Szkiery Świętej Anny - przygoda życia
Wojtek k (plotka97)
2013-06-25
Po 3 latach wysiłku i prób przybliżenia się do możliwości odbycia wędkarskiej wyprawy, udało się. Kiedy wujek powiedział mi, że jadą na szkiery z kolegami i mają 1 wolne miejsce, w moich oczach pojawił się błysk. Po rozmowie z rodzicami zapadła decyzja, że mogę jechać.
Termin: 28.05.2013.- 09.06.2013r.
Wyjazd do Wrześni, gdzie spotkaliśmy się z ekipą i przepakowaliśmy samochody. Stamtąd już prosto do Gdyni. Nasz prom odchodził o godz. 19.30, a my byliśmy za wcześnie i przeznaczyliśmy ten czas na rozmowę z innymi oczekującymi. Okazało się, że prawie wszyscy jechali na ryby. Kiedy wjechaliśmy na prom, zadziwiła mnie jego wielkość i standard. Po przyjemnej podróży o godz. 7.30 następnego dnia wyjechaliśmy na szwedzkie drogi. Krajobrazy i jeziorka wzdłuż drogi napawały nas optymizmem. Mieszkaliśmy w pojedynczych domkach nieopodal Ramsdal. Tereny były praktycznie niezaludnione, a oprócz nas w ośrodku była inna ekipa z Polski, która 1 dzień przed naszym przyjazdem złowili szczupaka 124cm. Jechałem tam z nadzieją na złowienie dużych szczupaków, ale moim ukrytym marzeniem było złowienie sandacza nawet małego.
Nie będę tu opisywał całego pobytu, bo byłoby to zbyt długie. Skupie się na moim najbardziej udanym, szczęśliwym dniu.
Był to czwartek.
Od wtorku ja z kolegą wujka wypływałem na wodę około godziny 3.00 rano. Uznaliśmy, że to najlepsza pora, gdyż później było już bardzo gorąco. Już w pierwszym miejscu, które uraczyło nas wcześniej kilkoma ładnymi rybkami mieliśmy brania. Złożyłem szaro niebieskawego Demona na główce 8gr i rzuciłem wzdłuż trzcin. Poczułem uderzenie ale nie udało mi się zaciąć. Potem powtórzyłem rzut i udało się. Chwila holu, który sprawił mi dużo przyjemności i na łódce melduje się mój rekordowy szczupak 73cm. Około godziny 6.00 udaliśmy się na strome wypłycenie, o które dzień wcześniej zahaczyliśmy dnem łódki. Już w pierwszych rzutach zlokalizowaliśmy całkiem ładne okonki. Złowiłem 2 mniejsze i rzuciłem w stronę trzcin na płyciznę. Opad, podbicie i jest branie. Wiedziałem, ze do nie szczupak, bo walczył inaczej. Moim oczom ukazał się ogromny jak dla mnie okoń 43cm. Tak oto guma Relaxa przyniosła mi następny rekord tego samego dnia. Zadowoleni spłynęliśmy na śniadanie, a ja powiedziałem sobie, że jeśli złowię jeszcze tylko sandacza to będę już w niebo wzięty.
