Spławikowanie

/ 3 komentarzy / 4 zdjęć


Weekend zbliża się wielkimi krokami, najwyższy czas podjąć decyzję gdzie ruszamy. O Wiśle można na razie powiedzieć tylko tyle że ktoś podobno widział tam ostatnio rybę. Tyle że było podejrzenie że nie była to ryba tylko żaba, a tak poza tym to ten ktoś sam tego nie widział tylko słyszał taką opowieść i za to że jest ona prawdziwa to ręki nie da sobie obciąć. Postanowiliśmy więc Wisłę po raz kolejny sobie odpuścić. Ostatnie dwa tygodnie spędziliśmy na Podzamczu, efekt:

•    Na pierwszym wypadzie młody złapał rybę, sztuk 1
•    Na drugim wypadzie ja złapałem rybę, sztuk 1
•    Sąsiad stwierdził ze pierwszy wypad potraktował rekreacyjnie natomiast  za drugim razem wybrał spożywanie trunków niezamarzających na jakimś weselu czy jakoś tak.

Kombinujemy gdzie tu ruszyć żeby było choć trochę zabawy. Ostatecznie decydujemy się na starorzecze Wisły w miejscowości Pawłowice. Łowisko trochę przez nas pomijane ze względu na plagę ,,koluchów’’ (sumik karłowaty). W standardzie mamy tam następujący schemat:

•    Na haczyku biały, zarzucenie, branie, koluch
•    Na haczyku czerwony, zarzucenie, branie, koluch
•    Na haczyku kukurydza, zarzucenie, branie, koluch
•    Na haczyku …………………..…………………………  koluch
•    Na haczyku …………………..…………………………  koluch
•    Na haczyku ……………………………….…………….. koluch
•    Obawiam się że nawet bez przynęty na haczyku brania by nie ustały

Czasem trafi się ukleja lub płoć, mamy również na swoim koncie lina i kilka małych szczupaków, tyle że ryby wymienione w tej linijce udaje się złapać z częstotliwością porównywalną z ilością lądowań na księżycu. Kilka lat temu trafiały się również ładne karasie. Problem z koluchami polega na tym że po braniu haczyka szuka się przy samej dupie tak jak by chciały go jak najszybciej wydalić, a niech cholera weźmie wyhaczanie tych potworków. Dodatkowo jeszcze kolce na bokach i płetwie grzbietowej, znawcy tematu wiedzą jakie to nieprzyjemne. Tyle że ryba jest ryba a my mamy ochotę na wędkowanie, na jakiś ruch a nie tylko wpatrywanie się w szczytówki Fedderów na wodach gdzie ostatnią rybę widziano jeszcze przed powstaniem listopadowym.
Ruszamy w sobotnie wczesne popołudnie z postanowieniem że szukamy nowych wrażeń, czyli nie jedziemy na znane nam miejscówki tylko ruszamy na drugi brzeg starorzecza. To może stanowić jednak problem, jedyna droga jaką znamy prowadzi na ,,nasze’’ miejscówki a my chcemy starorzecze objechać. Na miejscu sąsiad rzuca pytanie – jak teraz mamy jechać? – a skąd mnie kurde wiedzieć – odpowiedziałem – no jak to, Ty nasz ,,miszcz’’ planowania nie sprawdził dojazdu – drążył temat sąsiad, - wiesz – odpowiedziałem – tym razem postanowiłem zastosować Twoją metodę, czyli wyjazd na żywioł, ale spoko damy radę. Musimy tylko jechać skrajem lasu a i wypatrywać drogi w stronę wody. Ruszyliśmy, jedziemy, jedziemy, kierujemy się oczywiście na wschód ,,tam musi być jakaś cywilizacja’’  mijamy pola, łąki, góry, lasy, prędkość rozwijana przez nasze auto nie gwarantuje wygranej wyścigu z żółwiem, droga tak zwana księżycowa. Momentami idę przed samochodem w tunelu z gałęzi muskających boki samochodu, po dołach i błocie oceniając i wskazując sąsiadowi jak jechać. Mieliśmy kilka momentów zwątpienia, wpie……. się w takie chaszcze że nie powstydził by się ich Wojciech Cejrowski i nawet zastanawialiśmy się czy przypadkiem nie trafiliśmy na jakieś nieskażone stopą ludzką tereny. A okolica wyglądał na dziewicze tereny, nie było butelek, tudzież innych śmieci a to oznacza tylko jedno: ludzi tu przed nami nie było, chyba że jakieś plemię łowców głów (współcześnie zwanych kłusownikami) . Kurde jest, nareszcie na końcu tunelu widzimy światło a po dotarciu do światła okazało się że wyjeżdżamy przed wałem, uffffffffffff teraz to już z górki, znaleźć tylko jakiś dojazd do wody. Pierwsza próba i dupa, miejsce fajne tylko ze nas jest trzech, jedziemy dalej. W końcu trafiamy na fajny zakątek szerokości może 10m a dla nas tyle miejsca to już rozpasanie, zostajemy. 

