Spontan na Kuźnicy Warężńskiej
Mariusz Martyniuk (seiz)
2009-04-28
Jechaliśmy bez większego nastawienia na jakiekolwiek brania. Nad wodą ludzi była cała masa, głównie spacerowiczów, rolkarzy i rowerzystów, wszak było to niedzielne popołudnie, spod krzaczków i drzewek pachniało grillem. zmontowaliśmy zestawy i zaczeliśmy czesanie wody, zmienialiśmy przynety i nic, przeszliśmy cały kamienisty brzeg i nic nawet pobicia. Padło głośne 'tu nie ma ryb' :) został to obrzucania jeszcze mały cypelek i do domu.
Za drugim rzutem mówie do kumpla że cos mam, kołowrotek ładnie pogrywał, za plecami znalazła sie jakaś rodzinka odpoczywająca nad wodą, kumpel zobaczył ze to szczupak a na bocznym troku stalki nie zakładam. Mówie że zrobi mocniejszy odjazd i po żyłce, ale jak sie okazało by zahaczony za krawędź pyska więc żyłki by nie przegryzł, po wyciągnięciu okazało się że miał ok 50 cm, szybkie odhaczanie i do wody, nawet bez zdjęcia.
Kumpel zmienił paprocha na taki sam kolor co ja czyli herbata z pieprzem i zaczą czesac wode, po kilku rzutach wyciągnął okonia i było jeden do jednego bo rywalizacja zawsze jest miedzy nami na wypadach spinningowych. Wypuścił okonka i zaczął udzielać 'wywiadu' rodzince odpoczywającej. Ja zminiłem paprocha na malutkie kopytko o kolorze herbata z pieprzem jak sie okazało bardzo skuteczny kolor w tym miejscu bo po kilku rzutach wyholowałem 29 cm okonia, mój mały rekord. Szybkie zdjęcie i szybka wymiana zdań pomiędzy nami a rodzinką na temat wypuszczania ryb i okresów ochronnych. Później jeszcze wykonaliśmy po kilkanaście rzutów ale już bez brania. Rozmontowaliśmy zestawy i opuściliśmy łowisko.