Sum na złoty medal
Piotr Bednarek (bednar14)
2012-08-09
Dnia 8 sierpnia wybraliśmy się po raz kolejny na nockę w celu powalczenia z wąsatym. Nad wodą byliśmy o godzinie 12 i jak to przeważnie bywa łowienie zaczęliśmy od feederków z nastawieniem na leszcze. Z początku brała sama drobnica leszczyki i krąpiki wielkości dłoni. Przed godzinką 17 tata trafił leszcza pod 50 cm. Potem znowu brała drobnica. Tak było do godziny 20 a potem jak zapewne wiecie z poprzedniego wpisu przestawiliśmy się na grubszą rybkę. Na nockę została tylko jedna gruntówka. Oczywiście dziadek po raz kolejny był z nami na rybkach i oczywiście muszę napomnieć o koledze Piotrze, znajomym taty. Zestawy sumowe lądują w wodzie a na haczykach są rosówki w mixsie z pijawkami. O godzinie 23 pierwsze branie! Ale troszkę dziwne, żyłka opada luźno i tak leży przez 10 minut po czym decyduję się wyciągnąć. A tak szczerze to akurat kolega Piotrek zaciął bo ja miałem przyzwoitego leszcza na feederze. Leszcz już na brzegu spoglądam na Piotra i widzę że hamulec gra! Podchodzę on przekazuję mi karpiówkę. Rzeczywiście jest sumek ale nieduży coś pod wymiar. Po chwili holu wchodzi nam w zielsko i się spina. No szkoda ;-( PA PA sumku. Zestaw ponownie ląduje w wodzie.
Dochodzi godzina 01.00, my siedzimy przy ognisku a dziadek z tatą układają się do snu. Nagle słyszę brzęk sygnalizatora! Spoglądam na styropian który był zawieszony za szczytówką. Gdzie on jest? Nie widać go! A żyłka cały czas ucieka. Podbiegam i zacinam! Jeszcze dobrze nie zaciąłem a żyłka
już ucieka ze szpuli kołowrotka. Po zacięciu trzymam kija w ręku a na szpuli ubyło 100 metrów żyłki. Sum płynie w lewą stronę. Proszę Piotra aby obudził tatę. Ja nie zastanawiając się w ubraniach idę za nim. Wszyscy we trzech stoimy już po pas w wodzie :-) Wiemy że nie jest mały ;-) Hol trwa nadal a sum cały czas wybiera żyłkę która nie jest zbyt gruba. Po 30 minutach walki sum zmienia kierunek ucieczki i płynie w lewą stronę. Kolejne minuty mijają...tata spogląda na zegarek. To już godzina! Ja czuje że mam kręgosłup :-) Mistrzo mówi mi że to nie jest sum wielkości 20 kilogramów jakiego złowił w zeszłym sezonie. Oceniamy go na 40 kilogramów. Jak się potem okaże niewiele się mylimy. W pewnym momencie sum muruje do dna i kolejne 30 minut to próby jego oderwania od dna. Szkoda że nie wzięliśmy pontonu może by się przydał? Zaczynam wymiękać, mistrzo mi pomaga i podtrzymuje wędkę. Jestem na wykończeniu ;-( To już 1,5 godziny holu. Zaczynam się denerwować.
Oddaje mu na kilka minut wędek i sprawdzam jak bezpiecznie można ominąć zestawy sąsiadów i czy dno przed nami jest bezpieczne. Zajmuje mi to 10 minut. Wracam wypoczęty odbieram wędkę i pompując go idę w jego stronę. Przed nami jest duże pole zielska. Tata świeci latarką po wodzie w pewnym momencie sum wychodzi do wierzchu widzimy go po raz pierwszy! Jest piękny! Trochę zaczynam panikować ale mistrzo mnie uspokaja. Wciąga rękawice i szykuję się do podebrania.
Sum pływa po płyciźnie a tata próbuje go podebrać. Nic z tego! Raz! Drugi! Trzeci! Sum wogule nie otwiera paszczy. Walczę z nim w tym miejscu na oko około 20 minut aż zaczyna płynąc w stronę brzegu i nagle osiada na mieliźnie. Tata rzuca się na niego i podbiera go za skrzela. Wynosi go na brzeg. Jesteśmy 300 metrów od tego miejsca gdzie nastąpiło branie! Na tej miejscówce jest kilka namiotów ale narzęście nie ma nikogo wędkującego. Biorę suma na ręcę i wydzieram się w wniebogłosy że w końcu mi się udało! Sąsiedzi w namiotach jak by nie istnieli. Nikt się nie budzi wszyscy tną komara zdrowo ;-) Bierzemy suma i idziemy na nasze miejsce.
Na miejscu wita nas Piotrek z aparatem. Ale przez pewien czas nie mógł zrobić nam zdjęcia bo był w szoku ;-) Biorę suma na ręce i pozuje do zdjęcia. Klik klik klik. Jest ładna sesja. Teraz mierzenie i ważenie. Miarka wskazała 170 cm a waga 38 kg! No to mam złoto! Mistrzo włącza kamerę a ja ciągnę wąsatego do wody. Siadam z nim jeszcze na płyciźnie i chwile się żegnamy. Ale sumowi chyba się nie podobało bo ta chwila nie trwała długo ;-) Machając na pożegnanie ogonem odpływa w stronę korytka. Jesteśmy bardzo szczęśliwi!
Kolejne 3 godziny to wspomnienia i radość z piwkiem przy ognisku ;-) Znaczy się ja z Pespi a chłopaki z piwkiem ;-)
Wydaje mi się że ten sum mi się należał, tyle ryb uwolnionych tyle ryb zerwanych tyle nocek nie przespanych. Obiecałem sobie że nigdy nie zabiorę suma złowionego na wodzie PZW do domu! Jeszcze raz gratulujemy sobie z ojcem i tak dochodzi godzina 7 rano. Zwijamy sprzęt i wracamy do domu. A szczęśliwy sprzęt to :
- karpiówka Mikado MLT 360
- kołowrotek Shimano Baitrunner Aero RE 8000
- żyłka 0,35 mm firmy Mistrall z serii Amundson Carp
- haczyk duży ale nie pamiętam jakiej firmy
- na przyponie plećka DRAGONA o wytrzymałości 20 kg
Pozdrawiam i życzę sukcesów - bednar 14