Stop sieciom na szlaku Dajny

/ 4 komentarzy

Kiedyś ryby było tu pełno. Węgorze łapało się na zwykły kij. Ja sam wyciągnąłem trzy sandacze po 8,5 kg. Dziś może czasem weźmie leszcz… została tylko drobnica. Za to sieci stawiają kilometrami, czasem nie sposób zarzucić wędki czy przepłynąć jezioro łódką… 

Natrafiliśmy na informację o tej akcji przypadkiem, na pewnym lokalnym portalu i z miejsca postanowiliśmy porozmawiać z jej głównym bohaterem. Nie tylko po to by przybliżyć tą całkowicie oddolną, nieformalną inicjatywę Czytelnikom wedkuje.pl, ale także po to, by poszukać więcej takich przykładów w innych częściach Polski, a może nawet spróbować stworzyć wspólny front. Temat dobrze znany wszystkim świadomym wędkarzom a zjawisko obecne w każdym zakątku naszego kraju. Destrukcyjna gospodarka rybacka czyli w skrócie - sieci 

Naszym rozmówcą jest Pan Andrzej Gertner, człowiek który powołał do życia inicjatywę, której celem jest całkowite zablokowanie odłowów sieciowych w okolicy w której mieszka. Skupił wokół siebie grono nieformalnych działaczy i wspólnie chcą uwolnić od sieci malowniczy szlak mazurskiej rzeki Dajny, tzw. Rynnę Mrągowską. Szlak ten obejmuje 8 różnej wielkości jezior. Dziś odbyliśmy długą i interesującą rozmowę telefoniczną a oto jej skrót 

Wedkuje.pl: Na początek, proszę powiedzieć kilka słów o sobie.
Nazywam się Andrzej Gertner, mieszkam niedaleko Mrągowa we wsi Kiersztanowo, której jestem sołtysem, od 10 lat. Z zamiłowania i w chwilach wolnych wędkarz. 

w.pl: To może dwa zdania o tym wędkowaniu, tak na rozgrzewkę.
A.G. Mieszkam tu od dziecka. W okolicy pełno jezior a Juno mam praktycznie pod nosem. Kiedyś ulubioną metodą był spinning. W jeziorze ryb było dużo. Spinningowałem i łowiłem na żywca, przede wszystkim sandacze. Kiedyś nawet wyciągnąłem trzy sztuki po 8,5 kilo. Brały też piękne okonie, był szczupak, węgorz. Dziś została praktycznie drobnica, czasem biorą leszcze, niewielkie okonki i to wszystko. Na  jeziorze Juno łowię najczęściej. To ponad 7 kilometrowej długości piękny akwen, dochodzący nawet do 40 metrów głębokości. To jedno z 8 jezior leżących na szlaku rzeki Dajny. Ale nie tylko w Junie nic złapać nie można. 

w.pl: My właśnie w sprawie tych ryb do Pana. Dlaczego tak się dzieje, Zdaniem Pana, wędkarza i samorządowca, który obserwuje tą sytuację na co dzień i od wielu lat. 
A.G. Od mniej więcej 10 lat obserwujemy, wraz z kolegami, wędkarzami ekstremalny spadek liczby ryb, rok do roku. Niektórzy już nawet nie wykupują kart, bo po cholerę siedzieć na wodzie, kiedy to kompletnie nie ma to sensu. Przyczyna jest prosta - po zaciągnięciu sieci nie zostaje prawie nic. 

