Szczupak październikowy
Andrzej Momot (Bigos44)
2013-01-15
Od świtu brały tylko płotki. Dwie gruntówki dokładnie montowane na połów leżały na podpórkach bezczynnie. Pogoda ideał, nikt nie wyjął nic ładnego od 2 tyg. więc czemu to nie miałby być ten dzień.
„Jeśli na głębokiej wodzie nie chcą jeść to nakarmię te przy brzegu” myślę i przerabiam zestawy na spławiki, jeden lekki 6gr i trochę cięższy 12gr do dalszego rzutu. Uzbrajam płoteczki i lżejszy zestaw ląduje za trzcinami a drugi zarzucam daleko.
Czekam jak na zbawienie ale nadal nic się nie dzieje. W głowie mam tylko powrót do domu.
Jest, spławik poszedł pod wodę a żyłka pięknie gra na sygnalizatorze. Chwilę czekam i zacinam – siedzi. Holuje cwaniaka do brzegu ale szczupaczek wbija się w trzcinki. Próbuje go wyrwać ale wyrywam kłącze i rybka wyrywa się z chaszczy. Żyłka jest nieziemsko splątana w zaroślach, niech to szlak. Widzę, że rybka jest ładna. Po chwili prób wyszarpnięcia żyłki z krzaków słyszę za sobą głos – musisz po nią wejść, mam 3m podbierak to ci pomogę. Ściągam spodnie i ładuje się do wody, jest lodowato zimna. Biorę do ręki długi kij i mieszam w krzakach. Unoszę kij do góry i widzę, że szczupły nieźle namieszał w chaszczorach. Naplątał dobre kilkanaście metrów. Mieszam kijem jeszcze raz i wyciągam do góry mój spławik – co jest – łapie go i podnoszę. Z wody wyłonił się szczupak i musiał się nieźle zmęczyć bo bez problemu dał się podebrać. Woda sięga mi prawie do majtek i zatyka mnie w płucach. Podaje podbierak panu, który mi pomagał i z trudem wychodzę na brzeg.
Wczepiam rybę i mierzę, ma 58cm a dał mi popalić jakby miał chociaż metr He He.