Taaaaką rybę złapałem - zdjęcia, foto - 1 zdjęć
Mijają już dwa tygodnie od powrotu z Nielisza, najwyższy czas odwiedzić nasze lokalne wody. Z tego co słyszymy ostatnią rybę na Wiśle widziano w 74 roku, ten kierunek więc odpada. Takiego bezrybia na naszej Wisełce to najstarsi ludzie nie pamiętają, normalnie tragedia. W związku z tym że w naszej okolicy liczba zbiorników PZW nie powala, wybór mógł być tylko jeden ………. Podzamcze.
Teoretycznie rzecz biorąc o tej wodzie również nie można powiedzieć ze ryby pchają się na brzeg, ale od czasu do czasu jednak coś można wyciągnąć, jedziemy. Ponieważ moje starsze prywatne osobiste dziecię płci żeńskiej (takie co to już dwa lata kształci się poza domem) w sobotę zmieniało mieszkanie, tatuś oczywiście część soboty musiał spędzić na podróży do Lublina i targaniu bambetli, wyjazd zaplanowaliśmy dopiero na 17. Szykowałem właśnie sprzęt na wypad gdy odwiedził mnie dawno nie widziany kumpel (taki od piaskownicy), zrobiłem kawę siedliśmy chwile pogadać. Ponieważ widział że pakowałem sprzęt temat zszedł na wędkarstwo. Okazało się że kumpel też macha trochę kijami, usłyszałem między innymi taką opowieść: jakieś miesiąc temu byłem z kumplem na noc na Wiśle, było zajebiście, złapałem 9 leszczy takich po dwa, trzy kilo. Powiedziałem mu że albo jest w czepku urodzony albo dodał sobie 8 sztuk, poza tym od kilku lat ja osobiście nie złapałem ale nie widziałem również żeby ktoś wyciągał takie sztuki a tu mowa o 9 (nie mówię że nie ma takich na naszym odcinku Wisły). To jeszcze nic, kontynuował kumpel, po kilku dniach od powrotu dowiedział się że ekipa która usiadła po nich na miejscówce wyciągnęła 90 kilogramów leszcza. Ten wynik to już wręcz wyśmiałem, na co kolega powiedział że wie to z wiarygodnego źródła. Przyznam że ręce opadają jak słucha się takich opowieści. Ale ,,nic to’’ jak mawiał pewien noszący szablę niewysoki człowiek.
Chwilę po piątej meldujemy się na łowisku a tu pomimo że jest sporo wędkarzy to jedna z lepszych (zdaniem tubylców) miejscówek jest wolna, zasiadamy więc właśnie tam. Kule zanętowe przygotowane w domu, na dzień dobry wysyłamy płetwiakom zaproszenie do współpracy. Pozostało klapnąć w fotelach i czekać na brania. Jeden z wędkarzy opowiada że siedzi tu praktycznie od tygodnia (całe popołudnia i nocki do 2) i rezultaty nie powalają. Ryba bierze z częstotliwością jedna dziennie. To jakiś leszcz, to karp, sandacz również się trafił (taka 70 – widzieliśmy fotki), ale ogólnie nie ma powodów do świętowania. Na stronie po której usiedliśmy naprawdę sporo wędkarzy ale podobnie jak u poprzedniego kolegi wyniki nie powalają.
Minęło kilka godzin czas przerzucić zestawy. Na pierwszym zacięty malutki okonek, na reszcie wędek pusto. Łapiemy na białe, czerwone i kukurydzę. Mijają kolejne godziny odwiedza nas młody przedstawiciel miejscowych i zaczyna opowieść jakie to ryby wyciągają w miejscu w którym siedzimy i obok. Płocie takie ponad 30cm są na porządku dziennym, okonie to najmniejsze ponad 35cm, sporo czterdziestaków a ponoć widziano tez okonia ponad 50cm że o dużej ilości sandaczy nie wspomnę. W miejscu nazwanym ,,obok’’ starszy sympatyczny pan (miejscowy) łowi na żywca ale również bez efektów, po zapadnięciu mroku wrócił do domu.
Noc minęła spokojnie, kije nawet nie drgnęły. Nawet pocieszycieli (nietoperze) nie było, najnormalniejsze w świecie nudy, do tego nad ranem zrobiło się bardzo zimno. Zaczęło świtać, powrócił starszy pan i łowienie na żywca. Mijały godziny, efektów brak dobrze ze chociaż pogoda ładna. Wreszcie alarm na zestawie młodego, jest pierwszy ryb, całkiem sympatyczny pan leszcz 47cm. Wraca nadzieja że może połapiemy tym bardziej że na wędkach sąsiada zaczyna się ruch. Niestety zacięcia nie przynoszą efektów a brania były naprawdę fajne. Cały czas liczę że może drgnie któraś z moich wędek, zamiast tego przychodzi kolejny opowiadacz i raczy nas swoja wędkarska opowieścią. W miejscu w którym siedzimy to oni (patrz miejscowi) wyciągają (tekst zaczyna się od,, może mi nie uwierzycie ale…’’) takie płocie i tu wskazanie długości ryby do złudzenia przypominające gest Kozakiewicza a liny, panowie takie tu się wyciąga i żeby wskazać długość ryby naszemu gościowi ręki zabrakło, nie mogło zabraknąć oczywiście tematu sandaczy i szczupaków. Sandacze to takie po 6kg są na porządku dziennym ze szczupakami podobnie. Zakończył opowieść i ruszył dalej na rekonesans po brzegu. Chwilę później podszedł jeden z łowiących nieopodal wymienić się wrażeniami na temat panującej mizeroty. Gdy powtórzyliśmy mu słowa naszego gościa tylko się roześmiał i dodał ,,to miejscowy oczywiście’’.
Wypad mimo wszystko zaliczamy na plus, młody wyciągnął fajna rybkę, my odpoczęliśmy. Przez jakiś czas pozostało nam żyć wspomnieniami z Nielisza a ponadto fajnie jednak, że tradycja wędkarska pod tytułem ,,taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaką rybę złapałem’’ jeszcze nie zaginęła.
Pozdrawiam
połamania
Autor tekstu: Krzysztof Jankowski
Husqvarna | |
---|---|
Moje ulubione: dzisiaj to bida, ale tydzień temu to.... tu wstaw dowolny medalowy okaz :) (2015-06-29 22:34) | |
nizgor | |
Ale tak to jest nad wodą :) Jak nikogo nie ma to biorą. (2015-06-29 22:37) | |
Komancz | |
Dwaj wędkarze byli świadkami napadu na sklep. Obaj zgodnie zeznali, że napastnicy ważyli po 200 kilogramów i mierzyli grubo ponad 2 metry każdy :)) Co się dziwić, na takim bezrybiu to sobie chociaż życie umilają opowieściami. (2015-06-30 00:03) | |
halski021 | |
No niekoniecznie to bajki . Znajomość łowiska czyni cuda . Miejscowi na toporny sprzęt potrafią złowić rybki , że przyjezdnym z super sprzętem szczęki opadają:) (2015-07-03 16:18) | |
guma2013 | |
Ryba najczęściej zaczyna brać gdy My odjeżdżamy z nad wody :) (2015-07-03 22:32) | |
lucek121 | |
Prawda jest taka że przeważnie rzuca się na chybił trafił bez sondowania dna a elegancki dołek może być o kilka metrów obok:) Poza tym nie zapominajmy,że rybki dobrze się odżywiają swoimi frykasami i niekoniecznie przypadają im do gustu nasze wynalazki:) (2015-07-16 21:17) | |