Zaloguj się do konta

Szczęście to więcej, niż dobry sprzęt

Witam, nie jestem początkującym wędkarzem, ale profesjonalistą również nie. Łowię z pasją i miłością do ryb. Wędkuję bardzo rzadko, w zasadzie tylko i wyłącznie kiedy wyjeżdżam do teściów na mazury.
Ulubioną miejscówką jest pięknie położone małe jeziorko Jedwabskie, w miejscowości Jedwabno ( warmińsko-mazurskie).
Nie ukrywam że łapane tam ryby to głównie płoteczki wielkości dłoni, które oczywiście trafiają tam gdzie ich miejsce, czyli do wody. Łowisko na którym łapałem to zakole jeziorka, porośnięte trzciną, głębokość jakieś 1,5m.
Było to jakieś 2 lata temu, w gorący sierpniowy dzień około godziny 12:00 wybrałem się na moją miejscówkę. Z góry zakładałem że w taki skwar i tak nici z łowienia, ale nie chciałem odebrać sobie przyjemności posiedzenia nad wodą w cieniu i odetchnięcia od codziennego stresu.
Zabrałem więc tylko wędzisko, białe robaczki i zimny 'napój' i ruszyłem.
Dotarłem na miejsce, rozłożyłem sprzęt i .... O kurcze, nie dosyć że i tak to sprzęt kupiony w zestawie ( teleskopowy Konger 2,7m i jakiś tam kołowrotek no-name), to okazało się że brakuje szczytówki ( prawdopodobnie wypadła dołem ponieważ brakowało zakrętki przy dolniku).
Tak, wyobraźcie sobie, nie dosyć że nastawiłem się na łowienie mikrusów, to w dodatku przez brak szczytówki byłem zmuszony do łowienia przysłowiowym kijem od szczotki.
Tak więc zarzuciłem i oczywiście mini brania...1 płoteczka, 2, płoteczka, i tak z 10...
Cud że w ogóle udało mi się zacinać.
No, ale nic, kolejny raz zarzuciłem, i oczywiście branie, spławik powoli i delikatnie zanurzył się w wodzie, złapałem za wędkę, delikatnie zaciąłem i ooo, ciężko, pomyślałem, poszczęściło mi się i może w końcu to jakaś płotka powyżej 15cm. Więc zwijam, zwijam, prawie żadnego oporu. Nagle, przy samym brzegu ukazała mi się moja ryba, i to jaka, ogromny ( jak dla mnie oczywiście), leszcz. W wodzie wyglądał dla mnie jak wieloryb, po kilku latach łowienia malutkich rybek ( największa wcześniej złapana to leszcz około 30 dkg) ta ryba to życiowy sukces. Włosy zjeżyły mi się na karku z podniecenia, modliłem się żeby tylko żeby się nie spięła. Gdy już wyciągnąłem olbrzyma na brzeg wariowałem ze szczęścia jak mały dzieciak. W końcu będę mógł się pochwalić tym co złapałem, zamiast wystawiać się na chichot żony że znowu nic:)
Drodzy koledzy, ja również wyznaję zasadę, złapać, zmierzyć, fotka i do wody, ale mam nadzieję że zrozumiecie że TĄ rybę zabrałem jako moje trofeum ze sobą.
Po powrocie na podwórko teściów, zważyliśmy leszcza, miał 3,20 kg.
Nawet teść był w szoku, pomimo iż jako wędkarz z długoletnim doświadczeniem widział już sporo.
W tamtym czasie, moja córeczka miała 1,5 roku, a mój leszcz był tak samo długi jak ona wysoka.
( Wciąż szukam zdjęcia mojego leszcza z córką, jak tylko znajdę od razu wklejam).
To moja historia nietypowego brania która pokazuje że sprzęt to nie wszystko, bo żeby łapać guże ryby trzeba mieć dużo szczęścia. A złapanie takiej ryby na kij bez szczytówki, 2 białe robaki na haczyku i to w tak upalny dzień na płyciźnie to cud:)
Wszystkim życzę sukcesów i połamania kija,
pozdrawiam
Łukasz

Opinie (3)

marek-debicki

Zdecydowanie piateczka,za opis i chęć podzielenie się swoją przygodą. Niby przed wyjściem na wodę wszystko się sprawdza po kilksa razy, ale często tak jest , że małe co nieco zapomnimy. Tak jak Kolega zaznaczył, przy wędkowaniu ważne są właśnie te pozytywne emocje i generalnie kntakt z przyrodą. To, że zabrakło jakieś tam szczytówki, przy takiej rybie, nie jest to ważne. Pozdrawiam i *****pozostawiam. [2011-11-30 20:45]

edyta35

Zdarza się, że zapomnimy coś wziąć nad wodę wtedy radzimy sobie jak możemy, szczęście w nieszczęściu,że udało się złowić taką piękną rybę przy nie kompletnym sprzęcie i tu właśnie jest stwierdzenie nie sprzęt łowi tylko człowiek, oczywiście zostawiam*****i pozdrawiam. [2012-08-03 20:58]

użytkownik

5 [2013-05-10 15:20]

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów.

Czytaj więcej