Powtarza się stały rytuał, rozładunek, obozowisko, browar, fotel……………………………… jest bosko. Woda piękna, pogoda dorównuje wodzie, jak się okazuje siedzimy prawie dokładnie na wprost naszych miejscówek na drugim brzegu. Pierwsze zestawy (grunt) lądują w wodzie, sąsiad poszedł szukać wrażeń a my z młodym zarzuciliśmy zestawy spławikowe, ach jakże mi tego brakowało. Już po chwili spławik sygnalizuje pierwsze skubnięcia, pyk, pyk i w grunt ………… zacięcie i……………….. nic. No cóż pierwsze koty za płoty, zarzucam ponownie, powtórka z rozrywki i tak kilka razy. Ja ci dam myślę sobie, pozwalam na trochę zabawy, zacinam gdy spławik idzie pod wodę ………………  jest pierwsza zdobycz, mała płotka. Ucieszyłem się że nie był to koluch i chyba znalazłem sposób na skuteczne zacinanie. Przez najbliższe pół godziny wyciągnąłem jeszcze kilka płotek takich +- 20cm, a zabawa ze spławikiem była przednia. Nie napisałem wcześniej że połowy zaczynaliśmy od białych robaków i kombinacji z gruntem a skończyło się na kukurydzy konserwowej, (wróciliśmy do starej poczciwej kukurydzy z puszki, smakowe nie przynosiły pożądanych efektów) i 0,5m gruncie. Gdy zauważyliśmy że nie ma koluchów (co bardzo nas zdziwiło) na zestawie młodego zameldował się pierwszy kolczasty i znów przerwa. Po płotkach i sumiku przyszedł czas na małe leszcze. Wyszedł na z tego konkurs ,,kto złapie mniejszego leszcza’’ – konkurs wygrał sąsiad, jego okaz mierzył jakieś 6-8cm. Po leszczach przyszedł wreszcie czas na ławicę koluchów. Ustały brania spławikowe, ruszyły natomiast nasze gruntówki i co chwila na brzegu meldował się nowy przedstawiciel tego uznanego za rybi chwast gatunku. Odpinanie opanowaliśmy do perfekcji, siedziałem wygodnie w fotelu, na lewej ręce gruba rękawica, w prawej szczypczyki do wypinania haczyków, kilka sprawnych ruchów i po zabawie. Przy sporej ilości sumików jakie złapaliśmy, tylko dwa razy trzeba było wiązać nowy przypon co w przypadku głębokiego połykania przynęty należy uznać za sukces.

