Szwecja drugi raz
Robert Morawski (robmar2007)
2009-07-23
Ale taka ocena to tylko pozory. Odwiedziłem Syrsan w okresie letnim chcąc połączyć, jak robię to bardzo często, aktywny wypoczynek z wędkowaniem. Oczywiście nie da się jechać na wycieczkę krajoznawczą i złowić kilkadziesiąt szczupaków, ale założenie było inne.
Po powrocie ze Szwecji jestem w tym kraju nadal zakochany. Żadnej miłości prawdziwej nie zniszczą bowiem pozorne rozczarowania. To co najważniejsze decyduje. A nie brak szczupaka na haku. Na sześć dni pobytu nad wodą spędziłem dwa popołudnia. Sądziłem, że tych kilkanaście godzin wystarczy, by zasypać bloga fotografiami. Nie udało się. Mam za to przepiękne zdjęcia miejsc magicznych i wrażenie, że do Szwecji wrócę szybciej, niż nakazuje rozsądek.
W tym miejscu nasuwa mi się refleksja bardziej ogólna. Gdy jeździłem po Szwecji, dzień w dzień robiąc setki lub dziesiątki kilometrów, nie zauważyłem tak licznych, jak w Polsce, tablic reklamowych. Od czasu do czasu, ale licząc na palcach jednej ręki, zdarzają się informacje o charakterze turystycznym, ale nie ma takiego natłoku kiczu i brzydoty. Raczej subtelność i wtapianie się w otoczenie. I co zaskakuje? Sporo jest tablic wskazujących istnienie łowisk wędkarskich.
A u nas, w Polsce? Gąszcz reklam i bannerów zachwalających mydło i powidło. Zero informacji dla wędkarzy. No może tylko: „Ryby świeże, wędzone, smażone”
Ale czy śniętę, z Zalewu Zegrzyńskiego? Tego nie napisano.
Wróciłem ze Szwecji sfrustrowany. Nie brakiem szczupaków na fotografiach ale widokiem zdarzeń w wiadomościach. Chcę wrócić nad Syrsan jeszcze jutro!!! Mogę tam jechać ze związanymi rękami i bez wędek. Tylko patrzeć się w wodę...