Szczupak czy sandacz? â oto jest pytanie!
Piotr Jurkiewicz (jurcio6)
2011-10-02
Początkowo miały być sandacze, ale że było stosunkowo wcześnie a słońce świeciło bardzo mocno, toteż zbroimy kije we fluorocarbon i słusznego rozmiaru kopyta – być może uda wywabić się jakiegoś szczupaka? Startujemy w płytkiej zatoce, kolega jeszcze kończy zbroić wędkę, a ja postanawiam sprawdzić „co w trawie piszczy” – oddaję 2-3 rzuty między moczarki, nagle na kiju czuję mocne uderzenie. Kolega śmieje się, że standardowo złapałem konkretny zaczep, których pod wodą nie brakuje, ale po chwili orientuje się, że zaczepy tak nie tańczą :) Po krótkiej walce i pięknej świecy przy burcie rybka ląduje w pontonie. Szczupak na oko ma 42-43cm (fot. 1), więc szybka fotka i rybka wraca do wody. „Dobry początek”, pomyślałem. Wręcz świetny początek, zważywszy na fakt, iż swojego ostatniego szczupaka w tym sezonie złapałem pod koniec maja…
Potem chwila ciszy, zmieniamy miejscówki kilka razy - niestety bez efektów. Można odpocząć i spokojnie porozmawiać, w ruch idą kanapki – istny biwak :) „Siestę” przerywa nam mocne łupnięcie w taflę jeziora jakieś 50 metrów od naszego pontonu. Na dobre wszystko zaczęło się dopiero po godzinie 16. Zwabieni jeszcze głośniejszymi pluskami przepływamy pod przeciwległy brzeg zbiornika - takiego zamieszania na wodzie, to ja nie widziałem jeszcze nigdy. Na rozległej płyciźnie o głębokości 1-1,5m nagle pojawiają się wielkie stada uklejek w niezliczonych ilościach, a po nich ostro łupią drapieżniki. Chlupot tu, chlupot tam, a my zdębieni patrzymy po sobie. Nie mamy pojęcia, co to za ryby, zważywszy na fakt, że bolenia zbyt wiele w tych wodach nie ma, a uderzenia w ukleje są przeróżne – raz mocne i głośne, raz niczym sandaczowa nagonka, jeszcze innym razem jak ciche okoniowe cmoknięcia.
Przez chwilę nie wiedzieliśmy co zrobić, ale jak już się ogarnęliśmy, założyliśmy płytko schodzące woblery i zaczęliśmy rzucać przynętami pomiędzy stada uklei. Nagle woda niedaleko nas zakotłowała się, oddaję w to miejsce dokładny rzut, dwa obroty korbką i jest! Po ciekawej walce, dwóch pięknych świecach i kilku odjazdach, w pontonie ląduje kolejny szczupak (fot. 2). Ten jest już ładniejszy, na pewno ma ponad 50cm, jednak ryba jest pięknie wybarwiona i zważywszy na słaby rybostan tego drapieżnika w zalewie, szkoda jej zabierać. Znów ten sam zabieg co wcześniej - szybka fotka i siup do wody :)
Chwilę później kolega zaczepia coś na dnie i wyciąga jakąś żyłkę. Ściągnął jej około 100m albo i lepiej... jakież było nasze zdziwienie gdy okazało się, że na końcu linki jest całkiem świeży zestaw z ciężarkiem, a na haku walczy żywotny szczupaczek. Wyciągamy go, ma niecałe 40cm, wypięcie kotwiczki i rybka do wody - widząc, że jest mocno zmęczona, uwalniamy ją tak szybko, że niestety nie udało się zrobić zdjęcia. Młodemu się udało - pewnie zdechłby zaplątany w tę żyłkę – odzyskał wolność, a my jesteśmy dumni z „akcji ratunkowej” :)