Po nim postanowiliśmy się wybrać całą ekipą 12 osobową w odległe miejsce, w którym koledze wujka zerwał się ogromny szczupak wraz z chwytakiem. Żar lał się z nieba, a brań nie ma. Większość była już trochę zmęczona, więc postanowiliśmy zacumować i posilić się i chwilę odpocząć. Nie spałem jako jedyny i po 30min drzemki zerwałem towarzystwo i popłynęliśmy dalej. Znaleźliśmy rozległe trzcinowisko z zatoczką głęboką na 2,5-3m. Łowiłem tym samym relaxem co rano. Rzuciłem w zagłębienie pomiędzy trzcinami, odprowadziłem pojedynczym podbiciem na około 5m od zarośli i wtedy nastąpiło potężne branie. Moja wędka Mistrall Aqua Spinn 5-25, 2,7m długości wygięła się w pół, a kołowrotek Mikado Iron Reel grał wspaniałą melodię. Ryba trzymała się dna, a na wędce czułem, że potrząsa łbem. Jeśli miał to być szczupak to tylko bydle, lecz w mojej głowie miałem nadzieję na sandacza. W końcu ryba wyszła na powierzchnię i ujrzeliśmy cielsko mętnookiego. Nogi trzęsły mi się jak galareta, na dodatek nie mieliśmy podbieraka ani chwytaka. Na szczęście pan Darek umiejętnie wyciągnął rybę na łódź. Sandacz miał 87cm i ważył chyba z 7kg. Ja, wujek i pan Darek byliśmy równie szczęśliwi jak i zdziwieni. Ryba wzięła o godzinie 13.00 w pełnym słońcu. Przez kolejną godzinę nie mogłem się pozbierać do dalszego łowienia, siedziałem na dziobie i cieszyłem się z ryby życia. Cały czas nie mogłem uwierzyć, że to się naprawdę stało. Pierwszy sandacz i i to od razu taki. Zmiana miejsca i postanowiłem spróbować jeszcze raz. Pan Darek powiedział mi, że w jego okolicy łowi się sandacze na czerwone twistery, a ja miałem taki w swoim arsenale. 1 rzut i siedzi wędka znowu się gnie, nawet bardziej niż wcześniej. Wyobraźnia zaczęła robić swoje ale nie czułem takiego ciężaru ryby jak wcześniej. Kątem oka obserwowałem reakcję pana Darka, który nie złowił sandacza w całym swoim życiu mimo ogromnych starań. Nie był to jednak sandacz, ani szczupak był to około 100cm węgorz zaczepiony za końcówkę ogona.Kiedy trafił do łódki wił się nie miłosiernie, był strasznie śliski. Już sam pysk wyglądał jak u węża i o mały włos nie dziabnął pana Darka w paluch.Sesja zdjęciowa i do wody. Warto pamiętać, że na Szkierach św. Anny obowiązuje zakaz połowu tej ryby. Przyjąłem gratulacje od całej ekipy i popłynęliśmy do domków.
Wieczorem także wypłynęliśmy ale nie było już tak spektakularnych sukcesów.
Ten dzień obfitował w pozytywne emocje i niezmierną dozę szczęścia. Pierwszy w życiu sandacz (i to jaki), okoń 43cm i rekord życiowy szczupaka, a do tego węgorz zaczepiony o pojedynczy hak za ogon to się nazywa fartowny dzień.
Ogółem w 12 osób złowiliśmy około 100szczupaków 40-84cm, 2 sandacze, około 1000 śledzi i masę okoni.
Kilka moich rad dla planujących wyjazd na szkiery. Warto zaopatrzyć się w zapas przyponów, gdyż w maju ryby stoją tam w trzcinach i łatwo coś zerwać, dużą ilość gum(imitacje śledzia, seledyn, i biało-czerwone), bo tamtejsze ryby mają zero szacunku dla przynęt i niemiłosiernie obskubują ogonki, wszelkiego rodzaju wahadła typu Alga i Gnom, które potwierdziły swoją skuteczność, a dodatkowo okulary, czapkę i krem z filtrem. Jedzenie najlepiej zabrać z Polski będzie dużo taniej, i nie bójcie się dużych przynęt. Warto też spróbować metody żywicowej i martwej rybki. Okazały się one bardzo skuteczne.
Nasza eskapada została zrealizowano poprzez biuro podróży Eventur. Więcej inf. Na ich stronie. Ja mieszkałem w domku Weyde1, z jego tarasu łowiłem ukleje na żywca. Domki i łódki są w dobrym stanie.
Cały wyjazd był spełnieniem moich marzeń i mam nadzieję, że uda mi się go powtórzyć. Polecam to łowisko wszystkim tym, którzy chcą złowić duże ryby i nacieszyć się pięknem nie naruszonej przez człowieka przyrody.
[/p]