Z nastaniem nocy brania ustały, co w tym sezonie nie jest dla nas żadną niespodzianką, około północy udaliśmy się więc na zasłużony odpoczynek. Ciut świt czyli o 03:30 ogłosiliśmy pobudkę ale wstaliśmy jedynie z sąsiadem, młody przekręcił się na drugi bok i spał nadal, w końcu ma wakacje . Zestawy w wodzie, na pierwsze brania nie trzeba długo czekać, koluch, koluch, koluch, płoć, okoń. W porównaniu do poprzedniego dnia pojawia się urozmaicenie gatunkowe, po stronie sukcesów odnotowuję okonia dwudziestaka. Po chwili sąsiad ma branie na feederku, zacina i woła mnie że hol jest taki jakiś inny, po chwili oczom naszym ukazuje się latający szczupaczek. Okazało się że sąsiadowi zapięła się płoć a szczupaczek nabrał na nią ochoty prawdopodobnie podczas holu. W tak zwanym międzyczasie wstał młody, akurat wyciągałem swoja kolejną zdobycz. Odpiąłem ją i położyłem na dłoni mówiąc ,,ale pięknie wybarwiona płoć’’, panie Krzyśku usłyszałem głos młodego, to nie płoć tylko jak sama nazwa wskazuje ,,krasnopióra’’ czyli wzdręga, i stąd taka piękna czerwona barwa płetw. Kurde fakt, spojrzałem na umiejscowienie płetwy grzbietowej w stosunku do płetw brzusznych, to rzeczywiście krasnopiórka. Szukałem w myślach usprawiedliwienia dla tej pomyłki i doszedłem do wniosku że albo wcześniejsze ryby to rzeczywiście były płocie albo po prostu łapałem nowy gatunek ,,płotkopióry’’. Faktem jest że zafixowałem się na czerwonych ślepiach, nie zwracałem uwagi na płetwy, a po tym jak młody zwrócił mi uwagę to i oczy zrobiły się bardziej pomarańczowe niż czerwone. Teraz już się nie dowiemy czy łapałem jakieś płocie czy to wszystko to były wzdręgi. Na pocieszenie po chwili złowiłem karasia 28cm i to rzecz ciekawa, szczytówka nawet nie drgnęła a ja po prostu ściągałem zestaw, chyba że branie nastąpiło podczas ściągania. Zbliżało się południe, najwyższy czas wracać. Całą drogę nawijamy jak nakręceni jaki to był świetny wypad, a ja osobiście uważam że jest to głownie zasługa połowów spławikowych które zapewniły nam wspaniałą zabawę.

Za dwa tygodnie będziemy na Mazurach nad jeziorem Dejguny. Niestety z tego co wyczytaliśmy w internecie jezioro to jest przetrzebione siatkami a opłata za 7 dni to 80zł. Wydaje się porównywalne z zapłaceniem 20 zł sąsiadowi za możliwość łowienia w jego basenie. Dla przykładu opłata całoroczna za zalew Nielisz gdzie ryb jest od cholery to jedynie 60 zł. Ale nic to jak mawiał taki jeden niezbyt Duży rycerz.

Pozdrawiam, połamania

 


4.5
Oceń
(25 głosów)

 

Spławikowanie - opinie i komentarze

rysiek38rysiek38
+2
Po tak durnowatym tygodniu taki tekscik to miód na serce-naprawdę napisane z "jajem" ja za godzinę mam wypad nad wodę ale na razie za oknem (beczki kulają) więc holera wie co z tego będzie. Pozdro ! (2015-07-19 15:29)
hakonhakon
+2
świetny tekst ubawilem sie pozdrawiam (2018-06-21 10:40)
Wrzos76Wrzos76
0
Ostatnio, po niezbyt udanym początku sezonu sandaczowego wziąłem bacik, trochę zanęty i wybrałem się nad swoją rzeczkę trochę odreagować. Zabawa z płoteczkami była przednia. Bardzo fajny, lekki i przyjemny tekst :) Pozdrawiam :) (2018-06-27 22:04)

skomentuj ten artykuł