Szczupak przed sezonem
Tomasz Prachniak (rycharski222)
2011-04-15
Do tej pory szczupaki stać będą w czatowniach, od których roi się w kręcących rzeczkach. W takich
miejscach, gdzie liście grążeli zanurzone są jeszcze pod woda, lubię zatrzymać się na dłużej. Niezbyt to przez spinningistów lubiane stanowiska. Rwie się na twardych łodygach przynęty, płoszy ryby szarpaniem. Tradycyjnie 'wykształcony' spinningista polski lubi przynęty schodzące dość głęboko. O klasie woblera - często to wynika z rozmów - świadczyć ma jakoby głębokość, jaka mogą one osiągnąć podczas ściągania. Tymczasem wystarczy przyjrzeć się ofercie rynkowej albo zajrzeć do katalogów,osobliwie amerykańskich, by przekonać się, że istnieją woblery, które nie tylko płytko schodzą, ale wręcz nie zanurzają się na milimetr.
To ideał na majowe szczupaki i na miejsca, których obłowić nie sposób tradycyjnymi przynętami. Sadze,że każdy z nas nieraz widział wodę burząca się na powierzchni i cętkowane cielsko szczupaka połykającego żabę, mysz, ranna rybkę czy nawet wielkiego chrząszcza guniaka opadłego na rzekę. Właśnie w maju, i właśnie na miedzy-jeziornych, kręcących rzeczkach, możliwe jest prowadzenie takich obserwacji, z ta różnicą, że szczupak zabełta wodę przy naszej przynęcie. Łowienie tych drapieżników z powierzchni jest fascynującym doświadczeniem, na dodatek bywa niesamowicie skuteczne.
Majowy szczupak chętnie wychodzi do pływającego woblera.Na rynku z rzadka trafiają się też puste w środku pękate 'gumisie' przypominające myszki i żabki. To też niezła przynęta, choć wymaga opanowania i zacinania z ogromnym wyczuciem. A my? Cóż... Nie mamy zaufania do woblerów patyczkowych, do pływających woblerów z wiosełkami, czy do tych z wyprofilowanymi wklęsłe 'przodkami'... Z podejrzliwością przyglądamy się owadom i żabom z plastiku, którym statecznik służy tylko do sekundowych przytopień - przytrzymane dłużej, wykładają się natychmiast. I tak właśnie ma być, bowiem przynęty te prowokować maja drapieżniki do
wyjścia z głębin i ataku na powierzchni.
To zupełnie inna szkoła spinningowania. Trzeba zerwać z nawykiem nieprzerwanego kręcenia korbą kołowrotka, należy eksperymentować z różnymi metodami 'ożywiania' przynęty. A może ruch szczytówka nada jej drażniący ruch, może drgania wędki, może krótkie skoki kołowrotka...
Szukam z reguły spowolnień na przeciwnym brzegu rzeki, wypłyceń, gwałtownych wzniesień dna i
przebijającej spod wody zieloności niedojrzałych jeszcze grążeli. W takich miejscach musi przebywać szczupak.
Powierzchniowa przynętę - ja kilka lat temu dostałem od przyjaciela kilka poppero-woblerów i oszalałem na ich punkcie - rzuca się tuż pod przeciwległy brzeg, nieco powyżej obiecującego miejsca i na napiętej żyłce pozwala mu się spływać po granicy nurtu. Od czasu do czasu lekkim ruchem szczytówki,szarpnięciem lub szeregiem następujących po sobie drgań, nadaje się wabikowi ruch wywołujący bardzo wyraźne falowanie.
Szczupaki - wystarczy przyjrzeć się ich głowie - są wpatrzone w górę. Przynęta powierzchniowa potrafi wywabić je z kilkumetrowej głębi. Jeśli jednak drapieżniki dotrzymują niczym zając pod miedza,wówczas rzucam bezpośrednio w zastoisko, znowu jak najbliżej linii brzegowej. I ściągam przynętę na wysoko podniesionym wędzisku. Kanonem są kilkucentymetrowe skoki, zagranie szczytówka,
pozostawienie wabika w spokoju, a¿ do momentu ustania falki odkosowej. I znów kolejny skok.
Pobicia są cudowne i niesamowicie widowiskowe. Na zacięcie pozostaje niewiele czasu. Na skorzystanie z rybiego szoku także - natychmiast po wbiciu haka w paszcze szczupaka, należy go wciągnąć do rzeki,inaczej da susa w rośliny i tyle go będziemy widzieli. Choć nie jestem zwolennikiem plecionki, to do łowienia z powierzchni i znad liści sałaty jest ona idealna. Nie można używać podczas takich łowów zbyt grubych linek, a ich moc jest tutaj bardzo istotna. Wiec ja korzystam z plecionki o wytrzymałości 5 kg -jest wystarczająco cienka, bym miał 'sztywny' kontakt z przynęta, jest na tyle wytrzymała, bym mógł na silę wywlec szczupaka z niebezpiecznego miejsca.
Bardzo rzadko spotyka się w spinningistów poszukujących jigowych główek pływających. W ogóle
wolimy łowić głęboko, jak najgłębiej, najlepiej przy dnie. Tymczasem każda niemal ryba drapieżna
miewa okresy, w których żeruje pod powierzchnia i chętnie rzuca się na wszystko, co żywe i co tapla się na wodzie.
Wykorzystanie pływających jigów otwiera przed spinningistami wiele nowych możliwości. Pokarm z
powierzchni zażera nie tylko szczupak, ale przecież także wszystkie łososiowate. Powierzchniowe
fanaberie miewa - częściej niż się tego spodziewamy - kojarzony wyłącznie z dnem sum, który już za
dwa miesiące zacznie spędzać wędkarzom sen z oczu. Kleń oraz jaz czatują na kaski spływające z
nurtem i wściekle bija we wszystko, co się rusza na wodzie. Ba, nawet sandacze, szczególnie przy
bezwietrznych, mglistych świtach i w ciepłe letnie wieczory wychodzą do wierzchu - czasem wręcz
znaczą ślady na wodzie płetwa grzbietowa. Nie inaczej postępują okonie...
Przed kilkoma laty pojawiły się na naszym rynku dziwaczne przynęty gumowe z podwójnym ogonkiem i piórkiem w tyłeczku. Wersje z ołowiana główka sprzedawały się nieźle (jak na nowość, do której wędkarze odnoszą się zazwyczaj nieufnie), natomiast 'dwojaczki z piórkiem' na pływających jigach nie szły zupełnie. Tymczasem spinningiści otwarci na nowinki łowili na nie straszne ryby, szczególnie w krainie pstrąga. Jeziorowcy spomiędzy grażeli wyciągali szczupale, rzeko-znawcy nizinni prześladowali sumy i sandacze, a brodzący w spodniobutach trzepali wielkie klenie. Ba, tym ostatnim nawet trafiała się brzana - to niezwykły widok, kiedy ta dolnogęba ryba atakuje przynętę taplająca się po powierzchni;
biedactwo musi się odwrócić bokiem, albo i brzuchem do góry, by zgarnąć ja z wody...