokazać co ten nasz „kaczodzioby” potrafi, przytoczę tu zdarzenie z dnia drugiego maja bieżącego roku. Godziny popołudniowe – ok. 15-tej łowię esoxy z kładki. 2szt złowiłem dwa się spięły. Złowione wróciły do wody bo codziennie szczupaka jeść to przesada. Jeden z tych uwolnionych stał pod kładką z której łowiłem i odpoczywał po wyholowaniu go. Minęła godzina, spiner schowałem do pokrowca i zająłem się łowieniem białorybu. Tymczasem „gość” pod kładką zdawał się być coraz bardziej agresywny, bo gdy do wody wróciły 3 może 4 a potem kolejne 2 płotki to wykonał dwa następujące po sobie niecelne ataki. Następna wypuszczona 20cm płoć już nie miała tyle szczęścia co jej poprzedniczki i w ułamku sekundy znalazła się w paszczy „krokodylka” mierzącego ok. 47cm. Słońce prażyło niemiłosiernie. Moja piękniejsza połowa opalała się czytając jakowyś bestseller i gdy jej pokazałem jak owa płotka znika w dziobie esoxa, stwierdziła, że szczupaki powinno się wszystkie wyłowić, by nie mordowały tych „biednych” płotek. Holowałem tego kaczodziobego przez 20-30sek z dość znacznej odległości i to że zregenerował siły tak szybko napawa optymizmem i powinno być zachętą dla sceptyków uwalniania ryb drapieżnych by wkroczyli na właściwą drogę.
Połamania kija.