w.pl: Kto zajmuje się, i jak prowadzi gospodarkę rybacką na tym terenie?
Gospodarstwo Rybackie spółka z o.o. z Mrągowa. Ma w dzierżawie ponad 50 jezior w bliższej i dalszej okolicy oraz własne stawy. To jego działania są przyczyna takiego stanu rzeczy. Sieci żyłkowe stawiają kilometrami, przez całe jeziora, od brzegu do brzegu. Czasem nawet nie da się zarzucić wędki czy przepłynąć jeziora łódką. Jeziora nad którym mieszkam od dziecka.
Łowią całymi tygodniami i wyjmują wszystko. Bez zachowania wymiarów i okresów ochronnych. Oczywiście to oni wydają także pozwolenia na wędkowanie na dzierżawionych wodach. Nawet nie pytają przy tym o kartę wędkarską. Czy przy zakupie, czy podczas kontroli, ważne jest tylko zezwolenie. Jego koszt 250 zł rocznie, obejmuje wszystkie jeziora i wędkowanie z łodzi. Ale co się dzieje z tymi pieniędzmi? Na pewno nie idą na zarybianie, bo te zdarzają się naprawdę bardzo rzadko. A jeśli już to np. zarybia się sielawą lub karpiem ze stawów, który degraduje potem jeziora, niszczy roślinność, ryje dno.
Chociaż…akurat wczoraj, po tych awanturach, zaprosili mnie na zarybianie węgorzem. Pierwsze jakie pamiętam od wielu, wielu lat. 300 kg na wszystkie jeziora. Do naszego wpuścili aż 25 kilo. Niby dużo, ale ile przeżyje? Za mojego dzieciństwa, węgorzy było tu tyle, że łapaliśmy je na zwykły kij. Rybołówstwo też było ale były i systematyczne zarybienia.
Dziś spółki rybackie są pozbawione jakiejkolwiek kontroli. Same piszą operatyw a na papierze rybostan ma się dobrze. A urzędnicy im ufają. Wierzą w to, co na papierze, nie sprawdzają faktycznego stanu. Odłowów kontrolnych Urząd Marszałkowski nie przeprowadza, tłumacząc się brakiem środków.
Mrągowskie gospodarstwo rybackie jest spółką Skarbu Państwa, płaci śmiesznie małe podatki a grunty użytkowane przez nich, są w posiadaniu agencji rolnej. Nie odpowiadają finansowo za stan wód, zanieczyszczenia czy rybostan więc na państwowej wodzie kilka osób robi dużą kasę a naród się przygląda i milczy. 

w.pl: A co na to PZW, próbowaliście wciągnąć w dyskusję jego struktury?
A.G. PZW (Okręg Olsztyn) także milczy w tej sprawie. Zamknęli się na własnych wodach i nie interesuje ich nasz temat. Swoją drogą opłaty za łowienie na jeziorach PZW w naszym okręgu… to nie są opłaty dla wędkarzy z tak biednego regionu.;

w.pl: Pan nie chciał milczeć. Proszę coś powiedzieć o waszych działaniach.
A.G. Niezadowolonych jest oczywiście więcej, ale nie wszyscy chcą występować oficjalnie. Jednak znalazła się grupa osób, z którymi działamy bardziej oficjalnie od wiosny 2015 roku. Zaczęło się od nieformalnych spotkań, ale teraz chcemy włączyć do dyskusji władze. Spotykaliśmy się z Zarządem Spółki Rybackiej, dyskutowaliśmy o tej sprawie na sesji gminy Mrągowo, niebawem mamy spotkanie z Wicemarszałek Województwa Warmińsko-Mazurskiego, trochę zaczęły się tematem interesować media.

w.pl: Jaki cel stawiacie sobie? 
Chcemy uwolnić od połowów sieciowych przynajmniej część jezior dzierżawionych przez Spółkę Rybacką z Mrągowa. Mamy świadomość, ze oni też z czegoś muszą żyć, więc chodzi nam przede wszystkim o osiem jezior, wzdłuż szlaku Dajny. Dodatkowo domagamy się zwiększenia kontroli nad zespołami rybackimi, pod kątem ilości i wielkości wyławianych ryb oraz przeprowadzenia przez Urząd Marszałkowski odłowów kontrolnych. I ostatnia sprawa – „pływające pieniądze”, które spółka zarabia na odłowach i pozwoleniach wędkarskich, muszą być wykorzystanie na utrzymanie wód, zwłaszcza zarybiania. 

w.pl: Wszystko po to by można było sobie powędkować?
Takie zmiany doprowadzą przede wszystkim do zwiększenia ruchu turystycznego w naszej okolicy. Mazury to biedny region, brak tu przemysłu i większych przedsiębiorstw, duże bezrobocie. Naszym atutem jest tylko turystyka. Ale sezon ogranicza się do trzech, letnich miesięcy.
Skandynawia na wędkarstwie zarabia miliony, teraz Czesi inwestują z powodzeniem w zarybianie pstrągiem i turystykę pstrągową. Wokół samych ryb powstaje mocna turystyczna infrastruktura. Noclegi, gastronomia. Gdyby była ryba, moglibyśmy przyciągnąć więcej wędkarzy z Polski, którzy przyjeżdżali by tu nawet na krótkie wypady. Sezon turystyczny w naszej okolicy mógłby się wydłużyć o kilka miesięcy. Są gospodarstwa agroturystyczne, które mają warunki na przyjęcie zimą amatorów wędkarstwa podlodowego. To nasza szansa na zmniejszenie bezrobocia, na zarobek i rozwój i trzeba ją wykorzystać. Nie tylko pod Mrągowem, ale na całych Mazurach. Ale podstawowy warunek - muszą wrócić ryby. 

