Zaloguj się do konta

Spławiki TiM - 30-lecie firmy

Ze spławików firmy TiM miał okazję skorzystać chyba niejeden wędkarz. Szeroka gama różnych modeli unikalnych spławików z charakterystycznym logo, już od 30 lat gości w sklepach wędkarskich na terenie całej Polski, ciesząc się niesłabnącą popularnością fanów wędkarstwa. O okrągłej rocznicy działania TiM-u i planach na przyszłość z wieloletnim właścicielem firmy – Maciejem Skrzetuskim, udało nam się chwilę porozmawiać podczas niedawnych Targów NA RYBY 2009 w Warszawie.



- Gdyby miał Pan podsumować te 30 lat pracy, które momenty z życia firmy uznałby Pan za najważniejsze?

- Było ich kilka, ale bez wątpienia pierwszy, najważniejszy, to założenie firmy – wtedy jeszcze Bals-Sport, przez mojego tatę w 1979 roku. Można się tylko domyślić, jak wtedy wyglądał rynek – nie było tradycyjnych sklepów ze sprzętem wędkarskim, które mamy dzisiaj. Zamiast nich miłośnicy łowienia mogli kupować np. spławiki w sklepach „tysiąc jeden drobiazgów”, choć określenie sklep mało do nich pasuje. To były bardziej kąciki z różnymi akcesoriami. Kolejny etap działania firmy wyznaczyła współpraca z wielką firmą, która całą produkcję dystrybuowała do Niemiec. Ostatni fakt – to rozpoczęcie samodzielnej działalności od 2000 roku, przejąłem interes po rodzinie i sam stanąłem na czele firmy.

- A jeśli chodzi o produkcję?

- Nic się przez te lata nie zmieniło jeśli chodzi o sam sposób produkcji, ale znacznie wzrosła jej skala, myślę, że spokojnie o jakieś 1000 procent. Zainteresowanym przypomnę, że zmiana nazwy firmy z Bals-Sport na TiM była podyktowana czysto praktycznymi względami. W momencie, kiedy trzeba było wprowadzać nazwę na spławik, nie było szans, aby umieścić starą nazwę, zwłaszcza na małych modelach. TiM można za to spokojnie umieścić nawet na spławiku o średnicy 3mm.

- Zaobserwował Pan w przeciągu tego czasu nowe tendencje jeśli chodzi o spławik?

- Oczywiście. Wcześniej wędkarze częściej stosowali cięższe spławiki, teraz zdecydowanie mniejsze, czyli od 0,1g podstawowe to1g do 3 g. W przypadku kolorystyki jest to kwestia bardzo indywidualna, chociaż patrząc z naukowego punktu widzenia idealny spławik powinien być biały, bo taki jest brzuch ryby itd. Inna sprawa, jeśli łowimy powyżej 3 m, to ryba i tak nic nie widzi, czyli kolor nie ma żadnego znaczenia. Kolor jest bardziej przydatny wędkarzom, żeby były widoczne po zmroku. Nie oszukujmy się, spławik ma być ładny, ma przyciągać wzrok …

- TiM to firma z rodzimą tradycją, ale dobrze znana na zagranicznych rynkach. Jak wygląda współpraca z zewnętrznymi dystrybutorami?

- Jeśli mówimy o rynku wschodnim, to zdecydowanie mogę powiedzieć o sukcesie. Chciałem w ubiegłym roku rozpocząć współpracę z Niemcami, ale stawiali złe warunki – nie chodziło o cenę czy kolorystykę. Problem polegał na tym, że na spławikach chcieli mieć swoje logo z nazwą i to w przeciągu dwóch tygodni od zamówienia. Byłem w stanie na to przystać, ale tylko w momencie, kiedy złożą zamówienie jesienią, abym mógł spokojnie zdążyć z produkcją. W ubiegłym roku byłem na targach w Niemczech w roli obserwatora, żeby zorientować się jak branża pracuje u nich. Kolejne targi odbędą się w przyszłym roku i pomimo początkowego zniechęcenia, poważnie rozważam swoje uczestnictwo, ale tym razem w roli wystawcy. Planuję ekspansję na Zachód, a jak będzie, zobaczymy…

- A wschodni sąsiedzi?

- Współpraca z takimi krajami jak: Rosja, Łotwa, Litwa, Ukraina i Białoruś układa się bardzo dobrze. Producenta najbardziej interesuje sprzedaż – wygrywają te firmy, które sprzedadzą najwięcej produktów i Wschód pod tym względem działa wzorowo.

- Mówi Pan o poszerzaniu rynku, rozwoju firmy, a co z kryzysem gospodarczym, o którym mówi się od dłuższego czasu? Branża wędkarska ma się czego bać czy nie, temat jest bardziej podsycany przez media, niż faktycznie istnieje?

- Myślę, że straszą nas całą tą recesją gospodarczą. Ja osobiście tego nie odczułem, ale z bardzo prozaicznego względu, po prostu w naszej branży obecnie nie ma sprzedaży, bo sezon na spławik trwa od marca do września. U mnie kryzys spowodował jedynie wyczekiwanie, np. mógłbym zatrudnić 2,3 osoby w styczniu, ale postanowiłem poczekać do targów, żeby zobaczyć, co będzie działo się dalej z zamówieniami. O ewentualnym kryzysie tak naprawdę powinniśmy porozmawiać w lipcu, ponieważ kontrahenci zamawiają i kupują produkty od jesieni, na wiosnę zamawiają po raz kolejny i tak naprawdę dopiero ich drugie zamówienie pokaże czy mamy do czynienia ze spadkiem dobrej koniunktury – jeśli zamówienia będą normalne, typowe, to znaczy że jest ok i żadnego kryzysu nie ma. Poczekamy, zobaczymy…


rozmawiała Martyna Mikulska

Opinie (0)

Nie ma jeszcze komentarzy do tego artykułu.

Czytaj więcej