Szwagier i ja na rybach.
Grzegorz Leśniak (zegar)
2010-05-02
Po pół godzinie zajechaliśmy na miejsce, było ciemno więc przyświecałem Andrzejowi
żeby mógł rozłożyć sprzęt , było zimno , szron na trawie i duża mgła nad wodą. Tylko w pobliskich krzaczkach słychać było świergot ptaków, ale jakiś taki nie mrawy. Wędki zarzucone więc wzięliśmy się za „dogrzewanie” browarkiem. W koło istne mgielne opary. Szczytówki pod naszą baczną obserwacją (łowił na ciężko). O koło pół do szóstej pierwsze branie, po krótkim holu Andrzej wyciągnął sporego karasia. Powoli zaczęli zjeżdżać się inni wędkarze. Nam nie szło już tak dobrze, gdy się rozwidniło i wzeszło upragnione słoneczko zrobiło się cieplej. Brania były sporadyczne i wieszały się małe płoteczki.
Po sesji zdjęciowej zalewu postanowiliśmy zakończyć wędkowanie. Więc tylko ten jeden karaś był w miarę godnym przeciwnikiem. Może inne czekały aż woda się nagrzeje i później wyruszyły na śniadanko. Może gdyby przez parę dni było cieplej ranem , może rybki śmielej by sobie poczynały z jego wędkami. Najważniejsze że wyskoczyłem chociaż zaczerpnąć wilgotnego klimatu po długiej zimie.
Pozdrawiam…