w.pl: Trudno odmówić Panu racji. Zarówno pod ekologicznym jak i ekonomicznym względem Wasze działanie ma sens. Będziemy z zainteresowaniem śledzić dalsze losy Waszej akcji oraz przede wszystkim czekać na reakcję lokalnych władz  Bardzo dziękujemy za rozmowę. Trzymamy kciuki i życzymy powodzenia.
A.G. Dziękuję również i chciałbym jeszcze jedno słowo na koniec. Chciałbym prosić wszystkich wędkarzy, żeby się w końcu obudzili i zaczęli coś robić w swojej sprawie i we własnym zakresie. Pozdrawiam 

Znacie ten temat? A może znacie też ludzi, którzy, tak jak pan Andrzej biorą sprawy we własne ręce i podejmują trudną i nierówną walkę o lepszą wędkarską przyszłość? Opiszcie to na swoich blogach. No i oczywiście serdecznie zapraszamy do dyskusji i komentarzy. Z pozdrowieniem.

 


4.6
Oceń
(11 głosów)

 

Stop sieciom na szlaku Dajny - opinie i komentarze

Artur z KetrzynaArtur z Ketrzyna
+2
Znam ten temat do bólu, Nawet pochodzę z tego samego regionu. Dzieli nas raptem 20-25 km. Jako przedstawiciel PZW, powiem że dzierżawimy tą samą rzekę ale inny jej obwód. Tak więc nam też by zależało by jej górny odcinek nie był degradowany przez sieci. Z chęcią nawiązał bym kontakt z p. Andrzejem G. Na koniec przyłączam się do apelu; "Chciałbym prosić wszystkich wędkarzy, żeby się w końcu obudzili i zaczęli coś robić w swojej sprawie i we własnym zakresie." Bo tu jest gorzej niż z ostatnim referendum. (2015-09-11 07:21)
aldentealdente
+6
Pomysł na bezrybie jest prosty, jak budowa cepa! Wystarczy przejąć schemat gospodarki jezior np. z ...Niemiec. Akurat tak się składa, że mieszkam w obrębie tak zwanej Szwajcarii Holsztyńskiej. Są jeziora, jest gospodarz, jest ryba! I to jaka! Nie ma sieci, nie ma rybaków, nie ma kłamliwych operatów i tym podobnych bzdur! Ichtiolodzy badają ryby i koncentują sie na jej biologii i ekosystemie! Nie ma żadnych odłowów kontrolowanych! Np. moje koło wędkarskie zrzesza setki aktywnych i pasywnych członów. Mamy pod opieką kilka jezior i odcinek rzeki. Część tych "dóbr" dzierżawiona jest od klasztoru. Nie ma sieci, nie wolno używać nawet silników elektrycznych do łodzi. Są wiosełka:-). Prowadzimy w ramach własnej inicjatywy zarybienia, ze składkowych pieniędzy! Nie są one rozkradane, tylko spożytkowane dla dobra członów koła. ( Stanice, łódki zakupione nota bene w Polsce!) Pracujemy też społecznie. Każdy parę godzin w roku. Kto nie może, płaci kasę. Nawet jak CZASEM zabierze się rybę, to ona ciągle jest! Węgorze jak przedramię, zębacze powyżej metra! Są też dwa jeziora, na których nie wolno wędkować. Tam działa RYBAK! Jest więc ryba do kupienia, a jeziora "wędkarskie" pozostawia się wędkarzom! Acha...są też obszary jezior,na których nie łowimy. Mateczniki, miejsca spokoju... No to powodzenia! :-) (2015-09-11 09:00)
piotr48piotr48
0
właśnie PZW, czyli jak przegoni się rybaków to jezioro zostanie natychmiast zabudowane zwodzonymi pomostami wędkarskimi których właścicielami będą zasłużeni działacze społeczni PZW postronni wędkarze zostaną odgrodzeni od wody i wszystko będzie się zgadzało , wolę już rybaków przynajmniej mniej obłudy (2015-09-11 18:09)
janglazik1947janglazik1947
+1
Znam ten ból. U nas na Zalewie Koronowskim. Kiedy akwen ten był w zarzadzaniu PZW - BYŁA RYBA, było na 100% ponad 1000 wędkarzy łowiących na tej wodzie, ale zachciało się naszym władzom oddać wodę w łapki ( mówią Rydzykowe) i skończyło się WSZYSTKO !!!! Sieci przez cały okrągły rok , brak zarybiania, wszystko co żyje jest odłowione. Wędkarze uciekli , a woda staje się martwa. To jest nasza kochana gospodarka !!!!!! (2015-09-12 15:47)

skomentuj ten artykuł